Sonos Roam 2
Kiedy kilka lat temu pisałem o Sonos Roam, określiłem go mianem najlepszego przenośnego głośnika na rynku. Było to stwierdzenie odważne, ale niebezpodstawne. Tamten głośnik łączył w sobie coś, czego wcześniej brakowało — nie był tylko zwykłym „grajkiem” Bluetooth, jakich pełno w marketach i sklepach internetowych. Był pełnoprawnym członkiem ekosystemu Sonos, głośnikiem sieciowym z obsługą Wi-Fi, z możliwością synchronizacji z innymi urządzeniami, z Trueplay i z charakterystyczną dbałością o jakość dźwięku. To właśnie wtedy odkryłem, że Sonos potrafi połączyć świat mobilny i domowy w taki sposób, by nie trzeba było wybierać między wygodą przenośnego głośnika a zaletami systemu multiroom.

Od tamtej recenzji minęło sporo czasu, a Sonos wypuścił kolejne urządzenia, zmieniając też swoją strategię produktową. Kiedy pojawiła się druga generacja Roam, czyli Sonos Roam 2, poczułem ciekawość i lekką niepewność. Ciekawość, bo chciałem sprawdzić, co firma poprawiła względem pierwszego modelu, a niepewność, bo z doświadczenia wiem, że czasem drugie generacje wprowadzają więcej zamieszania niż faktycznych usprawnień.
Kiedy otworzyłem paczkę z Roam 2, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to brak rewolucji w wyglądzie. Głośnik wciąż ma tę samą formę przypominającą nieco wydłużony prostopadłościan z lekko zaokrąglonymi krawędziami. Można go postawić zarówno pionowo, jak i poziomo. Gumowane końce sprawiają, że stabilnie stoi na biurku czy stole, a jednocześnie nie ślizga się, gdy postawimy go na bardziej gładkiej powierzchni. Jest odporny na kurz i wodę (IP67), co oznacza, że nie straszne mu przypadkowe zachlapanie, deszcz, a nawet krótkie zanurzenie. To ważne, bo mobilny głośnik często towarzyszy w miejscach, które nie są idealnie sterylne — na pikniku, na plaży, w ogrodzie czy nawet w łazience podczas kąpieli.
Jednak wygląd to jedno, a codzienna obsługa to coś zupełnie innego. Tutaj Roam 2 poprawił się w kluczowym aspekcie, który w pierwszej generacji budził kontrowersje — mianowicie dodano dedykowany przycisk do parowania Bluetooth. W Roam 1, żeby sparować nowe urządzenie, trzeba było się posiłkować aplikacją, a proces nie był tak intuicyjny, jak powinien być w przypadku głośnika, który ma być szybkim towarzyszem w podróży. Teraz jest inaczej. Przytrzymuję przycisk, włączam Bluetooth w telefonie i po chwili mogę słuchać. To może brzmieć jak drobiazg, ale w praktyce sprawia, że głośnik staje się dużo prostszy w obsłudze.
Jeśli chodzi o dźwięk, to od razu miałem deja vu. Roam 2 brzmi bardzo podobnie do swojego poprzednika. To wciąż charakterystyczne brzmienie Sonosa — zrównoważone, pełne detali, z basem, który jest zaskakująco wyraźny jak na tak niewielkie gabaryty. Nie jest to oczywiście bas rodem z dużego subwoofera, ale jak na przenośny sprzęt, jego obecność czuć, a co ważniejsze — nie jest przesadzony ani dudniący. Średnica jest czysta, wokale brzmią naturalnie, wysokie tony są dobrze kontrolowane. Najbardziej zaskakuje fakt, że Roam 2 radzi sobie nie tylko w małych pomieszczeniach, ale i na otwartej przestrzeni, choć oczywiście przy dużym hałasie zewnętrznym nie ma szans konkurować z większymi konstrukcjami.
Sonos zastosował ponownie Automatic Trueplay, czyli automatyczne dostosowywanie brzmienia do otoczenia. Głośnik za pomocą wbudowanych mikrofonów analizuje akustykę pomieszczenia i koryguje dźwięk. To działa zarówno w pionie, jak i w poziomie. Przyznam, że ta funkcja naprawdę robi różnicę. Gdy słucham w małym pokoju, dźwięk jest zbalansowany, bez przesadnych rezonansów. Gdy wynoszę głośnik do ogrodu, Trueplay dodaje nieco energii i rozjaśnia brzmienie, by zrekompensować brak odbić od ścian. To kolejny element, który pokazuje, że Sonos traktuje dźwięk poważnie i nie idzie na kompromisy.
