Aftershokz Trekz Titanium - bezprzewodowe słuchawki dla aktywnych
Wielokrotnie we wstępie do kolejnej recenzji słuchawek wspominałem, jak razem z muzyką są one dla mnie ważne, pozwalając mi odciąć się od otoczenia, skupić na pracy lub zrelaksować się. To wszystko prawda w przypadku słuchawek nausznych, z których korzystam przede wszystkim w domu. Każdy kij ma dwa końce. Maszerując po lesie, czy prowadząc samochód to odcięcie od otaczających dźwięków było dla mnie zawsze poważnym dyskomfortem. Na szczęście znalazłem słuchawki stworzone specjalnie dla mnie.
Kiedy maszeruję po lesie, co zwykle zajmuje mi około dwóch godzin, staram się nie tylko być aktywnym, spalić kalorie i zamknąć kręgi w Apple Watchu, ale także zrelaksować się samym otoczeniem, zielenią liści, błękitem nieba odbijającym się w stawach Arturówka w Łodzi, a także zapachami i dźwiękami lasu. Przez lata maszerując korzystałem z różnego rodzaju słuchawek dousznych, od EarPodsów po różnego rodzaju bezprzewodowe słuchawki dla aktywnych. Wszystkie one skutecznie odcinały mnie od dźwięków otoczenia, dlatego też zdecydowanie częściej wybierałem ciszę lasu niż muzykę czy audiobooka. Podobnie rzecz się miała w przypadku samochodu. Korzystanie ze słuchawek podczas jazdy było jeszcze mniej komfortowe. Znalazłem jednak rozwiązanie moich problemów - są to słuchawki Aftershokz Trekz Titanium, które zakłada się obok ucha, blisko chrząstki, od której zaczyna się małżowina uszna.
Dźwięk, generowany przez głośniki tych słuchawek, trafia zarówno do właściwego ucha, jak wszystkie inne dźwięki otoczenia, ale przede wszystkim przenoszony jest przez wspomnianą chrząstkę i kości czaszki bezpośrednio do ucha środkowego.
Dzięki temu rozwiązaniu ucho pozostaje zawsze odkryte. Możemy słuchać muzyki, audiobooków, prowadzić rozmowę telefoniczną słysząc wszystkie dźwięki otoczenia, włącznie z szelestem liści. Dzięki słuchawkom Trekz Titanium mogę teraz maszerować słuchając muzyki i ciesząc się dźwiękami lasu (oczywiście pod warunkiem, że muzyka pasuje do otoczenia), czy słysząc zawczasu nadjeżdżający z tyłu rower lub samochód (kiedyś zdarzyło mi się być potrąconym przez samochód na osiedlowej uliczce, którego nie usłyszałem właśnie przez muzykę w słuchawkach). Słuchawki Aftershokz świetnie sprawdzają się też w samochodzie. Dzięki nim słyszę wszystko co dzieje się wokół mnie na ulicy, a jednocześnie mogę prowadzić rozmowy przez telefon. Dotąd wszystkie rozmowy przełączałem w iPhonie na tryb głośnomówiący.
Swoją formą słuchawki przypominają mi trochę okulary przeciwsłoneczne, które niektórzy zakładają na tył głowy, zaczepiając je o uszy. Dokładnie w ten sposób zakłada się te słuchawki. Ze względu na wspomniany wyżej sposób przenoszenia dźwięku, pierwsze wrażenia po ich założeniu mogą być mieszane. Nie chodzi mi tutaj o samą jakość dźwięku, o tym poniżej, ale o wyczuwalne wibracje, smyranie skóry w okolicach wspomnianej chrząstki, czy wręcz stukanie w głowę, przy przenoszeniu niektórych dźwięków, np. bębna basowego w zestawie perkusyjnym. Wszystkie te wibracje, smyranie czy stukanie w głowę nie są jednak na tyle silne by powodować jakieś niepożądane efekty. Jedynym zauważonym jest zwykłe zmęczenie, od wielogodzinnego noszenia, występuje ono jednak w przypadku każdych słuchawek nausznych czy dousznych. W przypadku Aftershokz Trekz Titanium męczy się jednak nie małżowina czy właściwe ucho, ale wspomniana już chrząstka. Do smyrania i wibracji przywykłem bardzo szybko. Obecnie w większości sytuacji nie zwracam na nie uwagi.
Na lewym głośniku umieszczono przycisk wielofunkcyjny. Z kolei przyciski regulacji natężenia głośności, z których jeden służy także do włączania i wyłączania słuchawek oraz gniazdo micro USB umieszczone są na prawym pałąku. Korzystanie z nich nie stanowi żadnego problemu. Producent deklaruje, że przy pełnym naładowaniu baterii słuchawki powinny działać około sześciu godzin. To dość bezpieczna deklaracja, gdyż w przypadku testowanego przeze mnie egzemplarza energii w baterii wystarczało grubo na ponad siedem godzin.
Słuchawki Aftershokz dostało wielu dziennikarzy i blogerów, którzy wybrali się na IFA 2016. Z rozmów z nimi wiem, że najwięcej kontrowersji wzbudza jakość dźwięku przez nie generowana. Istotnie, przy takiej konstrukcji można zapomnieć o głębokich i mocnych basach (choć producent twierdzi inaczej). Dźwięk jest nieznacznie płytszy od tego generowanego przez dobre słuchawki douszne, nie wspominając o modelach nausznych. Wynika to z konstrukcji i sposobu przenoszenia dźwięku. Dla mnie jednak jakość ta wystarcza by cieszyć się muzyką w lesie czy podczas innej aktywności.
Trekz Titanium nie mają tendencji typowych dla tańszych słuchawek nausznych i dousznych, do kompresowania dźwięku pompowania go i przewalania średnich częstotliwości co skutkuje utratą selektywności. Poza stosunkowo słabymi basami, grają w miarę szerokim wyrównanym pasmem. Nie ma kłujących w uszy wysokich dźwięków czy przewalonych średnich częstotliwości.
Dodatkowo w zestawie znalazły się zatyczki, które pozwalają odciąć się od otoczenia. Spotkałem się z opinią kilku osób, że poprawiają one jakość dźwięku. Moim zdanie jest przeciwnie. Włożenie ich do uszu psuje stosunkowo dobry dźwięk, który brzmi teraz jakby puszczony z głośnika schowanego pod grubym kocem. Na miejscu producenta w ogóle nie dodawałbym ich do tych słuchawek.
Osobiście nie korzystam z zatyczek z powodów opisanych powyżej. Wiem też, że gdybym miał na co dzień z nich korzystać, to wybrał bym po prostu inne słuchawki.
Jeśli szukacie słuchawek, które pozwolą Wam cieszyć się muzyką, audiobookami, prowadzić rozmowy telefoniczne bez odcinania się od dźwięków otoczenia, to Aftershokz Trekz Titanium mogę Wam z całego serca polecić.
Słuchawki Aftershokz Trekz Titanium kosztują niecałe 130 dolarów USA.
Więcej o nich dowiedzieć się można na stronie producenta.