Komentarze wysoki86 Usuń wszystkie komentarze

Jak dla mnie to cały rynek e-watchy prędzej czy później upadnie, albo też stanie się egzotyczną ciekawostką. Sam w przypływie podjarania się tą technologią zakupiłem smartwatcha ze średniej półki cenowej i jakościowej (za ok. 800 zł). I poza pierwszymi dniami, gdy ściągałem tarcze, appki i personalizowałem go pod siebie to tak naprawdę nie robię z nim nic. No może nie do końca nic - czasem jak puszczam przelew i mi się nie chce wstać to sms odczytuję na zegarku. Ekstra O_o Jak dla mnie to wszystko nie ma przyszłości. A za 800 złotych mogłem kupić klasyczny zegarek, który na pewno wyglądałby lepiej, działał dłużej i był bardziej funkcjonalny jako zegarek zamiast udawania czegoś czym nie jest.

Co by o Timie nie mówić to niestety nie ma nawet 1% charyzmy jaką miał Jobs. Może i jest dobrym CEO, ale na pewno nie jest osobowością i wizjonerem. Niestety - wraz ze śmiercią Jobsa skończyła się pewna epoka.

To się dobrze nie skończy. HP jest liderem w dziedzinie druku i tego powinni się trzymać, bo należą do ścisłej światowej czołówki. Natomiast ich komputery to mówiąc szczerze słabizna, że o tabletach, które są jednymi z najgorszych na rynku nie wspomnę. Laptopy się grzeją jak głupie nawet przy korzystaniu z internetu, a tablety? Optymalizacja leży i kwiczy. Tak jak Microsoft nie powinien brać się za telefony, bo nie ma na tym rynku szans, tak HP powinno się z dala trzymać od komputerów.

Jako wierny użytkownik Apple od 2010 roku i posiadacz już drugiego z kolei iPada (Air 2) stwierdzam, że polityka cenowa Apple powoli zmierza do przekroczenia granic zdrowego rozsądku. To już nie chodzi o to czy kogoś stać czy nie, każdy sam decyduje na co wydać swoje pieniądze. Ale za 4 tysiące można kupić sobie super komputer z kosmicznymi bebechami, który do gier czy pracy wystarczy na kilka dobrych lat. iPad nie jest w stanie w 100% zastąpić komputera i pomimo iż to urządzenie jest emejzing to robienie pewnych rzeczy jest na nim zwyczajnie niewygodne i uciążliwe. Podejrzewam, że jeszcze dwa-trzy lata i ceny wywindują tak, że część fanbojów otworzy oczy na realia.

Mam prawie 30 lat, z czego od 15 jestem graczem. W grach widziałem już wszystko i nic mnie nie rusza. A w zasadzie nie ruszało do czasu odpalenia "This War of Mine". Pomimo iż na ekranie nie ma ani bebechów, ani potworów, ani grafiki ultraHD to klimat przygnębia i pozwala wczuć się w beznadziejne położenie bohaterów. Gra jest bezlitosna a jeden błąd może kosztować życie wszystkich mieszkańców rudery, którą przyszło nam zarządzać. Naprawdę szkoda, że tego typu gry nie mają szans na zaistnienie w świadomości większej ilości graczy.

Bardziej od premiery pierwszego modelu pamiętam to co działo się w PL podczas premiery modelu 3g, który był pierwszym oficjalnie dostępnym w naszym kraju iPhonem. Operatorzy wynajmowali statystów po to by robili sztuczny tłok i nakręcali atmosferę przed punktami sprzedaży żeby było tak jak w USA, gdzie ludzie dniami i nocami czekali na premierę a potem wyrywali sobie pudełka. Wyszło to wszystko trochę żałośnie :D

Z biegiem lat coraz bardziej przekonuję się do tezy, że telefon w zakresie gier nie nadaje się do niczego innego niż odmóżdżacze włączane na kilkanaście minut w autobusie, na kibelku czy w kolejce do lekarza. Coraz bardziej rozbudowane produkcje zajmują coraz więcej miejsca i coraz bardziej drenują baterie. Ponadto większość z nich i tak nastawionych jest na wyciągnięcie z gracza jak najwięcej pieniędzy. I to do tego stopnia, ze nawet w grach, które trzeba kupić jest też zawartość/pomoce/przyspieszacze do kupienia za euro. Pamiętam stare dobre czasy gdy kupowało się np. Real Racing 2 za kilka euro i reszta była do odblokowania w miarę postępów gry, ale bez wydawania złamanego euro centa. W trójce natomiast albo trzeba być totalnie no-life i jeździć przez miesiąc w kółko te same wyścigi, żeby wymaksować lepszy pojazd, albo płacić kosmiczne pieniądze. Krótko mówiąc - dno.

