Test monitora Philips 5K 27E3U7903
Kontynuuję moją przygodę z monitorami marki Philips. Po serii modeli ultrapanoramicznych, większych i mniejszych Brilliance’ów czy gamingowego Evnia, przyszła pora na coś zupełnie innego — klasyczne, ale jednocześnie bardzo ambitne 27 cali w rozdzielczości 5K. Philips 27E3U7903 wchodzi tu w segment, w którym dotąd rządziło Apple ze swoim Studio Display, i nie da się ukryć, że podobieństw między nimi jest sporo. Różnica polega na tym, że Philips robi to, nie próbując stworzyć produktu luksusowego, tylko praktyczne narzędzie do pracy, bez niepotrzebnego przerostu formy nad treścią.
Monitor z wyglądu kojarzyć się może tylko z jednym, a dokładnie z innym monitorem — wspomnianym już Studio Display od Apple. Podobieństwa na pierwszy rzut oka są po prostu uderzające: bryła monitora, perforacja na krawędziach, kształt stopy. Po bliższym przyjrzeniu różnice są oczywiście znaczne: tworzywo zamiast aluminium w przypadku obudowy, no i — co nie mniej ważne — sama stopa nie kosztuje kilku tysięcy złotych. Zwraca uwagę panel kamery i czujników, który na stałe wystaje ponad górną krawędź monitora. Na jego szczycie umieszczono przełącznik pozwalający wyłączyć kamerę i mikrofon, tylko mikrofon lub pozostawić oba aktywne. Poza tym — nie będę ukrywał — to moim zdaniem najładniejszy monitor Philipsa, jaki dotąd testowałem. Myślę, że producent z pełną premedytacją stworzył ten model z myślą o użytkownikach komputerów Mac czy generalnie użytkownikach produktów Apple, i że podobieństwa do Studio Display nie są przypadkowe. To żaden zarzut z mojej strony, bo ten monitor naprawdę wygląda świetnie!

Najważniejsze jest oczywiście to, co widać od razu po uruchomieniu. Matryca 5K robi wrażenie — i to takie, którego nie da się oddać żadnym technicznym opisem. Tekst wygląda jak wydruk, zdjęcia zyskują nowe życie, a interfejs macOS czy Windowsa staje się po prostu przyjemniejszy w odbiorze. Philips od lat ma wprawę w budowaniu paneli, które „po prostu robią robotę”, i tutaj jest podobnie: szerokie pokrycie Adobe RGB i DCI-P3 sprawia, że zdjęcia i grafika wyglądają naturalnie, a kolory są przewidywalne i stabilne. To jest jeden z tych monitorów, na których można śmiało pracować nad retuszem czy montażem bez poczucia, że robi się to na półśrodku.

Zaskakująco dobrze wypada też jasność — deklarowane 500 nitów to jedno, ale w praktyce ekran potrafi świecić zauważalnie mocniej, co ma znaczenie w jaśniejszych pomieszczeniach. Jako monitor do codziennej pracy, nawet przy wymagających materiałach, sprawdza się świetnie. Philips wyciągnął z matrycy IPS naprawdę wiele.
Oczywiście — tak jak w przypadku niemal wszystkich biurowych czy roboczych monitorów Philipsa — można go podłączyć jednym kablem. Thunderbolt 4 z zasilaniem do 96 W to dokładnie to, czego potrzebuję, kiedy pracuję na MacBooku Pro — zero kombinowania, zero ładowarek, zero kabli wiszących z tyłu biurka. Dodatkowe porty: USB-C, USB-A, HDMI, a do tego Smart KVM i tryb MultiView — wszystko to daje bardzo elastyczny, wygodny w codziennym życiu zestaw. Do monitora podłączam moją drukarkę laserową (która powinna pracować przez Wi-Fi, ale od lat nie chce tego robić). Philips 27E3U7903 to monitor, który naprawdę upraszcza życie, zamiast je komplikować.
Nie jest jednak tak, że Philips wszedł do segmentu premium i zgarnął wszystko jak leci. Jeśli ktoś liczy na pełnoprawny system audio jak w Studio Display, to tutaj się z nim nie spotka. Głośniki — jak to niestety w monitorach Philipsa — po prostu są.
Na uwagę zwraca kamera AI, która — podobnie jak robią to iPhone’y — kadruje ujęcie i stara się utrzymać jak najlepszy kadr podczas wideokonferencji. Mam też wrażenie, że AI wykorzystywana jest także do lekkiego wygładzenia i odszumienia obrazu. Działa to całkiem dobrze, choć nie ukrywam, że brakuje mi możliwości wyłączenia AI kamery, a przynajmniej ja tego nie znalazłem.
Philips 27E3U7903 jest monitorem dla tych, którzy chcą 5K nie po to, by się nim chwalić, ale po to, by naprawdę lepiej pracować. Dla fotografów, grafików, montażystów — dla ludzi, którzy wiedzą, po co im taka rozdzielczość. I choć Apple Studio Display jest pod wieloma względami produktem bardziej dopieszczonym, to jeśli odrzucić marketingowy blichtr, okazuje się, że Philips oferuje zaskakująco podobne doświadczenie, ale bez potrzeby finansowego poświęcenia. A to, w moim odczuciu, czyni go jednym z najciekawszych monitorów, jakie marka wypuściła w ostatnich latach.
Artykuł ukazał się w MyApple Magazynie nr 6/2025
![]() | ![]() |


