Czy umiesz mówić „nie”?
Życie codzienne, w ciągłym biegu, ze stałymi schematami działania, rutyna, stająca się czymś tak naturalnym, że zapominamy, jak to jest nie planować i działać z dnia na dzień. Niestety od jakiegoś czasu żyję w takim „kieracie” - wakacje planuję i rezerwuję rok wcześniej, wiem, co podam rodzinie na obiad w nadchodzącym tygodniu, wiem, jak spędzę kolejne dwa, trzy weekendy. W pracy, oprócz standardowych działań, mam zaplanowane operacje, magazyn, zakupy i płatności do końca roku. Nawet mój synek działa już w ciągu tygodnia według pewnych utartych wzorców - wie, kiedy w przedszkolu są posiłki, czas zabawy, dodatkowe zajęcia. W weekendowy poranek potrafi zadać mi pytanie: „Jaki mamy na dzisiaj plan?”. Powiecie, że to straszne, ale zastanówcie się, jak wiele z Was działa według takich samych standardów? Kalendarz papierowy lub elektroniczny jest nam bliższy niż ulubiona książka, piosenka czy kanał TV. Rezerwujemy, potwierdzamy, odrzucamy, przesuwamy, scalamy, wciskamy, wykreślamy. Defragmentujemy nasze godziny, dni, tygodnie, byle wycisnąć z przeładowanego życiem czasu ostatnie skrawki swobody. Czas ucieka tak szybko, że aż szkoda nie planować, by czegoś nie stracić. A gdzie ten spontan, zapomnienie, chwila relaksu? Kiedy to było ostatnim razem, a może nigdy?
Zdjęcie Jaromira
Każdemu jednak raz na jakiś czas w duszy zagra coś takiego, by zostawić to wszystko w cholerę, zrobić coś innego, niestandardowego, nie myśleć o tym, że trzeba pojechać tu, zadzwonić tam, kupić, wyklikać, podpisać albo wysłać. Zrobić coś twórczego, coś, w trakcie czego odkryjemy swoją uśpioną gdzieś głęboko artystyczną duszę. Gdzie nikt nie ma prawa powiedzieć, że tak się nie robi, bo to moje małe dzieło sztuki i wara wszystkim od niego! Łatwo powiedzieć, ale stwórzmy coś! Czy poukładanie w szafie ubrań według kolorów to już sztuka? Zależy jaka szafa i ile ich jest, ale mimo to nie brzmi to jak coś wyjątkowo twórczego. To może spróbujmy dzieła stworzonego w kuchni? Owszem, rodzina doceni, zje i.. zapomni. Fajne, ale trochę zbyt tradycyjne. Mam wrażenie, że w ten właśnie sposób wyrażały siebie (i robią to nadal) nasze babcie i mamy, zapraszając nas na domowe obiadki, do których oczywiście nic nie mam, bo jest to swego rodzaju przepełniona miłością do bliskich twórczość, którą sama również często uprawiam.
Zdjęcie Jacka
Kiedyś było trudniej być artystą, dzisiaj dzięki internetowi i mediom jesteśmy w stanie zarówno bardzo szybko zaistnieć, jak i zniknąć. Każdy z nas może tworzyć, musi tylko znaleźć na to chęci i czas. Moja artystyczna dusza obudziła się, gdy zaczęłam robić zdjęcia iPhone’em. Gdy łapię w obiektyw jakiś ulotny moment, gdy edytuję to zdjęcie, dzielę się nim z innymi, którym się to podoba. Wtedy jestem z tego po prostu dumna. A najważniejsze dla mnie w tym jest to, że cały czas się uczę, że jeszcze nie zrobiłam tego swojego najlepszego zdjęcia. Mam więc pełne prawo pstrykać, obrabiać i tworzyć. Mogę nasycać kolory, prześwietlać, zmieniać perspektywę, dorzucić stado ptaków czy gościa z siekierą. Robiąc zdjęcie, a następnie tworząc końcowy kadr, mamy w głowie wizję naszego dzieła, które u kogoś innego może być kompletnie różne. Najlepszym przykładem tego, że ten sam obraz każdy widzi inaczej, była organizowana jakiś czas temu przez Grupę Mobilni „Akcja-fotokreacja”. Gosia Radziszewska, jedna z członkiń Grupy, tak ją wspomina: „Akcja-fotokreacja miała siedem edycji i polegała na tym, że jeden z członków Grupy Mobilni udostępniał swoje zdjęcie bez żadnej obróbki naszym obserwatorom, zachęcając ich do twórczej interpretacji. Zasady tej zabawy były od samego początku nastawione na »edity« i faktycznie ich rozpiętość była duża: od korekty kontrastu, kadrowania, nasycenia barw po bardziej śmiałe propozycje - nakładanie kilku fotografii, dodawanie elementów, których w oryginale nie było, odwrócenie kolorów czy pór dnia/nocy. Brałam udział w tej zabawie zarówno jako uczestnik, jak i osoba, która oddaje swoje zdjęcie do wolnej obróbki i bardzo miło to wspominam, ale właśnie jako »zabawę w fotomontaż«.”
Zdjęcie Tomka
Ta zabawa była doskonałym przykładem tego, jak różni ludzie odmiennie postrzegają ten sam utwór artystyczny, w tym wypadku zdjęcie, co bezpośrednio przekłada się na to, jak patrzymy na otaczający nas świat i jak go odbieramy w danej chwili. Tę samą fotografię można zinterpretować inaczej latem i zimą, gdy jesteśmy zmęczeni i wypoczęci, głodni czy najedzeni, przebywając w samotności leśnych ostępów lub na zatłoczonej plaży. Złożoność kryteriów, którymi kierujemy się w ocenach i osądach, wykracza daleko poza to, co jest w stanie opisać jakakolwiek współczesna dziedzina nauki.
