Komentarze 36f992051a Usuń wszystkie komentarze

Z newsa wynika, że ktoś w Apple chciał tak bardzo pomóc, że aż zaszkodził. Do tego absolutna beztroska i lekkomyślność Mata Honana w posługiwaniu się ważnymi kontami mailowymi i... tyle. Dziury w bezpieczeństwie iCloud niewątpliwie się znalazły - pomiędzy oparciem krzesła a klawiaturą. A na takie nie ma metody.

Artykuł jest o wydatkach na reklamę, a kłótnia na forum o lobbing. To działania najczęściej nie związane ze sobą, mają różne cele i całkowicie różnych adresatów. Co jedno ma wspólnego z drugim?

@TheMoonwalls

Ja się wcale nie dziwię i doskonale wiem, że App Store (jak i konkurencję) wypełnia w dużej części bezwartościowa sieczka, i to w każdej kategorii. Zwracam jedynie uwagę na fakt, że ten sklep przypomina bardziej stragan z masą kolorowych, z grubsza podzielonych na stosy pudełek, pozbawionych opisu tego, co jest w środku, a nawet informacji o producencie. Albo więc trzeba pracowicie grzebać w bezładnych stosach i po kolei otwierać pudełka, albo kupować z polecenia lub pod wpływem potykacza reklamowego, co jeszcze bardziej upodabnia całość do straganu. A przydałyby się jakieś wyodrębnione stoiska z kolekcjami i katalogi tematyczne, jak chociażby w iTunes Store. A do tego jakiś sensowny i bardziej zaawansowany system wyszukiwania, a może nawet porównywania zawartości. Wtedy i system komentarzy mógłby zacząć żwawiej funkcjonować. Cenię App Store za to, że jest... ale jak na razie jest prymitywny i przez to nazbyt często wkurzający przez zmuszanie do szukania igły w stosach sieczki.

Przyczynia się do tego w znacznej mierze wyjątkowo marny sposób ekspozycji aplikacji na "półkach" App Store i prymitywny sposób przeszukiwania zasobów sklepu. Podział na kategorie niewiele mówi, nazwa i ikona mówią najczęściej jeszcze mniej, a informacja o cenie w takich warunkach to abstrakcja. Poza promowanymi hitami i aplikacjami potentatów, reszta ma nikłe szanse z zaprezentowaniem się potencjalnym nabywcom w sytuacji, gdy nie wyświetla się żaden, nawet skrócony opis appki przy fokusie na niej i żeby się czegokolwiek dowiedzieć, trzeba w tym celu wejść na jej stronę w sklepie. Przy setkach tysięcy aplikacji i czasie jaki przeciętnie da się przeznaczyć na ich przeglądanie jest to sposób skrajnie nieefektywny i nieracjonalny.Trudno się się dziwić, że przytłaczająca większość oferowanych produkcji nie ma szans nawet na pobieżne obejrzenie i ginie w masie... no właśnie, tych przez nikogo nie odwiedzanych.

Racja. Z makami zapoznają się w przyszłości tylko ci, którzy zdecydują się je kupić na prywatny użytek, gdy sektor biznesowy, a zwłaszcza publiczny, pokaże Apple plecy.

Prestiż marki Apple nie ginie, ale jest konsekwentnie spieniężany. Akcjonariusze mają powody do zadowolenia, bo wartość marki Apple spuchła dzięki temu do niewyobrażalnych rozmiarów. Mało którego z nich obchodzi, że przy okazji jest coraz bardziej rozmieniana na drobne u klienteli, dla której retina, ścinająca wydajność nowego komputera poniżej poziomu starszych maszyn, z nawiązką wynagradza spóźnione o kilka lat przeproszenie się z USB3 czy kastrację z podstawowych interfejsów, uzależniającą wykorzystanie dotychczas posiadanych peryferiów od kolejnych przejściówek. I której nie przeszkadza, że ryzyko definitywnego padnięcia sprzętu i konieczności jego wymiany na nowy na długo przed utratą przydatności stało się wyjątkowo wysokie. Do niedawna jeszcze sprzęt Apple zachowywał pełną sprawność i niezawodność aż do zupełnego moralnego zużycia się i najczęściej jeszcze długo po nim. To było podstawą utrzymywania wartości przez te komputery we wtórnym obrocie i przez lata budowało prestiż marki. Ale to już przeszłość. Od teraz sprzęt Apple będzie się kupować tylko nowy, a ryzyko kupna pogwarancyjnej używki podejmą chyba tylko desperaci albo kompletni ignoranci. Przedsmak tego już jest, o czym świadczą zastępy stosunkowo nowych, pogwarancyjnych iMaców na eBayu i Allegro, których sprzedawcy nieodmiennie zapewniają, że co prawda są jakieś paski albo przebarwienia na ekranie, ale są niewielkie i zupełnie nie przeszkadzają w codziennym użytkowaniu. Albo takie, które niespodziewanie się wieszają albo same się restartują, ale wystarczy mały programik do regulacji prędkości wiatraków i gra gitara. Mają rację ci, którzy twierdzą, że decyzja Apple odstąpieniu od ekologicznej certyfikacji sprzętu komputerowego jest przemyślana i uzasadniona względami biznesowymi. Widać też, że decyzja ta znalazła licznych fanów i obrońców wśród miłośników super gęstego upakowania pikseli czy zmniejszenia o kolejny milimetr grubości obudowy. Tani poklask okazał się po prostu bardziej dochodowy od prestiżu, więc prestiż musiał pójść w odstawkę.

