Kilka dni temu Apple uruchomiło swoją długo wyczekiwaną usługę streamowania muzyki. Nie mogę powiedzieć, że jej premiera była dla mnie długo wyczekiwanym momentem - od dawna używam Spotify i jestem z niego całkiem zadowolony. Niemniej jednak, jako uzależniony od Apple'a facet byłem naprawdę ciekaw jak firma, która już raz zrewolucjonizowała rynek muzyczny zamierza odzyskać swoje (po tym jak wyraźnie zaspała).

Pierwsze wrażenie

Moje pierwsze odczucnia były w zasadzie bardzo dobre. Odwiedziłem stronę Apple aby uzyskać nieco informacji na temat usługi Apple Music i powiem szczerze, że bylem zaskoczony jej jakością. Gigant z Cupertino przyzwyczaił nas już do wysokiej jakości swojej strony internetowej, jednak zakładka Music jest jeden krok dalej. Jest ładna, pełna życia i nowoczesna. Wszystkie informacje podane są w łatwy i przyjemny sposób. Hierarchia informacji jest czytelna, typografia bardzo przyjemna a cała przestrzeń na stronie jest dobrze zakomponowana. 100% Apple w Apple. Postanowiłem skorzystać z darmowego triala i wypróbować Apple Music. To naprawdę smutne, że od momentu pierwszego użycia właściwego produktu wszystko zaczyna się rozpadać.

Marketing Apple Music mocno koncentrował się na wyższości usługi Apple’a nad konkurencją w temacie poznawania muzycznych gustów ludzi, generowaniu świetnych, dopasowanych do upodobań konkretnej osoby playlist i ogólnym wyrafinowaniu algorytmów. Szkoda, że tak nie jest, przynajmniej na razie.

Spędziłem sporo czasu dokładnie wybierając swoje ulubione gatunki muzyczne, utwory czy wykonawców, na usuwaniu z listy wszystkiego co nie trafia w mój gust muzyczny. Fakt, że po 10 minutowym zbieraniu informacji na mój temat Apple Music zaserwowało mi zupełnie nietrafione rekomendacje był dość frustrujący.

Mój faworyt – w sekcji “For you” znalazłem artystę, którego własnoręcznie wyrzuciłem z pojawiających się sgestii. Nawet nie będę wspominał o tym jak mało propozycji znalazłem. Dosłownie 10 razy mniej niż Spotify serwuje mi każdego dnia.

Niezrozumienie czy ignorancja?

Wrzucanie każdej nowej usługi muzycznej w więcej-niż-10-letni interfejs iTunes zwyczajnie nie zadziała. To rozwiązanie swoje ograniczenia, bardzo oczywiste i frustrujące. iTunes nie był projektowany jako soft do streamowania muzyki i jest to teraz bardzo widoczne.

Wrzucanie każdej nowej usługi muzycznej w więcej-niż-10-letni interfejs iTunesa zwyczajnie nie zadziała.

Cały koncept streamowania muzyki jest zdecydowanie odmienny od jej kupowania. Kiedy kupujesz - wszystko jest diabelnie proste. Idziesz do sklepu, znajdujesz to czego szukasz, płacisz, a następnie udajesz do domu delektować się nowym zakupem (tudzież przełączasz się do innego okna programu i odpalasz muzykę wygodnie rozsiadając się na fotelu). Nie mówię, że nie ma na tym świecie osoby, która nie traktuje streamingu jako swego rodzaju karty kredytowej bez limitu… Niemniej jednak, sam w sobie, sposób interakcji z takim rozwiązaniem jest zupełnie odmienny. W związku z tą elementarną, bardzo praktyczną różnicą w sposobie płacenia, sam sposób korzytsania z usługi jest inny. Jest to, przynajmniej dla mnie, ciągły proces eksploracji, niekończący się ciąg nowych odkryć muzycznych. Nie jesteśmy ograniczani przez zasobność portfela czy rozmiar dysku za to, tam zaraz, za rogiem znajdują się tony świetnej muzyki, które tylko czekają, żeby je odkryć. Więc czemu odmawiać sobie tej przyjemności? Znajdujesz utwór który Ci się podoba? dodaj go do playlisty. Odkrywasz nowego, świetnego muzyka? Po prostu kliknij, a cała dyskografia czeka już na Ciebie. Przeciągaj, upuszczaj, twórz playlisty, odsłuchuj playlist innych, baw się. Najprostsze porównanie: Idziesz do restauracji, zamawiasz danie, jest pyszne. Albo: idziesz do restauracji, a tam stół szwedzki pełen samych wspaniałości. Napychasz się jednym daniem, czy smakujesz wszystkiego po trochu?

alt text

Korzystając z usługi streamowania muzyki masz to szczęście, że Twoja biblioteka muzyczna i katalog serwisu z którego korzystasz to jedno i to samo. Apple przegapiło ten fakt i dlatego ich usługa bardzo rozczarowuje.

Apple Music kurczowo trzyma się przestarzałych wzorców projektowych przez co korzystanie z usługi staje się zwyczajnie uciążliwe. Nie ma łatwego sposobu na zarządzanie muzyką, tworzenie playlist albo przesłuchanie popularnych piosenek. Nie ma możliwości łatwego i szybkiego dodania do playlisty więcej niż jednego utworu na raz, lub chociażby odtworzenia całego zbioru “Hot tracks” jako jednej playlisty (poza dodawaniem każdego pojedynczego utworu do stworzonej przez Ciebie). To bardzo dziwne, niewygodne i widoczne na każdym kroku rozdzielenie katalogu muzycznego serwisu i mojej biblioteki z muzyką to mój głowny problem w temacie designu Apple Music. Ale nie jedyny. Apple Music nie jest takie social, za jaki chciałoby uchodzić.