Posiadacz androida za 1 zł kupi tez smart watch za 150 zł, który oczywiście nie nadaje się do niczego ale pod względem ilościowym stanowi realną konkurencję dla Apple Watch.

Apple Watch będzie miał bardzo trudne zadanie ze zdomniowaniem rynku, a to dlatego, że aby miało sens jego użytkowanie trzeba mieć jeszcze iPhona. Tymczasem na rynku potentatem (jeśli chodzi o ilość telefonów) jest Android a nie iOS i według mnie trend będzie taki, że iOS będzie tracił udziały na rzecz Androida, choć być może iPhony będą sprzedawać się lepiej iż flagowce konkurencji. Apple przegrywa i będzie przegrywać coraz bardziej na zasypaniu rynku tandetnymi i tanimi telefonami z Androidem, które jednak współpracują z większą liczbą smartwatchy wśród których są też tanie i badziewne zegarki, ale też modele z wyższej półki.

Nie do końca tak jest. Gdy iPhone debiutował w 2007 roku był telefonem pozbawionym wielu podstawowych funkcji takich choćby jak MMS. A pierwsza wersja iOS mogła buty czyścić rozwijanemu od kilku lat symbianowi Nokii. Historia potoczyła się tak a nie inaczej, bo Nokia przespała rewolucję, Android od googla pojawił się dopiero prawie rok później i też był ubogim krewnym, a iOS rozwijał się szybko i we właściwym kierunku. Tymczasem w przypadku zegarków innowacyjność nie odgrywa aż takiej roli bo wiele nie da się wycisnąć z tego typu urządzenia, dlatego też target odbiorców jest dość niewielki. Tablet może być dla dziecka, dla dorosłego, do zabawy, do pracy, do komunikacji itp. A zegarek to tylko gadżet, który nie wnosi sobą w zasadzie nic. Sam mam smartwatcha innej firmy, owszem wygląda ładnie i działa dobrze, ale po pierwszej fali zainteresowania gdzie ściągałem appki, tarcze itp dziś nic z nim już nie robię i tak naprawdę trochę sobie pluję w brodę, bo za te pieniądze mógłbym mieć przyzwoity zegarek tradycyjny, który starczyłby na wiele lat.

A jakież to ma znaczenie? Ważniejsze jest to, że nie wiedział, iż Apple będzie popełniać dramatyczne błędy w przypadku iPhonów. Idiotyczny pomysł na iPhony lepsze (droższe) i gorsze (tańsze), przy czym te tańsze i tak są droższe od większości flagowców innych marek. Przesadne skupienie się na zmianach w wyglądzie zamiast w funkcjonalości - kiedyś nikomu nie przeszkadzało, że 3 od 3gs albo 4 od 4s w zasadzie nie różnił się wizualnie niczym, a pomimo to różnica w działaniu była olbrzymia. Jobs chciał stworzyć produkt idealny - piękny, funkcjonalny, szybki i intuicyjny. Dlatego przez te kilka lat to on wyznaczał trendy, a reszta (głównie Samsung) musiała naginać przepisy patentowe by ich w ogóle dogonić, przy czym zawsze byli co najmniej krok za nimi. Dziś Apple włączył się w wyścig szczurów, a w kolejnych modelach nie ma już nic co by wywoływało efekt "wow". Są tylko kolejne mniej lub bardziej pożyteczne ficzery. A wracając do tematu iWatcha to na pewno trzeba powiedzieć jedno - czy Jobs o tym wiedział czy nie to niestety nie udało się powtórzyć sukcesu iPada i zrewolucjoniozwać rynku. Gdy Jobs wprowadzał tablet to mówili, że to "duży iPhone", nieporęczne i zbędne urządzenie. Dziś tablety rządzą. Natomiast zegarki (zarówno Apple jak i konkurencji) to wciąż raczej ciekawostki dla gadżeciarzy i nie są (i nigdy nie będą) tak powszechne. W sumie to trochę przykre, bo iWatch jak wszystko od Apple jest piękne.