@Roberto

Rozkładanie akurat tej mojej wypowiedzi na czynniki pierwsze w kontekście certyfikatu nie ma sensu, bo nie tego dotyczyła. O certyfikacie napisałem wcześniej - rezygnacja z uznanej i powszechnie honorowanej certyfikacji ekologicznej to tylko kolejny przykład arogancji potentata i postępującej erozji fundamentów jego dotychczasowego wizerunku w pogoni za kasą z rynku masowego.
Monolityczna konstrukcja telefonu czy tabletu nie wzbudza moich zastrzeżeń, bo i tak czas życia tych urządzeń nie przekroczy czasu życia baterii (o ile ta nie okaże się wadliwa). Natomiast przeniesienie takiego podejścia do ultra- i notebooków, a zwłaszcza desktopów, już nie wzbudza mojego entuzjazmu. Sklejanie wszystkiego w jedną, nierozbieralna bryłę wraz z obudową zbytnio sprzyja ukrywaniu wad i niedoróbek tak, aby w czasie gwarancji tylko Apple mogło je oglądać, a po gwarancji każdemu innemu się odechciało. Poza tym, to zwykłe marnotrawstwo, bo trzeciorzędna awaria albo uszkodzenie po gwarancji mogą trwale pozbawić użyteczności nie tani przecież sprzęt, na długo przed jego moralnym zużyciem. I pod tym względem przyjdzie nam traktować ten sprzęt jak jednorazowy - do pierwszej niesprawności po gwarancji. I zapewniam - żadna instytucja ani urząd nie kupią masowo sprzętu obarczonego takim ryzykiem.

@Roberto

Obniżenie kosztów produkcji, skrócenie żywotności urządzeń i rezygnacja z ich niezawodności w dłuższym okresie czasu, przekierowanie oferty do masowego, mniej wymagającego użytkownika, ale za to bardziej podatnego na amajzing ficzery - iPad mini nadchodzi, a i iPhone mini wkrótce też być może. Wszystko coraz bardziej nierozbieralne, jednorazowe i do szybkiej wymiany na nowszy model. Firmy, szkoły ani uczelnie nie wymieniają sprzętu ani oprogramowania na nowe co dwa lata.

@bastiann

Z punktu widzenia obecnego CEO Apple, ten kierunek jest jak najbardziej słuszny - wydarcie z rynku jak największej kasy w jak najkrótszym czasie. Ekologiczna certyfikacja sprzętu była w tym niewątpliwą przeszkodą. Tak, jak i zadowolenie tych użytkowników Apple, którym samo myzianie po ekranie nie wystarcza i - o święta naiwności - za cenę powyżej przeciętnej oczekują sprzętu i usług powyżej przeciętnej. Ta sytuacja zaczyna coraz bardziej przypominać historię microsoftowego IE: tak długo był rozwijany wbrew coraz bardziej powszechnym standardom, aż się okazało, że niepostrzeżenie w opinii niezliczonych użytkowników z synonimu internetu zmienił się w zakałę sieci.

@MacWojtek

Ta "polityka" to arogancja kolejnej wielkiej korporacji, która uznała, że z górki na którą się wspięła może polewać wszystko i wszystkich.
Dla twojej informacji: system EPEAT powstał przy udziale "nieogarów" z Agencji Ochrony Środowiska USA i służy nabywcom elektroniki, a nie producentom. Oceniane są komputery stacjonarne, laptopy i monitory pod kątem 51 kryteriów środowiskowych. Wszystkie produkty w rejestrze EPEAT muszą spełniać 23 kryteria obowiązkowe. 28 dodatkowych, opcjonalnych kryteriów decyduje, czy produkt uzyskuje status brązowy, srebrny, czy złoty. System EPEAT jest zarządzany przez organizację typu non-profit Green Electronics Council. Rezygnacja z EPEAT może oznaczać tak naprawdę rezygnację Apple z poważnej walki o rynek korporacyjny i edukacyjny w Stanach. Ze wszystkimi tego skutkami dla jakości i trwałości oferowanych urządzeń. Unikalność iGadżetów niepokojąco zaczyna zmierzać ku jednorazowości, co widoczne jest aż nadto wyraźnie. Tym samym w legendzie Apple jest już coraz więcej legendy, a coraz mniej Apple... Jak ktoś już wspomniał, wydźwięk tej decyzji w UE może zrodzić ciekawe i niekoniecznie dla Apple korzystne skutki. Ku przestrodze - jeszcze niedawno Nokia też uważała, że wie wszystko i do tego lepiej o tym, co dla rynku i konsumentów dobre.