Nie tak social.

Jednym z głownych powodów dla których tak lubię Spotify jest to jak dobrze opcje społecznościowe wkomponowane są w sam produkt. Aktywnie śledzę czego słuchają moi znajomi, przeglądam playlisty innych użytkowników i sprawdzam ich rekomendacje. To dla mnie najbardziej wartościowy sposób na odkrywanie nowej muzyki, a Spotify sprawdza, że jest to ultra łatwe i przyjemne.

Tak wiem, Apple Music ma tą wspaniałą opcje “Connect” i tak, mogę sprawdzić co tam słychać u Pharella. Ale wiecie co? O wiele bardziej wartościowa jest dla mnie możliwość sprawdzenia tej nowej playlisty udostępnionej przez Tobiasa van Schneidera albo informacja o tym, że mój kumpel znalazł nowy, świetny kawałek.

Apple nie daje mi możliwości śledzenia poczynań moich znajomych ani przeglądania playlist tworzonych przez innych użytkowników. Jedyne na co mogę liczyć to tworzona przez profesjonalistów stacja radiowa (nie jest zła swoją drogą, ale jednak to trochę mało) czy playlisty tworzone przez Apple i współpracowników. To dla mnie już deal breaker.

Trzy sprawy…

Apple Music ma trzy głowne wady. Dwie z nich opisałem wcześniej: kiepski service design i brak wartościowych opcji społecznościowych. Trzeci - jako designera - uderza mnie najbardziej. Sam nie wierze, że pisze coś takiego o produkcie Apple, ale… Apple Music ma naprawdę poważne, karygodne błędy w designie wizualnym. Błędy znacząco rzutujące na UX.

Apple Music ma trzy główne wady. Kiepski service design i brak wartościowych opcji społecznościowych oraz (sam nie wierze, że pisze coś takiego o produkcie Apple, ale…) naprawdę poważne, karygodne błędy w designie wizualnym.

alt text

Nice myślę tu o jakiś “wyemancypowanych” sprawach, doborze kolorów, czy detalach typografii. Myślę o absolutnie podstawowych rzeczach - architekturze informacji, hierarchii, layoutach, czytelności. Apple Music robi jedną rzecz dobrze: dezorientuje.

Główny problem z projektowego punktu widzenia? Brak klarownej, intuicyjnej nawigacji. Często nie można stwierdzić dokładnie gdzie w strukturze serwisu się znajdujesz, no, chyba że pamiętasz przebytą ścieżkę.

Fakt, że centralny punkt całego Apple Music, centrum zarządzania, miejsce z którego przeglasz playlisty, toplisty, wyszukujesz artystów nosi nazwę “New” (zamiast chociażby “Music”) mówi sam za siebie

Jest też cala masa innych małych, ale frustrujących rzeczy, poniżej kilka z nich:

  1. Spróbuj odtworzyć “Hot songs” jako playlistę (jeden utwór za drugim)…
    …powodzenia
  2. Spróbuj dodać do swojej playlisty kilka utworów na raz (więcej niż 2)…
    …powodzenia
  3. albo dodać do playlisty jeden kawałek w mniejszej liczbie kliknięc niż 3-4... chyba widzicie do czego to zmierza
  4. Spróbuj odgadnąć jaki tytuł nosi piosenka która właśnie leci w Beats 1… bez używania aplikacji firm trzecich (Edit: jak zostało to wypunktowane w komentarzach, ta teza wynika z mojego niedopatrzenia)
  5. Albo w którym miejscu publicznej playlisty wlaśnie jesteś (hint: w Spotify aktualny utwór jest podświetlony w widoku listy, w Apple Music…
    powodzenia)
  6. Spróbuj dodać cały album do playlisty… itp, itd, podobnych przykłądów jest wiele.

Szczerze: Po kilku dniach korzystania z Apple Music zacząłem doceniać jak świetną robotę wykonał team deignerski… Spotify. Te wszystkie drobne detale o które się postarali: podświetlenie aktualnego miejsca na playliście, fakt, że moje playlisty widoczne są przez cały czas korzystania z softu, że mogę łatwo dodać utwór do swojej listy lub utworzyć nową zwyczajnie go przeciągając. Nie wspominając o prostym, czytelnym i ładnym widoku ekranu głównego w apce od Spotify.

alt text

Apple Music to usługa niedojrzała. Mogę tylko zgadywać, czy w Apple niepoświęcili jej wystarczająco dużo uwagi, czy dopinali wszystko w pośpiechu nie zwrcając uwagi na design. Żadna odpowiedź nie ratuje firmy z Cupertino. Teraz, pisząc ten tekst jeszcze raz, uderzyła mnie jeszcze jedna myśl: Steve Jobs nie pozwoliłb na wypuszczenie czegoś tak niedopracowanego.

Trzy słowa na koniec...

Kończąc ten koncert żalów: Jestem pewien, że nowa usługa Apple znajdzie wielu amatorów. Nie jest to game changer. Ale jest OK. Katalog utworów jest w porządku, cena jest korzystna, a z uslugi można korzystać na dwóch urządzeniach równocześnie. Ale w najlepszym wypadku jest to porządny Fiat a nie Mercedes. W swojej obecnej formie Apple Music nie jest w stanie wyrządzić realnej szkody żadnemu z głównych graczy na rynku streamowania muzyki. Nie jest to produkt godny Apple.

Dziękuję, dotarłeś/aś do końca tego wpisu!

Tekst w języku angielskim znajduje sie na moim blogu na Medium