Steve Jobs to niewątpliwie ikona dla użytkowników i fanów produktów Apple, a także dla przedsiębiorców - wszak nauczył się wiele na swoich błędach z młodości i z bankruta, jakim było Apple w 1997 roku, uczynił najbardziej wartościowe przedsiębiorstwo. Ale nie tylko dla nich. To ikona popkultury, na równi z aktorami, artystami czy piosenkarzami. Zamiast jednak filmów czy muzyki, Jobs tworzył produkty, które dla naprawdę ogromnej rzeszy osób były czymś równie ważnym. Jego życie zaś to fascynująca historia, która przerodziła się już właściwie w legendę: długa droga od podróżującego po Indiach zbuntowanego hipisa, przez korporacyjnego buntownika, którego firma jawi się wciąż - nawet kilka lat po jego śmierci - jako swego rodzaju kontrkultura, po ubranego w niebieskie jeansy i czarny golf twórcę coraz to nowych rewolucyjnych produktów.

Reżyser Alex Gibney, jak sam twierdzi, postanowił zmierzyć się właśnie z jego legendą, próbując przy tym odpowiedzieć na pytanie: dlaczego rzesze darzyły go takim uwielbieniem? Dlaczego szef firmy produkującej urządzenia elektroniczne cieszył się estymą, jaką cieszą się artyści? Odpowiedź na to pytanie jest jednak banalnie prosta. Zbudował firmę, która tworzyła wspaniałe i w istocie rewolucyjne produkty. Był przy tym - tak jak jego idol Bob Dylan - wspaniałym gawędziarzem, co Gibney zauważa już na początku swojego dokumentu. Każdy, kto widział choćby fragmenty jego wystąpień, wie, jak wspaniale potrafił on opowiadać. Istotne pytanie, które Gibney także zadaje, brzmi zatem: co łączy nas z produktami Apple? Ta więź moim zdaniem przypomina tę, jaka łączyć nas może z książką czy piosenką. To z niej może brać się właśnie uwielbienie dla autora. Żeby odpowiedzieć na to pytanie, nie trzeba było ponad dwugodzinnego dokumentu. W istocie bowiem Alex Gibney zabawił się w ikonoklastę, który postanowił odrzeć z legendy i pokazać Jobsa oraz Apple od tej drugiej, ciemniejszej strony. Muszę przyznać, że miał co pokazywać.

W swoim dokumencie Gibney prześwietla Jobsa niemalże od chwili jego narodzin aż do dnia śmierci, przedstawiając jednak tylko wybrane wydarzenia z jego życia, które pokazują jego chaotyczny i pełen sprzeczności charakter egoisty, opętanego manią dążenia do perfekcji, niszczącego lub starającego się zniszczyć, a przynajmniej usunąć ze swojego otoczenia każdego, kto naruszał jego misterny plan lub stawał na jego drodze do perfekcji. Tak było z Chrisann Brennan - gdy zaszła w ciążę i urodziła jego córkę Lisę, Jobs zaczął oskarżać ją o to, że miała wiele kontaktów seksualnych, twierdząc przy tym, iż dziecko nie jest jego. Kiedy jednak przyparty do muru uznał swoje ojcostwo, zgodził się jedynie na 500 dolarów miesięcznych alimentów. Podobnie było w przypadku Daniela Kottkego, a nawet Steve’a Wozniaka, którego Jobs oszukał jeszcze w czasach swojej pracy w Atari, kiedy razem pracowali nad grą Breakout. Jak przyznaje reżyser, Jobs był skupiony jak buddyjski mnich, będąc jednocześnie pozbawionym typowej dla takiego mnicha empatii. Zdaniem Daniela Kottkego Jobs faktycznie przepełniony był misją zmiany świata na lepsze i wierzył w to głęboko. Z obrazu przedstawionego przez Gibneya jawi się on jednak jako osoba, kierująca się maksymą „cel uświęca środki".

Reżyser w zręczny sposób wyciąga raz po raz kolejne historie stawiające Jobsa lub Apple w złym świetle (sprawa zmowy z Google i Intelem, dotycząca niezatrudniania byłych pracowników konkurencji, czy unikanie płacenia podatków), często grając przy tym emocjami osób, które wystąpiły w tym filmie. Jednym z najbardziej poruszających obrazów tego filmu jest wywiad z członkiem zespołu pracującego nad Macintoshem - Bobem Belleville’em. Ze łzami w oczach i łamiącym się głosem odczytuje on epitafium dla Jobsa, które napisał zaraz po jego śmierci. Chwilę później wspomina, że na skutek presji, jaką Jobs na niego wywierał, poświęcił się niemal wyłącznie Apple, co doprowadziło do rozpadu jego rodziny.

W filmie wystąpiło całkiem sporo osób, które odegrały ważną rolę w życiu Jobsa czy w historii firmy Apple. Pojawiają się wspomniani już przeze mnie Chrisann Brennan (była dziewczyna i matka jego córki Lisy), Daniel Kottke (jego wieloletni przyjaciel, towarzysz wypraw do Indii i jeden z pierwszych pracowników Apple), jest także Regis McKenna (odpowiedzialny za marketing w pierwszych latach istnienia Apple), Jon Rubinstein (wieloletni wiceprezes Apple, jeden z tzw. ojców iPoda), Andy Grignon (jeden z inżynierów pracujących nad pierwszym iPhone’em), kilku dziennikarzy, no i sam Jobs - Gibney wykorzystał sporo wywiadów zarejestrowanych w różnych etapach życia Steve'a.

Wszystkie te rozmowy reżyser potraktował w pewnym stopniu jak klocki, które ułożył według własnego widzimisię w portret Jobsa własnego autorstwa. Czy zatem udało mu się pokazać go nagiego, odartego z legendy, nimbu wielkiego magika, wyczarowującego coraz to nowe produkty? I tak, i nie zarazem. Jest to jednak obraz dość jednostronny czy wręcz stronniczy. Na pewno jednak jest to dokument warty obejrzenia. Pokazuje Jobsa i stworzoną przeze niego firmę z innej perspektywy. Razem z dostępnymi publikacjami na jego temat, m.in. biografią autorstwa Waltera Isaacsona czy mającą się ukazać w październiku książką „Droga Steve'a Jobsa", pozwala wyrobić sobie własne zdanie o tym człowieku, który - jak każdy - miał pewne wyróżniające go i determinujące jego postępowanie cechy, w niektórych sytuacjach okazujące się być zaletami, a w innych - wadami.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w MyApple Magazynie nr 8/2015:

Pobierz MyApple Magazyn 8/2015