Od pewnego czasu telewizory w większości domów są okupowane w godzinach wieczornych przez facetów uzbrojonych w pilota, michę mniej lub bardziej zdrowego jedzenia oraz hektolitry piwa. Powodem tego są rzecz jasna Mistrzostwa Świata w piłce nożnej, rozgrywane tym razem w RPA. Niestety z racji tego, że próbuję zdobyć wykształcenie nieco wyższe niż średnie a niektórzy wykładowcy Politechniki Lubelskiej nie należą do najżyczliwszych osób i egzaminy ustalają na początek lipca, nie dane mi było dołączyć do powszechnej radości kibicowania komukolwiek i przeklinania wuwuzeli.

Na osłodę pozostało mi Spotflick. Nie słyszeliście o tym tytule? Nic w tym dziwnego, nie jest to bowiem konkurent Fify, Real Football czy PES'a. Cała rozgrywka opiera się bowiem jedynie na strzelaniu karnych. Do wyboru mamy trzy tryby rozgrywki. Pierwszym z nich jest arcade, który pozwala na wybranie jednego z 16 bramkarzy i strzelaniu im bramek. W trybie tym odblokowujemy kolejne postacie. Drugim trybem jest trening. Właściwie to od niego powinno się zaczynać. Jak sama nazwa wskazuje ćwiczymy tu celowanie oraz technikę. Początkowo trudność może sprawiać odpowiednie kierowanie piłki do bramki, strzelamy bowiem poprzez przeciągnięcie palcem w żądanym kierunku. Brzmi łatwo, ale wcale takie nie jest. Ostatni z trybów - puchar Spotflick to nic innego jak przebijanie się poprzez kolejne fazy aż do finału.

Gra została bardzo starannie wykonana, bramkarze wyglądają znajomo, publiczność potrafi zaskoczyć a całość działa szybko i płynnie. Udźwiękowienie również jest przyjemne, absolutnie nie można się do niego przyczepić. Niewątpliwym plusem jest też brak wspomnianych już wuwuzeli. Dodatkowym atutem jest połączenie gry z OpenFeint. Czy strzelanie wirtualnych karnych w Spotflick może być satysfakcjonujące? Jak najbardziej, zwłaszcza że brak czasu oraz forma na nic innego mi w tej chwili nie pozwala.