Zdjęcie Krystiana
Rzadko udaje się zrobić zdjęcie, które od razu nam się podoba, dlatego najczęściej przed pokazaniem naszych ujęć światu sięgamy po jakieś narzędzia do ich edycji po to, by „dociągnąć” je do pewnego „zamysłu artystycznego”. Gosia podchodzi do tego etapu pracy nad zdjęciami tak: „Owszem nasz »zamysł artystyczny« może zakładać znaczącą modyfikację oryginalnego kadru, ale czyż nie przekraczamy wówczas granic fotografii, wchodząc na terytorium grafiki, sztuki plakatu czy fotomalarstwa cyfrowego? Trzeba być świadomym celu, dla którego coś tworzymy. To powinna być intencjonalnie obrana droga, a nie efekt przypadku. Myślę, że gdzieś tu przebiega właśnie granica między dziełem sztuki a kiczem, ale oczywiście wszystko zależy od kontekstu, w którym umieścimy daną pracę.”
Zdjęcie Grzegorza
Tu dochodzimy do odwiecznego problemu estetyki - ile to dość? Istnieją ogólnie przyjęte normy estetyczne, które wyznaczają to, co podoba się tzw. większości ludzi. To one właśnie decydują o tym, że np. na Instagramie jedne zdjęcia potrafią zebrać setki polubień, podczas gdy inne muszą się zadowolić kilkunastoma. Ale czy to na pewno oznacza, że ta druga grupa to ujęcia gorsze? Otóż nie. Poruszając się w obrębie wspomnianych norm, znajdujemy się w bezpiecznym obszarze artystycznym, nie opuszczamy naszej strefy komfortu. Podświadomie „czujemy”, co spodoba się ludziom i w tę stronę kierujemy nasz „zamysł”. Ale czy krążąc wśród tych przyjętych norm, jesteśmy tak naprawdę w stanie stworzyć coś nowego i interesującego? Helmut Newton powiedział kiedyś: „W fotografii są dwa brzydkie słowa: sztuka i dobry smak”. Z kolei Madonna w The Power of Goodbye śpiewa o tym, że „tworzenie zaczyna się z chwilą, gdy nauczysz się mówić nie”. Trudno się z tymi myślami nie zgodzić, bo tak naprawdę, jeśli przyjrzeć się istocie fotografii, można ją sprowadzić do jednej bardzo prostej zasady: przekształcania świata z takiego, jakim jest, w taki, jakim chcielibyśmy, żeby był. Wszelkimi dostępnymi środkami i metodami, niekoniecznie zgodnymi ze sztuką, dobrym smakiem i godzeniem się z normami estetyki.
Zdjęcie Michała
Niedawno przeczytałam o tym, że Steve Jobs pod koniec niemal każdego dnia pytał Jonathana Ive’a: „Ile razy powiedziałeś dzisiaj »nie«?”. W ten sposób starał się skupić uwagę przyjaciela na pomysłach absolutnie najważniejszych, najlepszych, pozostawiających wszystkie przeciętne oraz „takie sobie” daleko w tyle. Może to właśnie jest metoda na dokonywanie w swojej twórczości takich wyborów, które zagwarantują efekt końcowy najwyższej próby? Mówmy sobie „nie” za każdym razem, gdy chcemy kolejny raz nałożyć ten sam popularny filtr, bądź gdy kusi nas, by skadrować zdjęcie w podobny sposób, w jaki robiliśmy to dziesiątki razy wcześniej. Mówmy „nie” dotychczasowym nawykom i rutynie, zadziałajmy czasem niestandardowo - pojedźmy do pracy autobusem, umówmy się z klientem czy dostawcą w miejscu publicznym, wróćmy do domu inną niż zazwyczaj drogą, przechodząc po drodze jeden przystanek pieszo. Przestawmy biurko w pracy lub meble w domu, więcej czytajmy, a notujmy pisząc i rysując odręcznie. Zróbmy zakupy w innym niż zawsze sklepie, wkładając do koszyka nieznany nam dotąd owoc. Wybierzmy się do muzeum malarstwa, obejrzyjmy czarno-biały film. Kupmy choćby najmniejszy zestaw klocków Lego i codziennie budujmy z niego coś innego. Poznawajmy nowych ludzi, a co najważniejsze, ufajmy na co dzień swojej intuicji - ona nigdy się nie myli, w odróżnieniu od rad innych ludzi.
Zdjęcie Daniela
Zamiast robić rzeczy tak jak zawsze i tak jak inni, wybierajmy inną ścieżkę, stańmy się artystami naszego życia z nowymi obrazami w aparacie i wizjami w głowie. Mówmy sobie częściej „nie”, by odkryć swoją artystyczną duszę. Pamiętajmy, że nie zawsze musimy iść utartymi, sprawdzonymi i bezpiecznymi drogami. Nawet gdy za zakrętem czai się nieznane, to właśnie pokonanie go może wnieść do naszego życia coś nowego i zaskakującego. Coś, czego nie da się zaplanować w żadnym kalendarzu.
Zdjęcie Maksa
W trakcie pracy nad artykułem zaprosiłam kolegów redakcyjnych do zabawy w mini Akcję-fotokreację. Jak Wam się wydaje, czy potrafią powiedzieć „nie”? :)