Nie wiem jak z nowszym modelami iPhonów, ale piątka miała taką "super" baterię, że całodzienny pomiar kroków, albo długie dystanse z GPS oznaczały spadek % baterii w tempie niewyobrażalnym. A mając do wyboru opcje fitness albo dzwonienie to wolę jednak dzwonienie. Co ciekawe mój roczny szajsung S5 całą dobę ma włączone zliczanie kroków, stale jest spięty przez BT ze smartwatchem i bateria trzyma spokojnie. Dla mnie kolejny dowód na to, że każdy miłośnik iUrządzeń (do których ja się zaliczam) powinien czasem spróbować czegoś innego.

Przez 5 lat korzystałem z iPhonów przechodząc drogę od 3gs do 5 i od iOS 3.4 do iOS 8. Od mniej więcej roku używam jednak Galaxy S5 z androidem 5. I powiem szczerze, że poza jedną kompilacją androida która muliła wszystko i była beznadziejna to w codziennym użyciu nie widzę specjalnej różnicy w jakości pracy z iOS i androidem. Kwestia przyzwyczajenia i wyrobienia sobie nowych nawyków. Z perspektywy czasu myślę, że cały hejt jaki idzie na andorida pochodzi od posiadaczy albo tanich i słabych telefonów, które zwyczajnie mulą, albo domorosłych hakerów, którzy grzebią w systemie i dziwią się potem, że coś jest nie tak. Kiedyś między systemami była przepaść. Gdy przesiadałem się z androida 1.6 (Era G1) na 3gs byłem absolutnie oczarowany iPhonem, intuicyjnością, płynnością i w ogóle. Dziś ta różnica w dużym stopniu się zatarła.

Z punktu widzenia użytkownika iPad pro to po prostu większy iPad air. Można oczywiście jarać się porównywaniem specyfikacji technicznej i wiadomo, że ona wypadnie na korzyść pro. Tyle tylko, że to nic nie zmienia. iUrządzenia są tak zoptymalizowane, że naprawde różnica w użytkowaniu dla przeciętnego użytkownika jest niezauważalna. Być może gdyby ktoś bawił się w jakieś procesy mocno obciążające system i bebechy to różnica by była, bo pro na pewno pociągnie więcej i płynniej. Ale kto tak robi? Wiadomo, że dla większości osób iPad to zabawka i rozrywka.

Różni się bebechami i wielkością ekranu. Fakt. Dlatego różnica w cenie nie dziwi. Ale między iP 4s a 5, albo między 5 a 6 nie było aż takiej różnicy w cenie, pomimo iż pod względem technologicznym i projektowym były to calkiem nowe urządzenia, a nie odświeżone poprzednie modele. Poza tym cena 4 tys. zł jak dla mnie jest zaporowa. Nie dlatego, że mnie nie stać aby raz na 3-4 lata kupić sobie taki sprzęt. Ale dlatego że wiem, ze za tę kwotę mogę kupić laptopa, który będzie we wszystkim lepszy i przegra jedynie w kwestii wielkości i ewentualnie estetyce (rzecz gustu). Do tej pory nowe modele kosztowały ok. 2200 i za takie pieniądze trudno dostać sprzęt na lata.

Trudno wytłumaczyć różnicami kursowymi to że iPad pro w dniu premiery jest droższy od iPada air w dniu premiery o blisko 2 tys złotych :)

Nigdy nie hejtowałem Apple za ceny bo po prostu uważałem, że skoro są osoby skłonne zapłacić za bardzo dobrze wykonany sprzęt duże pieniądze to jest ok. Niemniej jednak ostatnio wygląda to coraz gorzej. Mojego iP 5 kupiłem w dniu premiery za 2800 zł. Dziś najtańszy nowy iP 6s to 3200 zł. Podobnie rzecz ma się z iPadami. Sam mam model mini i pomimo iż jest już przestarzały to nie zamieniłbym go na żadne androidowe badziewie. Ale płacić 4000 zł z najtańszą wersję iPada pro - przegięcie. W tej cenie można kupić nowy potężny komputer, który wystarczy na kilka lat albo używanego w dobrym stanie Maca. Nie wątpię, że iPad pro jest amazing, ale cena jest zaporowa. No i wreszcie zegarek. Jest piękny jak wszystko od Apple, ale funkcjonalnością nie przebija zegarków tańszych o 500-800 złotych. Podsumowując - Apple zawsze było produktem luksusowym, ale trend cenowy zmierza do uczynienia go wręcz produktem dla wybrańców.