@polcreate

No a "darmowe" oprogramowanie?

@Davvido

Wiem tyle, ile napisało mi Apple:
"What does this mean for you as a MobileMe member?
When you sign up for iCloud, you'll be able to keep your MobileMe email address and move your mail, contacts, calendars, and bookmarks to the new service.
Your MobileMe subscription will be automatically extended through June 30, 2012, at no additional charge. After that date, MobileMe will no longer be available."
Specyfikacja migracji z MM do iC też nie pozostawia złudzeń. Błędami wieku dziecięcego iCloud nie ma się co przejmować, bo pewnie za jakiś rok będzie już całkiem bezproblemowo funkcjonować i da się lubić. Zapewne trochę mniej przez tych, którzy dość bezpardonowo zostaną zmuszeni do przerzucenia swoich witryn, dokumentów i galerii w jakieś nowe miejsca w sieci.

@Roberto

Nie ogarnianie to nie grzech, ale rzuca się w oczy. iDisk ani galerie niczym się nie wyróżniają, ale są dobrze zintegrowane z systemem i oprogramowaniem Apple, inaczej mówiąc - niezłe narzędzia za umiarkowaną cenę dla użytkownika makówek. Nic nie stało na przeszkodzie, by je chociażby opcjonalnie i za dopłatą zachować w ramach iCloud. Postanowiono inaczej, więc nie budzi to mojego zachwytu, jak zresztą tysięcy zawiedzionych użytkowników na całym świecie, czemu w dużo ostrzejszej niż ja formie dają wyraz na forach. iCloud w stosunku do Mobile Me to mniej więcej taki sam postęp, jak FCP X w stosunku do poprzedniej wersji tego programu - więcej zabawek, mniej niezbędnych narzędzi.

@Roberto

Proponuję zatem zajrzeć do wikipedii czym jest chmura i związany z nią cloud computing. Dotąd za $119 rocznie miałem u Apple m.in. potrzebną mi przestrzeń dyskową, a wraz z nią użyteczne usługi, świetnie zintegrowane z systemem, dostępne przez www z każdego miejsca i dowolnego komputera. Teraz będę miał za darmo i pod nową nazwą rozszerzoną obsługę posprzedażną multimediów z iTunes, czyli tego, czego w zasadniczej części i tak w Polsce nie kupię. Do tego jeszcze trochę miejsca na drobiazgi wybrane i samosynchronizujące wg widzimisię Apple a nie moich potrzeb. Po co mam czekać na deweloperów - nie warto. Już teraz są dostępne rozwiązania niezależne od Apple, które po zabiciu Mobile Me tylko zyskają na atrakcyjności, a mnie jest wszystko jedno komu zapłacę, byle produkt nie był gorszy niż iDisk porzucony przez Apple. "Amazing" iCloud i tak będę miał wraz z syetemem, ale zapewne już tylko jako bajer do rozrywki - jak iTunes otworzy się na Polskę.:/

@Roberto

Mam około 40 GB danych na iDisku, w tym kilkadziesiąt galerii, dokumentację firmową, setki templatek i szablonów wraz ze źródłami, skrypty, tutoriale i projekty grafik www. Wszystko pięknie ułożone i uporządkowane w w setkach katalogów. Jak zrobić, żeby to wszystko w iCloud było, nawet przeźroczyste, ale było. Do tego, żeby było dostępne na kompach pod różnymi systemami i synchronizowało się w dowolnym czasie i miejscu z moimi Makami? Jak się tymi sprawami chcę i muszę interesować, bo z nich żyję, a kastracja iCloud niczego mi nie ułatwia. Wręcz przeciwnie.

Dla mnie lipa. Usługa iCloud bez sensownej kontynuacji iDisk i Galerii to lekka ściema zamiast rzeczywistej chmury. Jeżeli do czerwca 2012 nic się w tej materii nie zmieni, trzeba będzie wynająć działkę na chmurce u kogoś innego, bo zdecydowanie odwykłem od przenoszenia czegokolwiek na płytach i usb, a dane muszę mieć pod ręką pod praktycznie każdym systemem. A darmowy iCloud zostanie do mielenia prywatnej poczty, kontaktów i tego, co Apple zdecyduje się udostępnić w Polsce przez iTunes. W sumie margines.