Wiemy już, że Apple nie zdecydowało zrezygnować z iPhone'a wyposażonego w pamięć masową liczącą 16 GB. Można to oczywiście wytłumaczyć tym, że taki model, będzie kosztował mniej od wersji 32 czy 64 GB, dzięki czemu skusi się na niego z pewnością jakaś grupa, dysponujących mniejszym budżetem klientów.

Już w przeszłości, np. przy okazji wydania iOS 8, użytkownicy mogli przekonać się, że 16 GB to mało. Można było z tym jakoś żyć. Owszem, zmieściło się tylko kilka większych programów czy gier, a w galerii dostępnych było mniej zdjęć. W przypadku iPhone'a 6s 16 GB tych programów, gier i zdjęć będzie jeszcze mniej. I nie chodzi mi tutaj o to, że urządzenie to będzie mogło nagrywać filmy w rozdzielczości 4K, ale o funkcję Live Photos, która do każdego zdjęcia - zrobionego aparatem z matrycą o rozdzielczości 12 megapikseli - tworzy 3-sekundową animację ze zdjęć wykonanych przed, w trakcie i po stuknięciu w przycisk spustu migawki.

Live Photos ma być w nowych iPhone'ach 6s i 6s Plus domyślnie włączona. Paczka ze zdjęciem i filmem - zajmie dwa razy więcej miejsca niż sama fotografia o rozdzielczości 12 megapikseli. Osoba, która skuszona ceną kupi model 16 GB i nie wyłączy tej funkcji, bardzo szybko odkryje, że w urządzeniu zabrakło już miejsca na kolejne zdjęcia, filmy i aplikacje.

Pewnym rozwiązaniem może być tutaj skorzystanie z którejś usług oferujących trzymanie zdjęć w chmurze, jak choćby iCloud czy Google Photos w ramach Google Drive. Niezależnie od tego, przyjemności korzystania z iPhone'a 6s czy 6s Plus o pojemności 16 GB towarzyszyć będzie irytacja związana z częstym odinstalowywaniem programów, a być może także usuwania zdjęć.

Źródło: TechCrunch