W lutym 1955 roku Departament Policji w Los Angeles, na łamach wydawanego wewnętrznie magazynu „BEAT”, przeprowadził konkurs na motto, które w kilku słowach wyrażałoby ideały, dla których został powołany. Wygrało credo „To Protect and to Serve” ( Chronić i służyć), które zgodnie z zarządzeniem Rady Miasta Los Angeles z 1963 roku zostało umieszczone na radiowozach Departamentu. Od tamtego czasu słynną dewizę „Chronić i służyć” przyjęło wiele wydziałów policji w całym anglojęzycznym świecie, czasem w alternatywnej formie „Służyć i chronić”. Pomimo, iż motto nierozerwalnie łączy się z policją, jego przekaz jest uniwersalny. Dlatego zdecydowałem się na jego użycie w stosunku do iPhone'a, szczególnie w kontekście bardzo ciekawego patentu firmy Apple.

Tekst pochodzi z archiwalnego numeru MyApple Magazynu.

Do czego służy iPhone? Do dzwonienia, surfowania w internecie i przeglądania portali społecznościowych, do korzystania z maila i komunikatorów, do robienia zdjęć, grania i słuchania muzyki. To najczęstsze odpowiedzi, jednak ilu użytkowników, tyle indywidualnych potrzeb i uzyskana odpowiedź zależy od osoby, do której to pytanie skierujemy. Można podejść do niego także w sposób software'owy i niejako hardware'owy. W pierwszym przypadku odpowiedź ogranicza wyobraźnia twórców systemu iOS i aplikacji, zamykająca się w zbiorze „AppStore”. W drugim - wyobraźnia użytkowników, a ta jest nieograniczona i potrafi zaskakiwać. iPhone jako otwieracz do butelek, podstawka pod kubek lub nogę krzesła, to tylko kilka przykładów takiej „wyobraźni”, których swoją drogą nie polecam. Jeszcze innej odpowiedzi udzieliłby hejter marki Apple - według niego iPhone to narzędzie do lansu i pod tym względem także on nierzadko miałby rację. Reasumując - bez względu do czego - iPhone bez wątpienia służy swoim użytkownikom.

Zapewnienie bezpieczeństwa danych przy korzystaniu z internetu to temat, który mniej lub bardziej - ale zawsze - istniał w świadomości użytkowników podłączonych do sieci. Teraz jest priorytetem, a wszystko dzięki rewelacjom Edwarda Snowdena o prowadzonym przez amerykańską Agencję Bezpieczeństwa Narodowego programie inwigilacji PRISM. Obywatelom cyber świata nie przypadło do gustu monitorowanie ich połączeń telefonicznych, emaili i kont na portalach społecznościowych, dlatego kilka dużych firm technologicznych, w tym Apple, podjęło działania na rzecz ograniczenia tego typu praktyk. Dyrektor Generalny Apple Tim Cook w swoich wystąpieniach często podkreśla, iż dane użytkowników są bezpieczne i nikt ich nie przegląda, ani Apple, bo go to nie interesuje, ani rząd USA, bo nie ma dostępu do serwerów firmy. Działania te zostały docenione przez amerykańską fundację Electronic Frontier Foundation, walczącą o prawo do anonimowości, prywatności i wolności słowa w internecie. Jej coroczny raport „Who has your back”, oceniający firmy pod względem tych aspektów, przyznał Apple maksymalną ocenę sześciu gwiazdek. Sam Edward Snowden na łamach „The New York Timesa” pochwalił firmę z Cupertino pisząc: „Podstawowe zabezpieczenia, np. szyfrowanie danych, kiedyś uważane za niepotrzebne, są obecnie domyślnie stosowanymi środkami bezpieczeństwa w produktach firm takich jak Apple. Nawet jeżeli telefon zostanie skradziony, to nasze prywatne życie pozostaje prywatnym".

Firma Apple dba także o bezpieczeństwo własnych produktów. By chronić najbardziej newralgiczną i podatną na uszkodzenia część iPhone'a, inżynierowie z Cupertino wymyślili i opatentowali system, który rozpozna położenie smartfona względem podłoża podczas upadku, by nie uderzył o nie, spadając na ekran. Na całość systemu złożyłyby się już posiadane przez iPhone'a sensory: żyroskop, akcelerometr i GPS, a zamontowany w urządzeniu silniczek byłby odpowiedzialny za zmianę środka ciężkości.