Przez ponad 4 lata użytkowałem iOS przechodząc drogę z iPhona 3gs do iPhona 5. Będąc już znudzonym iOS, który poza kolejnymi zmianami kolorów i ikon niewiele się zmienia w listopadzie przesiadłem się na Szajsunga S5. Początkowo byłem zachwycony i absolutnie urzeczony samym telefonem jak i jego systemem. Dziś już wiem, że to mój ostatni telefon z Androidem. Jest to chłam jakich mało. Sprzęt z takimi bebechami, z najnowszym systemem tnie się przy najprostszych czynnościach. Dramat.

A ja dwa prawie trzy miesiące temu zdradziłem iPhone i kupiłem Szajsunga S5. Czemu? Bo po prostu był tańszy. Nie zamierzam teraz robić analizy porównawczej obu konkurencyjnych marek, ale powiem tyle że nie żałuję. Z ciekawością obserwuję poczynania Apple, ciekaw jestem iWatch'a, być może kupię iPada (na razie mam mini i jestem zadowolony) ale nie czekam na iPhone'a 6s, 7 czy jak by on tam się zwał. Powód jest bardzo prosty - nowy model będzie wyglądał nieco inaczej, będzie miał lepsze bebechy ale pod względem funkcjonalnym nie będzie niczym szczególnym się różnił od używanej do niedawna przeze mnie 5.

Urzędnik tak jak każdy obywatel i przedsiębiorca porusza się w tych samych granicach prawa. Oczywiście że są urzędnicy złośliwi, którzy utrudniają jak mogą tak samo jak są obywatele którzy w celu dokuczenia urzędnikowi robią takie rzeczy że byś się zdziwił. Tak czy inaczej kolejny raz w tej offtopowej dyskusji mogę się zgodzić - aparat urzędniczy jest za duży, zbyt kosztowny i mało efektywny. Jednakże aby to zmienić nie trzeba likwidować trzynastek, albo robić popisówek w stylu "zwalniamy 10% stanu osobowego" (było to modne kilka lat temu). Wystarczy po prostu uprościć procedury zlikwidować część całkowicie zbędnych zapisów, tak by po prostu następował samoczynny spadek zapotrzebowania na pracowników w urzędach. Tak się jednak nie dzieje. Sama ustawa śmieciowa wprowadzona w 2013 wymusiła zatrudnienie tysięcy osób w skali kraju, które nie robią nic poza sprawdzaniem czy wszyscy zapłacili za ich wywóz i wysyłaniem wezwań do tych którzy się uchylają. Bardzo twórcze i bardzo potrzebne. Nigdy nie zmieni się nic na korzyść jeśli rządzący będą się bali mediów i opinii publicznej. Czekam na polityka który powie: zmniejszymy ilość przepisów, zmniejszymy ilość urzędników, a ci którzy pozostaną będą zarabiać godnie w zamian za uczciwą pracę. Utopia co?

Nikt mi nie broni. Tak jak nikt nie broni osobom zazdroszczącym trzynastek zatrudnić się w sferze budżetowej. Mi chodzi wyłącznie o wieczny hejt na urzędników, który jest niczym nie usprawiedliwiony i prowadzi do patologii. W mojej grupie zawodowej tj. wśród pracowników takich instytucji jak moja średnie miesięczne wynagrodzenie jest niższe o ok. 1200zł od średniego miesięcznego wynagrodzenia w ogóle. Od 2009 roku pensje nie drgnęły, choć np. ceny biletów na komunikację miejską wzrosły o ok. 40%, a koszty paliwa o 20%. Ze nie wspomnę o mediach i jedzeniu. Wszyscy o tym wiedzą i nikt z tym nic nie robi. Bo się boją hejtu ze strony mediów i takich właśnie głupiomądrych internautów. A potem jest zdziwienie że ten czy inny pracownik wynosi informacje na zewnątrz za pieniądze. We Francji czy w komunistycznych Chinach bycie urzędnikiem jest zaszczytem dostępnym dla niewielu, ludzie ci są powszechnie szanowani i zarabiają dobre pieniądze. W Polsce jesteśmy opluwani. Z zawiści.

