AirPods Max Północ
Apple od dawna robiło bardzo dobre słuchawki w swojej klasie i to na długo przed pojawieniem się serii AirPods. Pamiętam, jak ludzie cenili sobie białe słuchawki do iPodów, a później EarPodsy. Rewolucja zaczęła się wraz z wprowadzeniem do oferty właśnie słuchawek AirPods, następnie AirPods Pro i wreszcie słuchawek wokółusznych o zamkniętej konstrukcji AirPods Max. Na możliwość ich przetestowania musiałem poczekać kilka lat, wreszcie taka sposobność pojawiła się przy okazji premiery ich nowej wersji kolorystycznej – AirPods Max Północ.
Wygląd i wygoda
Od premiery słuchawek AirPods Max minęło już kilka lat, każdy chyba z czytających niniejszy tekst wie, jak one wyglądają, dlatego skupię się jedynie na moich własnych wrażeniach. Przede wszystkim wzornictwo tych słuchawek mocno kojarzy mi się z tym znanym z zegarków Apple Watch, a w szczególności z Apple Watch Ultra – obudowa każdej z muszli, otwory na mikrofony, przycisk zmiany trybu pracy redukcji hałasu, no i oczywiście koronka, która służy do regulacji natężenia dźwięku i sterowania odtwarzaniem – o czym piszę poniżej. Wrażenie na mnie robi zarówno wzornictwo, jak i wykorzystane materiały: anodyzowane aluminium, z którego wykonane są muszle, tkanina, którą obszyte są gąbki poduszek z pamięcią kształtu, oraz pałąk z rdzeniem wykonanym ze stali nierdzewnej, pokrytym miękkim, wykończonym satynowo tworzywem, rozwidlający się na dwa cieńsze, połączone miękką siatką w taki sposób, by to ona dotykała głowy.
Słuchawki są dość ciężkie (ważą 385 gramów), choć nie na tyle, by męczyło to głowę przy dłuższych odsłuchach. To z kolei, co jest wyraźnie odczuwalne, to dość mocne przyleganie muszli do głowy, ale zgodnie z poradami znalezionymi w sieci wystarczyło je nieco bardziej rozszerzyć w dłoniach, by zmniejszyć nacisk na głowę i by korzystać z nich komfortowo. Kwestia nacisku to rzecz subiektywna. Ja po prostu mam stosunkowo dużą głowę (dotąd nie znalazłem odpowiedniego rozmiaru czapki z daszkiem). Po tym zabiegu słuchawki leżały na mojej głowie komfortowo i pozwalały na kilkugodzinne odsłuchy bez odczuwalnego zmęczenia. Wspomnę jeszcze, że poduszki przymocowane są do muszli za pomocą magnesów, dzięki czemu można je łatwo wymienić.
Bardzo podoba mi się kolor tej wersji – czerń wpadająca w ciemny granat, w zależności od kąta padania na nie światła. Robi to niesamowite wrażenie, przynajmniej na mnie, bo moim ulubionym kolorem jest czarny. Choć to, co teraz napiszę, zabrzmi jak żart, to dzięki nowemu kolorowi ze słuchawkami AirPods Max może teraz śmiało pokazywać się każdy fan metalu, nawet jego najbardziej mrocznych i ciemnych odmian.
Użytkowanie
Co ciekawe, słuchawki nie są wyposażone w przycisk włączania. Włączają się samoczynnie po wyjęciu z etui lub założeniu na głowę i samodzielnie przechodzą też w tryb czuwania po pięciu minutach nieaktywności lub po włożeniu ich do znajdującego się w komplecie etui. To bardzo wygodne rozwiązanie. Po dłuższym czasie nieużywania słuchawki przechodzą w tryb uśpienia. W zależności od tego, czy znajdują się w etui, czy nie, ma to miejsce odpowiednio po 72 lub 18 godzinach. Apple deklaruje, że słuchawki mogą pracować na jednym ładowaniu baterii do 20 godzin z włączonym systemem aktywnej redukcji hałasu – i faktycznie są w stanie mniej więcej tyle godzin działać.
Bardzo przypadło mi do gustu sterowanie głośnością za pomocą cyfrowej koronki. Jest to zdecydowanie bardziej intuicyjny sposób niż przyciski czy stukanie w lewą lub prawą słuchawkę. Czuję się niemal tak, jakbym przekręcał potencjometr głośności w wieży stereo.
Podobnie jak inne modele słuchawek AirPods, także „Maksy” oferują bardzo prosty proces parowania i przełączania się pomiędzy innymi urządzeniami. Są one bowiem przypisane do konta użytkownika. Dzięki temu można raz słuchać muzyki czy podcastu z iPhone'a, by bez wykonywania żadnych dodatkowych czynności zacząć słuchać czegoś na iPadzie czy Macu.
