Facebook prezentuje M - nowego konkurenta dla Siri
O tym, że Facebook pracuje nad własną konkurencją dla Siri, wiadomo było już od dłuższego czasu. Projekt ten początkowo nosił nazwę Moneypenny, na cześć sekretarki z książek i filmów o Jamesie Bondzie, jednak ostatecznie skrócono jego nazwę do samego M (co również może stanowić odniesienie do postaci ze wspomnianej serii).
Dziś wirtualny asystent stworzony przez firmę Zuckerberga został po raz pierwszy zaprezentowany szerszej publiczności. Zgodnie z wcześniejszymi doniesieniami M funkcjonować będzie jako element aplikacji Messenger. Mimo iż propozycja firmy Facebook na pierwszy rzut oka może przypominać konkurencyjne rozwiązania tego typu, to jednak twórcy zaznaczają wyraźnie, że ich produkt będzie potrafił o wiele więcej niż Siri, Google Now czy Cortana. W odróżnieniu od wspomnianych wirtualnych asystentów M nie będzie polegać wyłącznie na swojej sztucznej inteligencji. W bardziej skomplikowanych czynnościach pomogą mu bowiem specjalnie zatrudnieni do tego celu pracownicy specjalizujący się w obsłudze klienta, tak zwani "M Trainers", których zadaniem będzie dbanie o to, by każde zadanie powierzone M zostało skutecznie doprowadzone do końca, a nowe, nietypowe wyzwania owocowały rozwojem jego umiejętności.
Rozwiązanie proponowane przez firmę Facebook może rzeczywiście przynić się do zwiększenia możliwości wirtualnego asystenta, jednak jednocześnie znacznie ograniczy ono jego "zasięg" (nie wspominając już o ilości pieniędzy jakie Facebook będzie musiał zainwestować w ten projekt). W chwili obecnej z M mogą korzystać jedynie mieszkańcy rejonu zatoki San Fransisco. Docelowo funkcja ta ma zostać udostępniona wszystkim użytkownikom Facebooka, jednak jej twórcy nie ukrywają, że zanim to nastąpi upłynie jeszcze bardzo dużo czasu.
Co ciekawe w chwili obecnej wirtualny asystent nie będzie posiłkował się informacjami zaczerpniętymi z profili w portalu społecznościowym Facebook. Taka funkcja najprawdopodobniej pojawi się w przyszłości, jednak będzie ona wymagać zgody użytkownika.
Źródło: Wired