II wojna światowa wydaje się być całkowicie wyeksploatowanym tematem. Gracze wybili już tylu wirtualnych nazistów, że nawet Leonidas byłby z takiego wyczynu dumny. Wszystko zaczęło się od Wolfenstain'a, jednej z pierwszych gier FPS. Było to jednak dawno, do dzisiaj rynek zdołał się zapełnić (a nawet przepełnić) tytułami takimi, jak Call of Duty, Medal of Honor czy Battlefield. Na iPhone wybór ten nie jest już niestety tak bogaty. Mowa tutaj cały czas o grach z widokiem z pierwszej osoby, gdzie przemieszczając się po całym globie przyczynialiśmy się do zwycięstwa (głównie) Aliantów, w tle przygrywała podniosła muzyka, zdarzały się momenty, że musieliśmy przemykać niezauważeni za plecami niczego nieświadomych przeciwników. A co, gdyby podejść do tematu z zupełnie innej strony? Taką koncepcję przyjęli panowie z Pastel Games, dzięki czemu dostałem do recenzji osadzoną w realiach II wojny światowej, ale jednocześnie niemal całkowicie od niej odciętą grę. Czy to dość nietypowe podejście do tematu wyszło na dobre najnowszej produkcji polskiego dewelopera? Zapraszam do lektury.

Save the world... again

Po uruchomieniu gry dane nam jest oglądać logo dewelopera, a następnie krótkie intro w postaci obrazków z podpisami. Nigdzie jeszcze nie widziałem tak ładnych i klimatycznych grafik. Mroczne, wyraziste rysunki od samego początku budują atmosferę grozy i tajemniczości. Pojawia się też świetny obrazek, informujący nas o tym, że gra została zaprojektowana z myślą o grze na słuchawkach. A że recenzja musi być rzetelna, to czym prędzej podłączyłem do iPhone'a moje dokanałowe Philipsy i poprzez wciśnięcie ich do uszu całkowicie odciąłem się od świata. Chyba właśnie to autorzy mieli w zamyśle - odgrodzić się od rzeczywistości, by w pełni wczuć się w rolę człowieka rzuconego na z pozoru prostą misję, która może zaważyć na losach świata. Mogliby jedynie dodać, żeby pod żadnym pozorem nie używać standardowo dołączanych przez Apple słuchawek - te praktycznie w ogóle nie izolują nas od hałasu z zewnątrz. Do wyboru mamy tryb story oraz arenę, gdzie po wybraniu mapy odpieramy ataki kolejnych fal przeciwników. W menu głównym znajdziemy również krótkie wskazówki, jak grać oraz listę płac. Możliwe jest też powiązanie gry z Open Feint i zdobywanie osiągnięć i punktów.

Darkness

Mówili, że będzie łatwo. Ale nie słuchałem, zawsze serwowali żołnierzom ten tekst, kiedy posyłali ich na pewną śmierć. W końcu przyszła kolej i na mnie. W sumie było mi to obojętne, nie miałem rodziny, a przyjaciół pochłonęło żniwo wojny. Konfliktu, który rozpoczął się ledwo rok temu, a w chwili obecnej przewaga nazistów jest tak znaczna, że ledwo utrzymujemy nasze pozycje. Powiedzieli, że od tej misji może zależeć przyszłość nie tylko moja, ale i całej ludzkości. Więc dlaczego wysyłają przeciętnego szaraka zamiast uzbrojonego oddziału? Dlaczego do obrony dali mi jedynie pistolet, a drogę muszę oświetlać sobie pochodnią? Nie wiem, nic nie wiem. Co ja właściwie robię w tym grobowcu? Przynajmniej droga jest prosta, nigdzie się nie rozwidla. Wszędzie ciemno, słychać tylko jakieś szmery, stuki, jakby mimo tysięcy lat wciąż coś tu było, pilnowało tajemnic starożytności. Czułem tą obecność coraz bardziej, z każdym krokiem zbliżającym mnie do celu uczucie bycia obserwowanym narastało. Ciężar stawał się nie do zniesienia, a światło pochodni zamiast oświetlać, zagęszczało mrok do tego stopnia, że wydawał się lepki, pełzający... żywy. Jak się okazało, niewiele się myliłem.