Producent deklaruje około 10 godzin odtwarzania i faktycznie tyle udaje się uzyskać przy średniej głośności. Można go ładować przez USB-C, można też korzystać z ładowania bezprzewodowego Qi, co jest wygodne. Roam 2 ładuje się szybko, a port USB-C staje się standardem, więc łatwo podładować go kablem od telefonu czy laptopa. Dodatkowo, możliwość odstawienia na ładowarkę indukcyjną sprawia, że w domu niemal zapominam o konieczności ładowania — wystarczy, że odkładam głośnik na podstawkę i gotowe. To niby prosty detal, ale w codziennym użytkowaniu daje sporą wygodę.
Roam 2 to też pełnoprawny głośnik sieciowy. W domu mogę podłączyć go do Wi-Fi i wtedy staje się częścią mojego systemu Sonos. Mogę grupować go z Beamem czy z większymi głośnikami z serii Era, mogę sterować muzyką z poziomu aplikacji, mogę korzystać z integracji z serwisami streamingowymi, choć ja zwykle wybieram głośniki bezpośrednio z menu AirPlay w aplikacji Muzyka. A kiedy wychodzę, jednym przyciskiem przełączam się na Bluetooth i korzystam z niego jak z typowego mobilnego grajka. Ta elastyczność to coś, czego nadal nie oferuje większość konkurencji. Albo mamy proste głośniki Bluetooth, albo drogie systemy multiroom, a Sonos potrafi łączyć oba światy.
Nie zabrakło też wsparcia dla asystentów głosowych, ale tutaj trzeba zaznaczyć pewne ograniczenia. Mikrofon działa tylko w trybie Wi-Fi, więc poza domem nie można korzystać z Alexy czy Sonos Voice Control. To może być rozczarowujące dla tych, którzy liczyli na użycie głośnika także jako zestawu głośnomówiącego, ale ja osobiście traktuję to jako naturalny kompromis. Najważniejsze, że w domu mogę sterować głosem odtwarzaniem czy grupowaniem głośników.
Warto też powiedzieć o cenie. Sonos Roam 2 kosztuje tyle, co Roam 1 na starcie, czyli w okolicach 179 euro. To nie jest mało, zwłaszcza że konkurencja oferuje tańsze głośniki z dłuższym czasem pracy i czasem nawet lepszym basem. Ale Sonos nie konkuruje wyłącznie parametrami. Tu płaci się za ekosystem, za spójność, za wygodę integracji. Jeśli ktoś już ma w domu Sonosy, wybór Roam 2 jest wręcz oczywisty. Jeśli ktoś szuka tylko taniego głośnika na plażę, lepiej spojrzeć w stronę innych marek.
Patrząc na Roam 2 przez pryzmat mojej recenzji sprzed kilku lat, mam poczucie, że to ewolucja, a nie rewolucja. Sonos poprawił to, co najbardziej przeszkadzało użytkownikom, czyli obsługę Bluetooth. Dodał drobne usprawnienia w konstrukcji i kolorach, ale fundamenty pozostały te same. I to w sumie dobrze. Bo jeśli coś działało, nie trzeba tego zmieniać na siłę.
Czy więc Sonos Roam 2 to najlepszy przenośny głośnik na rynku, tak jak pisałem o poprzedniku? To pytanie trudne. Konkurencja dogoniła Sonosa, a w niektórych aspektach go wyprzedziła — zwłaszcza w kwestii baterii. Ale jeśli spojrzymy na całość — na dźwięk, na design, na integrację z systemem multiroom, na wygodę obsługi — to wciąż mamy do czynienia z urządzeniem wyjątkowym. I choć nie nazwę go już bez wahania „najlepszym”, to z pewnością jest jednym z najbardziej kompletnych i uniwersalnych głośników przenośnych, jakie można kupić.
Sonos Roam 2 pokazuje, że firma potrafi słuchać użytkowników i rozwijać produkty bez rewolucji, ale z drobnymi, ważnymi poprawkami. Dla mnie to wciąż głośnik, którego chcę używać na co dzień — w domu, w podróży, na balkonie czy w kuchni. I choć wiem, że mógłby grać dłużej na baterii, to wszystkie inne zalety sprawiają, że wybaczam mu tę niedoskonałość.
Artykuł ukazał się w MyApple Magazynie nr 5/2025
![]() | ![]() |