Bezpieczeństwo danych i ochrona samego urządzenia to bardzo ważne kwestie i dobrze, że Apple ma je na uwadze. Jednak czy wśród całego zamieszania związanego z ochroną prywatności, szyfrowaniem, hasłami i nierysującymi się wyświetlaczami iPhone'ów nie zapomniano o najważniejszej kwestii? O bezpieczeństwie samego użytkownika?

Premiera nowej generacji smartfonów firmy Apple zbliża się wielkimi krokami. Pojawiają się kolejne plotki, domniemania analityków i pobożne życzenia samych użytkowników, dotyczące tego, co znajdzie się na pokładzie nowych urządzeń. Czytnik tęczówki, Touch ID wbudowany w ekran pokryty dodatkowo szkłem szafirowym, obudowa z nowego stopu aluminium, a może ciekłego metalu? Jestem za, jednak chciałbym zobaczyć coś, co bezpośrednio nawiązuje do hasła „Służyć i chronić”, a na co firma Apple posiada już rozwiązanie. Przynajmniej na papierze.

W marcu ubiegłego roku amerykańskie Biuro Patentów i Znaków Towarowych opublikowało zgłoszenie firmy z Cupertino opisujące „Tryb wykrywania ataku”, dzięki któremu iPhone miałby chronić właścicieli w sytuacji zagrożenia. Wynalazek ma na celu pomoc użytkownikowi w przypadku wypadków samochodowych, rozbojów i problemów medycznych. Po aktywacji trybu detekcji ataku w urządzeniu, iPhone - dzięki wbudowanym czujnikom - monitorowałby określone zdarzenia np. nagłe zerwanie interakcji z ekranem smartfona lub brak ruchu w danym okresie czasu. W innych przypadkach, wykorzystując akcelerometr lub mikrofon, urządzenie wykrywałoby gwałtowne ruchy lub hałas przekraczający ustaloną wartość progową. Dodatkowo, w sytuacji potencjalnego zagrożenia, użytkownik przytrzymywałby fizyczny przycisk kontroli głośności, by zwolnić go, gdyby doszłoby do ataku i tym samym wyzwalałby odpowiednią reakcję smartfona.

System po wykryciu zagrożenia mógłby automatycznie wykonywać połączenia awaryjne ze zdefiniowanymi numerami, a wykorzystując wbudowany w smartfonie moduł GPS - po określeniu pozycji iPhone’a - także z najbliższą osobą z listy kontaktów lub lokalną jednostką policji i pogotowia.

Innym sposobem reakcji systemu na awaryjną sytuację jest uruchomienie alarmu. iPhone przez wbudowane głośniki lub przez głośniki pojazdu, w którym jego użytkownik się znajduje, mógłby odtworzyć dźwięk syreny lub innego alarmu przy maksymalnej głośności, aby zwrócić uwagę i wezwać pomoc ze strony innych osób w pobliżu. W obu przypadkach maksymalne natężenie dźwięku byłoby emitowane niezależnie od aktualnych ustawień głośności. Prócz sygnału dźwiękowego, zgłoszony patent opisuje także możliwość emitowania własnego nagrania głosowego informującego np. o chorobie użytkownika i sposobie postępowania. W obecnych czasach podróże zagraniczne nie są czymś wyjątkowym i także to zostało uwzględnione w systemie. Dzięki preinstalowanym nagraniom w różnych językach, np. angielskim, hiszpańskim, niemieckim i francuskim, właściciel iPhone'a posiadałby możliwość wezwania pomocy także w obcym kraju.

Urządzenie wykrywałoby wypadki samochodowe za pomocą modułu GPS i akcelerometru. Gdy samochód, a tym samym znajdujący się w jego wnętrzu iPhone, przyśpieszy w stosunku do punktu odniesienia, system zostanie automatycznie aktywowany i jeżeli dojdzie do nagłego hamowania, stwierdzi, że ma miejsce potencjalny wypadek.

Aby system nie klasyfikował sytuacji przypadkowego upuszczenia telefonu, napotkania jeleni na drodze czy reakcji spanikowanych użytkowników jako zagrożenia, niepotrzebnie wzywając pomoc, istniałaby możliwość odwołania alarmu w zdefiniowanym czasie.

Firma Apple, tak jak i inni producenci, zgłasza projekty rozwiązań, które kończą jedynie na papierze. Duża ich część jest abstrakcyjna, dlatego pozostają tylko ciekawostką lub próbą blokowania konkurencji. Mam nadzieję, że opisany powyżej patent nie skończy w archiwach urzędu patentowego, ponieważ, jak chyba żaden inny, służy i chroni.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w MyApple Magazynie nr 4/2015:

Pobierz MyApple Magazyn 4/2015