Aktywna redukcja hałasu i stereo przestrzenne
Słuchawki zapewniają bardzo dobre pasywne tłumienie hałasu, a więc zarówno muszle o konstrukcji zamkniętej, jak i poduszki bardzo dobrze odcinają dźwięki otoczenia, tak że włączenie systemu aktywnej redukcji hałasu nie jest zawsze konieczne. Ta ostatnia działa znakomicie, odcinając właściwie wszystkie dźwięki (w tym ludzką mowę, szczekanie psa i wszystkie szumy, warkot silników, a nawet dźwięki ostrej gitary dobiegające z pokoju mojego syna), które dobiegają z zewnątrz, i – co ważne – nie wpływa na jakość dźwięku. Bardzo też podoba mi się tryb transparentny, który przenosi do ucha użytkownika część dźwięków otoczenia. Muszę przyznać, że to właśnie z aktywnym trybem transparentnym najczęściej korzystam z „Maksów”.
Tak jak słuchawki AirPods Pro, także i AirPods Max wyposażone są w system stereo przestrzennego ze wsparciem dla Dolby Atmos, co sprawdza się w przypadku filmów i gier oraz muzyki wyprodukowanej pod tym kątem (jest jej już sporo w Apple Music). Także i w AirPods Max do dyspozycji jest rozszerzone stereo ustalone, gdzie źródło dźwięku jest zawsze po środku, oraz śledzenie ruchów głowy, tak by źródło dźwięku znajdowało się w stałym punkcie niezależnie od obrotu głowy użytkownika.
Brzmienie
Wszystkie dodatkowe udogodnienia czy wzornictwo mają jednak dla mnie znaczenie drugorzędne. Najważniejsze jest bowiem brzmienie – i to jest wyśmienite: szczegółowe i naturalne ze zbalansowanymi poziomami w całym zakresie pasma oraz ogromną (zarówno szeroką, jak i bardzo głęboką) sceną. Basy są głębokie i dynamiczne z dobrym odcięciem, nie zostawiają więc zamulającej środek mory dźwiękowej, środek jest mięsisty i bardzo plastyczny ze świetną separacją poszczególnych partii instrumentalnych, co daje dużo powietrza i pozwala sięgnąć słuchem tego, co dzieje się w tle, górki są czyste, wyraźne i jednocześnie subtelne.
Na AirPods Max słuchałem różnej muzyki, od niemal całej dyskografii Vangelisa, przez Pink Floyd, Dream Theater, Sonos Of Apollo, Rush po Slayera, solowy album Kerry'ego Kinga i bardziej ekstremalne gatunki metalu. W każdym gatunku słuchawki te sprawdzały się znakomicie.
Etui
Wiele kontrowersji wywołuje znajdujące się w komplecie etui na te słuchawki, które wraz z nimi (po włożeniu ich do niego) ma zdaniem niektórych przypominać damską torebkę. Nie za bardzo zgadzam się z tymi pretensjami, z kilku powodów. Po pierwsze rzadko kiedy trzymam słuchawki wokółuszne w etui (co innego w przypadku AirPodsów czy innych słuchawek typu true wireless), raczej zawieszam je na stojaku na słuchawki, a już na pewno nie będę nosił w dłoni „Maksów” w etui, trzymając je za pałąk (może krytycy tego etui tak właśnie noszą słuchawki – tego nie wiem); po drugie wspomniane etui chroni to, co najważniejsze – muszle wraz z poduszkami – i przełącza słuchawki w tryb uśpienia, by oszczędzać baterię.
Podsumowanie
Słuchawki AirPods Max wzbudzają jeszcze jedną kontrowersję. Jest nią cena. Owszem, nie jest to tani sprzęt, ale na rynku jest przynajmniej kilka słuchawek wokółusznych w podobnej cenie i oferujących dobre brzmienie oraz ciekawy, choć wyraźnie inny design. Są nawet konstrukcje droższe o niemal tysiąc złotych. I w przypadku tych innych marek nikt nie podnosi larum, że są za drogie.
AirPods Max to słuchawki wyróżniające się zarówno pod względem wzornictwa, jak i designu, obok których nie można przejść obojętnie. Jeśli zależy Wam na bardzo dobrym naturalnym brzmieniu i naturalnej integracji z urządzeniami Apple (nie tylko z iPhone'em), a przy tym cenicie sobie design Apple i wolicie słuchawki wokółuszne, to AirPods Max są na pewno bardzo dobrym wyborem.
Grafiki: Apple