Dmitry Glukhovsky – My. Kronika upadku
Dmitry Glukhovsky (czy po prostu Głuchowski – zdecydowanie wolę polski zapis jego nazwiska i taki będę stosował poniżej) to autor znany w Polsce przede wszystkim z bestsellerowych powieści SF z cyklu „Metro”, których akcja dzieje się w postapokaliptycznym świecie tuneli i korytarzy moskiewskiego metra. Pierwsza z jego powieści – „Metro 2033” – była fundamentem całego postapokaliptycznego uniwersum tworzonego przez autorów z całego świata, także z Polski. Głuchowski kojarzony jest w Polsce właśnie z literaturą SF, poza „Metrem” wydał jeszcze m.in. powieści „Outpost”, „Futu.re” czy powieść kryminalną „Tekst”, w której swego rodzaju bohaterem jest iPhone. O tym, że jest to autor zaangażowany w działalność opozycyjną w Rosji, można było przekonać się po przeczytaniu tomiku jego fantastycznych opowiadań, będących karykaturą tego kraju – „Witajcie w Rosji” (oryginalny tytuł – „Opowieści o ojczyźnie” – był moim zdaniem jeszcze bardziej dosadny). Mało kto jednak z polskich czytelników interesował się jego działalnością dziennikarską i publicystyką polityczną, a przecież Dima jest doświadczonym dziennikarzem. Pracował m.in. w nieistniejącym, bo zamkniętym przez reżim Putina w pierwszych dniach agresji na Ukrainę, radiu Echo Moskwy. Wydana niedawno nakładem wydawnictwa Insignis książka „My. Kronika upadku” pokazuje autora właśnie od tej strony – komentatora politycznego.

„My” to zbiór opublikowanych przez Głuchowskiego na przestrzeni dziesięciu lat (od 2014 do 2023 roku) artykułów, które – jak brzmi podtytuł tej książki – są swoistą kroniką upadku Rosji, a także rosyjskiego społeczeństwa. Zakres dat nie jest przypadkowy. W 2014 roku w trakcie ukraińskiego majdanu i krótko po obaleniu Janukowycza (ówczesnego prezydenta - dyktatora Ukrainy) Rosja dokonała aneksji Krymu i stworzyła separatystyczne quasi państewka, rządzone przez opłacanych z Moskwy terrorystów, w ukraińskim Donbasie.
Ponieważ Głuchowski pisał swoje artykuły z przeznaczeniem dla rosyjskiego czytelnika, większość z nich poprzedzona jest wprowadzeniem, umieszczającym właściwe teksty w odpowiednim kontekście najnowszej historii Rosji. Niektóre z tekstów dodatkowo opatrzone są komentarzem autora i jego krytyczną oceną. Cześć z nich okazała się prorocza i trafna w stu procentach, w przypadku innych – a dokładnie w trakcie ich pisania – autor miał w sobie zbyt dużo optymizmu czy nawet naiwności, do czego po latach się przyznaje.
Zbiór artykułów ułożonych w porządku chronologicznym to fascynująca, ale i przerażająca lektura. Pokazuje, jak rosyjskie społeczeństwo dało się trochę metodą na „gotowanie żaby” zniewolić i zastraszyć. Książka ta pokazuje także coś, czego być może sam autor nie jest świadomy, a co widać z perspektywy polskiego czytelnika – jak bardzo rosyjskie społeczeństwo, nawet jego intelektualne elity, w tym i sam Głuchowski – były i są w mniejszym lub większym stopniu ukształtowane przez lata opresyjnego feudalnego reżimu (nieważne, czy był to car, komunizm, czy Putin). Muszę przyznać, że niektóre z jego opinii, choć zrozumiałe, bo przecież pisane przez Rosjanina, zagotowały mi, jako Polakowi, krew w żyłach – co mnie samego zaskakuje. Nie czynię mu tutaj zarzutu, było to raczej ciekawe, czy może niespodziewane dla mnie samego doświadczenie, jak bardzo, niezależnie od reprezentowanych przez nas – Polaków – poglądów politycznych, ukształtowała nas krwawa i brutalna historia naszych „relacji” z Rosją, i jak bardzo Polacy, ale też inne narody – choćby Ukraińcy – różnią się w jej ocenie od Rosjan.
Głuchowski, tworząc ten zbiór artykułów, prowokuje do myślenia nie tylko Rosjan, ale i nas Polaków, a także Ukrainców (jeśli dalej chcą czytać jego książki czy teksty), a i pewnie Litwinów, Łotyszy, Estończyków, Czechów, Słowaków i inne narody i społeczeństwa, które w swojej historii doświadczyły w jakikolwiek sposób „ruskiego miru”.
Sam Głuchowski został skazany zaocznie na lata łagru (czyli kolonii karnej), jego książki zniknęły z księgarni, a z afiszów teatralnych i kinowych usunięto jego przedstawienia i ekranizacje jego powieści (świetna ekranizacja „Tekstu”, którą można było kilka lat temu zobaczyć w Warszawie). Chciałoby się napisać, że został wygumkowany z rosyjskiej kultury oficjalnej niczym Jeżow ze zdjęcia ze Stalinem, tylko – co także pokazuje paradoks rosyjskiej historii i świadomości – Jeżow był równie krwawym zbrodniarzem co Stalin.
„My. Kronika upadku” to książka, którą moim zdaniem trzeba przeczytać i powinien to uczynić każdy inteligentny czytelnik w naszym kraju. Dla mnie jest ona także niestety smutną kontynuacją ostrzeżenia dla świata, jakim była „Nadchodzi zima” Garriego Kasparowa, tyle że zredagowaną i wydaną już post factum.