W ubiegłym tygodniu na stronie Apple, pojawiły się pierwsze informacje dotyczące nowe systemu - OS X 10.8 Mountain Lion. Niezwłocznie obejrzałem umieszczoną tam prezentację nowych funkcji i co chwilę mówiłem sobie pod nosem - „wow, to naprawdę ma sens” lub „super, że wreszcie się pojawiło”. Niedługo potem jednak tzw. polską makową blogosferę zasypały artykuły pełne żalu i frustracji, bo oto „OS X zmienia się w iOS”, więc jak tu pracować?

Stek bzdur.

Wygląda mi to na polską tendencję do narzekania - nijak nie potrafię spojrzeć na to inaczej. Zamiast wylewać swoje żale na system, na którym nie miałem jeszcze okazji popracować, chciałbym się skupić na faktach, opisując kilka nowości.

W nowej odsłonie systemu OS X dodano odpowiedniki iOS-owych aplikacji Notes czy Reminders (które aktualnie tkwią jeszcze w aplikacjach Mail i iCal). Choć sam ich nie używam, jestem pewien, że dla użytkowników iOS jest oczywiste, że takie aplikacje „dla komputerów” istnieją. Jako, że nie istniały, z pewnością jest to krok w dobrym kierunku (co innego design tych aplikacji, ale to temat na zupełnie inny wywód). Oczywiście, wszystkie informacje wpisane na jednym urządzeniu, będą automatycznie synchronizowane z innymi.

Konsekwentnie zmieniono także nazwy aplikacji; iCal stał się po prostu Calendar, a iChat - Messages, co również wpłynie korzystnie na łatwość obsługi systemu przez osoby, mające do tej pory kontakt jedynie z iOS. W kwestii Messages; wersja beta jest już dostępna na stronie Apple i sam używam jej od kilku dni - mam kilka spostrzeżeń, ale to pewnie w osobnym tekście.

Pojawiło się też Notification Center, znane z iOS 5, które zastąpi popularną aplikację firmy trzeciej - Growl. Jego implementacja - w mojej opinii - jest znakomita, tym bardziej, że już teraz wiadomo jak wiele możliwości personalizacji będzie ze sobą niósł; np. żeby nie otrzymywać powiadomienia o każdej przychodzącej wiadomości e-mail, w aplikacji Mail będzie możliwość stworzenia listy nadawców - tzw. VIPów - od których powiadomienia o wiadomościach będą się wyświetlały.

Jak widać powyżej, iOS-yzacja systemu, w przypadku Mountain Lion, polega głównie na integracji i podobieństwach, w żadnym stopniu nie wpływając na zastosowanie systemu w działaniach profesjonalnych.

W moim mniemaniu to iOS - choć wywodzi się z OS X - „przegonił” go; już choćby ilościowo. Niech świadczy o tym fakt, że w 2011 roku sprzedało się więcej urządzeń z iOS niż Maków …w ciągu ostatnich 28 lat (!).

Nic dziwnego więc, że Apple chce przyswoić system OS X tym, którzy znają tylko iOS. Jednak nie tylko o ilość tu chodzi. W systemie iOS pojawiło się wiele idei, które z powodzeniem można (i należy) przenieść do biurkowego systemu, bo są zwyczajnie wygodne. Ot, choćby Share Sheets, czyli możliwość podzielenia się (tweetnięcia czy wysłania jako iMessage) linkiem do przeglądanej strony z poziomu przeglądarki, bez konieczności uruchamiania osobnego klienta. Ileż to razy chciałem, żeby taka funkcja znalazła się w kolejnej wersji Safari. iOS przyzwyczaił nas do takiej wygody i naprawdę głupio byłoby z tego nie skorzystać.

John Gruber napisał o tym w ten sposób: „The changes and additions in Mountain Lion are in a consistent vein: making things simpler and more obvious, closer to how things should be rather than simply how they always have been.” i ja całkowicie się z tym zgadzam.