Evil inside

Pierwszy z nich zaatakował znienacka. Na początku byłem niemal pewien, że to nazista, który podążał za mną, by gdy tylko dotrę do celu, strzelić mi w tył głowy i przejąć owoc moich poszukiwań. Ciemność drgnęła, coś wynurzyło się z niej, jakby jej fragment oderwał się i rzucił prosto na mnie. Bez zastanowienia wystrzeliłem. Raz, drugi, później trzeci. Mrok sunął jednak nadal powoli w moim kierunku. Pewnie chybiłem, pomyślałem. Przecież jest w końcu tak ciemno. Gdy jednak światło dzierżonej przeze mnie pochodni padło na oponenta, zamarłem. Nawet nie wiecie, jak bardzo chciałem, by jednak był to znienawidzony, ubrany w czarny mundur nazista. Pragnąłem, by był to w ogóle człowiek. Daremnie. Czytałem gdzieś, że boimy się rzeczy, którym nie możemy przypisać ludzkich cech, zarówno charakteru jak i wyglądu. Autor tych słów miał świętą rację. Stwór miał twarz, ale była ona tak zdeformowana i odrażająca, że w żadnym razie nie można było podejrzewać, że kiedyś była obliczem człowieka. Spod resztek skóry prześwitywały nadgniłe mięśnie i pożółkłe, spękane kości. W otworze, który był kiedyś ustami, widniał rząd czarnych, nierównych zębów. Nosa praktycznie nie było. Najstraszniejsze były jednak oczodoły, bezdennie puste, robaczywe. Wyczytałem z nich tylko jedno pragnienie - głód. Jęk, który wydobył się z resztek krtani był straszniejszy niż świst spadających na moją rodzinną wioskę bomb. Ocknąłem się w ostatniej chwili, wypaliłem po raz kolejny. Potwór ryknął po czym osunął się na ziemię. Nim jednak jego ciało upadło na podłogę, rozpłynęło się w powietrzu, a przede mną błysnęło coś po czym również zniknęło. Otarłem pot z czoła, przeładowałem rewolwer. Poczułem, że mokra od potu koszula przylgnęła do moich pleców, a serce pompowało krew ze zdwojoną siłą. Chciałem oprzeć się o ścianę, usiąść, poskładać myśli. Oni nie dali mi szans. Było ich więcej. Znacznie więcej.

I stand alone

Straciłem rachubę czasu. Byłem głodny, skrajnie wykończony, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Ciągły strach poszarpał moje nerwy, moje mięśnie były bez przerwy napięte i gotowe do uskoku przed kolejnym atakiem. Rewolwer ściskałem cały czas w dłoni. Mumie atakowały falami. Pojawiały się znikąd, wyłaziły z ciemności warcząc, pełzły prosto na mnie. To prawda, czego uczyli mnie w szkole - rzeczywiście przy mumifikacji wysysali im mózg. Te imbecyle zacinały się czasem na ścianie, dzięki czemu szybko się ich pozbywałem. Ale nie mumie były najgorsze. Znacznie bardziej niebezpieczne były skorpiony i pająki - dużo szybsze i wytrzymalsze. A do tego o wiele silniejsze, potrafiły dość poważnie mnie zranić. Co gorsze, zdawały się nie robić sobie niczego z pocisków wypluwanych raz po raz przez mój rewolwer. Na szczęście czasami znajdowałem karabiny, strzelby, raz nawet w ręce wpadła mi kusza. Amunicji było może i niedużo, ale na te bestie w zupełności wystarczało. Widocznie nie byłem pierwszym, którego posłali na tą prostą misję. Rany leczyłem znalezionymi apteczkami. Odkryłem również, że w niektórych miejscach po zapaleniu pochodni moje obrażenia zabliźniają się same, wracały mi siły, głód przestawał doskwierać, a oddech wyrównywał się. Może jakaś niewidzialna siła chciała, bym dotarł do celu i pomógł zakończyć to piekło, które ogarniało powoli cały glob?

