W Chinach Apple musi grać tak, jak chcą tego chińskie władze
Chiny to dla Apple jeden z najważniejszych, a kto wie, czy nie najważniejszy obecnie rynek. To tam produkowane są niemal wszystkie urządzenia tej firmy i tam sprzedaje się ich więcej niż w USA czy gdziekolwiek indziej. Wraz z urządzeniami, Apple dostarcza też swoje usługi i sklepy z multimediami. Obecność na tym rynku można porównać do stąpania po kruchym lodzie. Nigdy nie wiadomo do końca, czy coś nie zdenerwuje partyjnych urzędników.
Coś takiego stało się w ubiegłym tygodniu. Pół roku po ich oficjalnym otwarciu w Państwie Środka, władze z dnia na dzień i bez ostrzeżenia zamknęły sklep iTunes z filmami oraz cyfrową księgarnię iBookstore. Za decyzję odpowiedzialny jest chiński regulator rynku medialnego, czyli Państwowa Administracja Prasy, Wydawnictw, Radia, Filmu i Telewizji.
Powodów tej decyzji może być kilka. Zdaniem wydawanego w Hong Kongu (regionu autonomicznego cieszącego się znacznie większą wolnością) South China Morning Post decyzja władz miała być spowodowana pojawieniem się w sklepie iTunes nagrodzonego na odbywającym się w tym mieście festiwalu Hong Kong Film Awards filmu pod tytułem "Dziesięć lat". Pokazuje on obraz autonomii po wprowadzeniu tam już oficjalnie komunistycznej władzy Chińskiej Republiki Ludowej. Na filmie mieszkańcy są zastraszani, zamykani w więzieniach i prześladowani - m.in. nie mogą już rozmawiać po kantońsku (komunistyczne władze używają języka mandaryńskiego). Obraz ten w samym Hong Kongu bardzo szybko zniknął z kin.
Zamknięcie wspomnianych sklepów zbiega się w czasie z oświadczeniem złożonym przez radcę prawnego Apple przed jedną z komisji Kongresu USA, w którym stwierdził, że firma odrzuciła prośbę władz Chin o udostępnienie im kodu źródłowego systemu iOS. Nie sam fakt odrzucenia mógł być powodem irytacji, ale przyznanie tego przed wspomnianą komisją, co mogło być odebrane jako publiczne przechwalanie się tym, że Apple postawiło się Chińczykom i wygrało.
Trzeci z powodów zamknięcia dwóch sklepów z cyfrowymi multimediami jest zdecydowanie groźniejszy dla Apple, a kwestie cenzury politycznej, którą firma prawdopodobnie i tak stosuje chcąc utrzymać się na tym rynku, mogą być tylko pretekstem. Zdaniem The New York Timesa, komunistyczne władze Chin zainteresowane są przede wszystkim promocją lokalnych firm technologicznych, starają się im pomóc choćby przez utrudnianie działalności i ograniczanie wpływów korporacji spoza Pańtwa Środka. Apple ma być dla nich zbyt mocno osadzone w podstawowych dla tego kraju gałęziach przemysłu, a obecność tej firmy na lokalnym rynku przynosi wymierne straty chińskim przedsiębiorstwom. I tak na przykład premiera w Chinach iPhone'a SE miała spowodować straty miejscowych producentów, m.in. Huawei.
Usługi i sklepy Apple są nierozerwalnie związane z urządzeniami tej firmy. Brak dostępu do sklepu z filmami i książkami może mieć wpływ na wyniki ich sprzedaży w Państwie Środka.
Apple wydało oficjalne oświadczenie w sprawie zamknięcia iTunes Store z filmami i księgarni iBookstore. Firma liczy na to, że oba sklepy będą ponownie dostępne dla chińskich użytkowników tak szybko, jak tylko to możliwe. Pozostaje pytanie co Apple będzie musiało dać, by w zamian dostać zgodę na ponowne ich otwarcie. Ewentualne dokręcenie śruby cenzury (jeśli w ogóle można dokręcić ją jeszcze bardziej) będzie tylko przykrywką dla jakichś ustępstw na poziomie biznesowym.
Apple czy tego chce, czy nie, musi dopasować się i grać według reguł ustalanych przez komunistyczne władze Chin. Parafrazując tekst kampanii reklamowej Think Different, nikt w Apple nie jest pewnie na tyle szalony, by myśleć, że można zmienić świat za Wielkim Murem, a kołki muszą być dopasowane do dziur, w które mają zostać wbite.
Źródła: The New York Times, South China Morning Post