Stwierdzenie "tak jak w prywatnej firmie" dotyczyło całości wypowiedzi a nie tylko tego co zacytowałeś/aś. Ale zgodzę się z tym, że to są dwa różne światy, w których pracuje się na zupełnie innych zasadach. Tyle, że nigdy nie widziałem urzędnika który wieszałby psy na kimś tylko dlatego, że pracuje w sektorze prywatnym. Odwrotne sytuacje natomiast są nader częste, nie tylko w internecie. Ludzie oburzają się, że np urzędnik dostaje nagrodę, bo to "z ich podatków". Ale jeżeli bankowiec dostaje nagrodę z ich odsetek i opłat bankowych to już się nie oburzają. Hipokryzja :)

Fakt jest taki, że ja jako urzędnik (jak również wielu moich kolegów i koleżanek z którymi o tym rozmawiam) bardzo chętnie zrezygnowałbym z trzynastki, wczasów pod gruszą i kilku innych postkomunistycznych reliktów które tak naprawdę nie mają racji bytu. W zamian jednak oczekiwałbym aby w mojej instytucji państwowej wprowadzono prawdziwy system motywacyjny. Żebym wiedział, że jeśli będę pracował dobrze, a przełożony będzie ze mnie zadowolony to dostanę premię. Żebym wiedział, że jeśli skończę studia albo jakieś kursy to będę miał szanse na awans, czyli większą odpowiedzialność ale i większe zarobki. Tak jak w prywatnej firmie. Niestety tak nie jest i dłuuugo nie będzie. Ludzie przychodzą na konkretny stołek i siedzą na nim aż odejdą. Ja nie mam po co się starać bo i tak nie mam żadnych dodatków które ktoś może mi zabrać jak również nie dostanę żadnych nagród czy premii nawet jeśli będę pracował 80 godzin tygodniowo. To jest dopiero patologia :)

Nie wiem czy wiesz (pewnie nie) że dodatkowe roczne wynagrodzenie (tzw. trzynastka) jest wprowadzona odgórnie ustawą i nie jest ono uznaniowe. Ustawa reguluje też dokładnie przypadki kiedy trzynastka się nie należy lub należy się tylko w części. Kolejna rzecz o której pewnie nie wiesz to to, że jako obywatel możesz to zmienić. Zawiść i niechęć do urzędników jest tak wielka, że uzbieranie 100 tysięcy podpisów i nakręcenie nagonki medialnej nie powinno być szczególnie trudne. Ponadto posłowie i senatorowie nie dostają trzynastki, więc czemu mieliby nie poprzeć skoro nic na tym nie tracą? Ok, podpadną budżetówce ale miliony takich jak ty będą triumfować. Co się bardziej opłaca i co da większe poparcie? No ale to wszystko nie ma absolutnie żadnego znaczenia, bo jesteś po prostu kolejnym hejterem który wylewa swoje żale w internecie. Zostań urzędnikiem, popław się trochę w "luksusie" zobacz jak naprawdę wyglądają wynagrodzenia i "system motywacyjny" który jest karykaturą samego siebie. Wtedy porozmawiamy :) P.S. Wzrost cen w sklepie apple o ok. 40 groszy na aplikacji nie ma dla mnie znaczenia bo i tak ceny są przystępne.

Doskonale pamiętam jakie emocje wywoływały te akcje w latach ubiegłych. Mogę skwitować to porównaniem. Wyobraźmy sobie obrzydliwie bogatą ciocię która swojemu bratankowi daje wstrętny, włochaty sweter w kolorze zgniłozielonym. Oczywiście należy się cieszyć, bo przecież mogła nie dać nic. Z drugiej jednak strony jest zawód bo stać ją na więcej. Dokładnie tak samo jest z Apple. Jedna z najpotężniejszych marek na świecie może sobie pozwolić na danie za darmo (czyli de facto zapłacenie producentowi) praktycznie każdej gry czy aplikacji jaka dostępna jest w AppStore. Oczywiście nie musi tego robić, ale wtedy pozostaje zawód. Oczywiście jakiś niewielki procent osób był zadowolony z tego szajsu jaki nam dawano, tak samo jak jakiś procent osób lubi wstrętne włochate swetry w kolorze zgniłozielonym. Jednakże oceniając całe to przedsięwzięcie całościowo jest to niewypał, wstyd i zamiast sprawić ludziom radochę tylko ich denerwowało.

I na koniec jeszcze jedna uwaga. Cyfrowy dystrybutor gier jakim jest Steam, gdzie gry generalnie są bardzo drogie, potrafi kilka razy do roku zrobić promocję, gdzie obniżki sięgają 80%. Przy tej okazji biją kolejne rekordy liczby wejść i osób online. I w tę właśnie stronę powinno iść Apple. Firma której jednym z kluczowych atutów jest (była?) innowacyjność w tym aspekcie ma wiele do nauczenia się od innych technologicznych gigantów.