My precioussss...

Jestem już blisko. Czuję to. Nigdy jeszcze nie byłem tak pewien czegoś. Każdy korytarz, każdy schodek w dół skracał dystans dzielący mnie od artefaktu. Zdobędę go. Nic mnie nie może powstrzymać. Jestem już spokojniejszy, serce przywykło chyba do tego ciągłego stresu. Karabin przyjemnie ciąży mi w dłoni, pochodnia rozświetla ciemności, zdezorientowane bestie nie nadążają atakować. Jest ich coraz więcej, ale jestem na nie gotowy. Czekam. Wrócę tam, na górę, po czym zwyciężymy, to będzie tylko kwestia czasu. Moc drzemiąca w podziemiach tego grobowcach jest ogromna, czymkolwiek nie jest artefakt, pomoże nam osiągnąć to, co chcemy. Pokój, sławę, potęgę. Okrzykną mnie bohaterem, moje imię zapisze się na kartach historii. Będę żył wiecznie.

Awake

Wreszcie chwila spokoju. Nie podejrzewałem, że będzie tak trudno. Ukryłem się, amunicja jest na wyczerpaniu. Jestem ranny. Nie wiem, jak długo wytrzymam. Pochodnia wabi drzemiące w mroku kreatury. Jeśli to czytasz, to znaczy że poległem, a Ty jesteś z pewnością następny w kolejności. Nie poddawaj się, może to właśnie Tobie się uda. Mi niestety zbrakło sił. Cały czas słyszę szmery, zbliżają się. Ale Ty się nie bój. Już niedaleko, czuję to. Jeśli musisz, weź moje rzeczy, może...

Konkrety

Gra z pewnością wyróżnia się na tle innych pozycji graficznym dopracowaniem oraz świetnym udźwiękowieniem. Wystrzały może nie brzmią bardzo realistycznie, ale zupełnie to nie przeszkadza. Muzyka jest ciężka i mocna, przypomina stylem niektóre utwory Godsmack. Szkoda tylko, że motyw muzyczny z czasem zaczyna się powtarzać, co trochę psuje obraz całości. Sterowanie jest bardzo proste, dwa joy'e odpowiadają za poruszanie się oraz kierunek prowadzenia ognia. Autorzy oddali nam do dyspozycji kilka rodzajów broni, do których możemy zbierać dodatkową amunicję wypadającą z przeciwników. Shadow Edge jest pozycją trudną, na początku możemy mieć problemy z pokonaniem choćby drugiego poziomu. Brakuje nieco regulowanego poziomu trudności. Grafika prezentuje się świetnie, postacie są ładnie animowane, zarówno mapy jak i wszelkie przerywniki cieszą oczy swoim wyglądem. Coś, co bardzo się mi spodobało, to gra świateł i cieni, które zmieniają się w zależności od tego, w którym miejscu na planszy płoną pochodnie. Wszystkie te elementy budują ciężką i lepką atmosferę grozy. Mało jest w App Store pozycji tak klimatycznych i dopracowanych. Jeśli szukacie gry, która będzie dla was wyzwaniem, ale męczy was wyrzynanie pozbawionego charakteru mięsa armatniego - wybierzcie Shadow Edge. Ja się nie zawiodłem.

Plusy:
- klimat!
- dopracowana grafika i udźwiękowienie
- trudna i wciągająca
- spory wybór broni

Minusy:
- brak regulowanego poziomu trudności
- przeciwnicy zacinający się niekiedy na przeszkodach
- z czasem monotonna muzyka

Ocena: 7/10