Słuchawki ze złączem Lightning, bez mikrofonu. Pomysł absurdalny, w dodatku gdy je założymy wydają się być nie wygodne. Wystarczy jednak puścić muzykę aby zakochać się w Philips Fidelio M2.

Przez długi czas trzymałem się iPhone’owych białych słuchawek, w końcu są one dostarczone do zestawu i przy poruszaniu się po mieście naprawdę wystarczające. Ostatnio zapragnąłem czegoś więcej, w podróży sprawdziły się Bose QC25, lepszego sprzętu z tłumieniem hałasu nie znalazłem. Po drodze były też inne słuchawki, mniej lub bardziej audiofilskie. Teraz przyszła pora na Philips Fidelio M2.

alt text

Philips Fidelio M2 to konstrukcja stworzona stricte z myślą o sprzętach z iOS. Nie połączymy ich minijackiem, a kablem lightning. To oznacza, że dźwięk do słuchawek idzie cyfrowo i nie jest przetwarzany przez iPhone’a. Przetwornic DAC jest zintegrowany w słuchawkach. To sprawia, że rzeczywiście możemy mówić o zmianie jakości dźwięku względem innych słuchawek o tym jak brzmi dany utwór decydują już nie same głośniki, ale też procesor.

alt text

Gdy pierwszy raz założyłem je na uszy byłem mocno zawiedziony, niewielkiej wielkości nauszne poduszki nie są czymś do czego jestem przyzwyczajony. Odnoszę wrażenie, że słuchawki są za są za małe i próbują ścisnąć mi głowę. Najpierw odpaliłem muzykę ze Spotify i szybko stało się jasne, że jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. To słuchawki, które od razu pozwalają wychwycić słabszą jakość utworów. I przeżyć muzyczny orgazm po odpaleniu Time Pink Floydów. Wyrazisty bas, tam gdzie być powinien, każdy szmer, wszystko słychać. To słuchawki dla tych, którzy na iPhonie mają zgromadzoną muzykę w najwyżej jakości, łącznie z plikami FLAC.

alt text

To czego słuchawką brakuje to mikrofon. Niestety przy codziennym użytkowaniu iPhona jest to coś niezbędnego, ale mamy do czynienia bardziej z produktem odsłuchowym, niż do casualowego słuchania. Philips Fidelio M2 jest dopełnieniem sprzętu audiofila, który chce słuchać najwyżej jakości dźwięku także poza domem. Nie zależnie od posiadanego urządzenia z iOS, gdzie jakość przetworników różni się, ale usłyszą to raczej naprawdę wnikliwi słuchacze.

Sama konstrukcja jest bardzo dobra do poduszek przyzwyczajamy się po godzinie słuchania podobnie do sterowania, które odbywa się na prawej słuchawce. Mamy tam przycisk do regulacji głośności oraz możliwość pauzowania utworów. Sam pałąk jest regulowany i pokryty przyjemnym skórzanym materiałem, także oplot kabla wydaje się być bardzo solidny. Brakuje mi jakiejś opcji zginania pałąka, tak aby słuchawki zajmowały mniej miejsca przy transporcie.

alt text

Philips Fidelio M2L, to uczta dla uszu i katorga dla portfela. W salonach iSpot zapłacimy za nie 1299 złotych. Wygórowana cena jest adekwatna do jakości, ale jednocześnie sprawia, że zdecydują się na nie wyłącznie prawdziwi melomani. Zawiedzeni nie będą, to sprzęt stworzony z myślą o nich.