Istotą tego całego upodabniania jest - w mojej opinii - dążenie do tego, by za jakiś czas (prawdopodobnie krótszy niż moglibyśmy przypuszczać) OS X i iOS będą wyglądały i zachowywały się niemal identycznie, „pod maską” pozostając jednak zupełnie odmiennymi tworami. Wydaje mi się, że właśnie o drugiej części powyższego zdania zapomina narzekająca gawiedź. Jest przecież spora różnica między tzw. Zwykłym Użytkownikiem, a Power Userem. Pomyślcie o swoich rodzicach. Zakładając, że mają na przykład iPhone’a, do którego przywykli, prawdopodobnie naawet polubili, czy nie byłoby dla nich wygodnie posiadać komputer z systemem, który - z ich perspektywy - nie różniłby się od znanego iOS? Nie musieliby wiedzieć, że w rzeczywistości to zupełnie różne programy. Przecież właśnie tacy użytkownicy są (sporą) większością.

Czy upodobaniając OS X do iOS Apple odbiera mi możliwość montowania materiału wideo w sposób, w jaki jestem do tego przyzwyczajony? Czy z nadejściem 10.8 pozostanie mi tylko iMovie przeniesiony z iOS? Czy jedyną możliwością edycji fotografii stanie się SnapSeed z iOS? Czy projektować będę mógł jedynie w Adobe Ideas? Nie, nadal będę mógł normalnie pracować. W czym więc problem?

Przemek Pająk - w opublikowanym wczoraj tekście - obawia się, że 10.8 (w porównaniu do 10.7) „pójdzie jeszcze o krok dalej w nieudogodnieniach (!). Nie wiem czy rzeczywiście tak myśli, czy po prostu napisał tak, bo kontrowersyjne deklaracje zawsze generują większy ruch na stronie (co z kolei pozwala na generowanie zysku z reklam - nawet tych z błędem; to zrzut ekranu ze strony Spider’s Web właśnie - taka mała dygresja). Napisał także, że „Z 12 głównych rzeczy z ponad 250, które wymienia Apple jako najważniejsze dla aktualizacji OS X Lion w pełni zadowolony jestem jedynie z jednej”. Rozumując w ten sposób, jeśli wymienię samochód na nowszy model, który - dajmy na to - będzie miał podgrzewaną przednią szybę, a ja będę użytkował go tylko latem i tylko na południu Francji, to miałbym powód do narzekań? Bo choć świadomie i nieprzymuszony zdecydowałem się zapłacić (nie wspominam nawet o tym, że to przysłowiowe grosze) za nowszy model, jest w nim coś, z czego nie korzystam.

Á propos płatności za system; co, jeśli okaże się, że następne aktualizacje systemu - w tym i z Lion do Mountain Lion - będą darmowe i podyktowane jedynie kompatybilnością sprzętu? Apple - jako producent sprzętu właśnie - może sobie na to pozwolić. Oprogramowanie od zawsze było wliczone w cenę komputera przecież. Dokładnie ten model aktualizacji znamy z iOS, gdzie sprawdza się znakomicie i nikt nie narzeka, że iOS 5 nie działa na 3,5-letnim iPhone’ie 3G. W przypadku wymagań systemu biurkowego nagle wszyscy oburzyli się, że nie zadziała on na prawie 5-letnim iMaku czy równie starym MacBooku Pro.

Przemek pisze też, że „dużo lepszym rozwiązaniem od iCloud dysponuje Dropbox”. Być może dla Niego lepszym, być może też i dla mnie. Ale dla moich (Twoich?) rodziców (żadne z nich nie posiada urządzenia z iOS, więc to czysta hipoteza, ale widząc na komputerze ojca od miesięcy pusty katalog Dropbox, mogę założyć, wiem o czym mówię) już nie.

Innymi słowy; tak długo jak Apple będzie upodabniał OS X do iOS tylko na tych płaszczyznach, na których ma to sens, tak długo nie będę miał nic przeciwko.

[ZAKTUALIZOWANO]: Po publikacji powyższego tekstu i uruchomieniu czytnika RSS, okazało się, że autor blogu MacMoc.pl ma bardzo podobne zdanie w powyższej kwestii.