Czy potrzeba nam kolejnego filmu o Jobsie?
Zarówno film Jobs w reżyserii Joshuy Michaela Sterna i z Ashtonem Kutcherem w roli głównej, jak i najnowsza produkcja Aarona Sorkina i Dannyego Boyle'a z Michaelem Fassbenderem grającym Steve'a Jobsa, spotkały się z ogromną krytyką. Pierwszy krytykowany był głównie za bardzo powierzchowne potraktowanie pewnych fragmentów z życia założyciela Apple i za pewne podkoloryzowanie postaci i pewnych wydarzeń. Drugi głównie za to, że jest tak naprawdę bardzo luźną adaptacją wybranych fragmentów biografii i przedstawia pewne sytuacje, które tak naprawdę nigdy nie miały miejsca.
Oba filmy w premierowy weekend wygenerowały podobne przychody z biletów, co w przypadku filmu "steve jobs" Sorkina i Boyle'a oznacza raczej spektakularną klapę. Kto wie, ostatecznie może okazać się, że film z Kutcherem okaże się lepszy od produkcji Boyle'a. Pytanie tylko, czy tak naprawdę potrzebne są te kolejne filmy o Stevie Jobsie. Może lepiej byłoby nakręcić film o Apple, o historii tej firmy, jej zmaganiach z konkurencją, coś w podobie "Piratów z Krzemowej Doliny"? Od premiery tamtego filmu wydarzyło się w historii Apple wiele. Firma otarła się o bankructwo, by później, za sprawą Jobsa, stać się jedną z najpotężniejszych w tej branży. Na scenie pojawili się też nowi, ważni gracze, jak choćby Google, czy Samsung. Zmienił się też rynek, na którym te firmy ze sobą konkurowały.
O tym wszystkim rozmawiamy w dzisiejszym odcinku podcastu MyApple Daily