Od lat dużo mówi się o autonomicznych pojazdach, które mają w przyszłości zastąpić tradycyjne samochody. Tymczasem rewolucja autonomicznych pojazdów już trwa, może na znacznie mniejszą skalę, bo w domach i biurach, za sprawą autonomicznych, inteligentnych odkurzaczy. Ich zadaniem jest wyręczyć nas w żmudnym i niezbyt lubianym procesie sprzątania.

Odkurzacze te stają się coraz bardziej samodzielne, lepiej mapują pomieszczenia, a zatem lepiej się w nich orientują. Z roku na rok posiadają coraz większą moc i wydajność baterii. Teraz nie musimy się troszczyć także o ich opróżnianie, a przynajmniej odkurzacza Dreame Bot Z10.

Ten robotyczny odkurzacz posiada bowiem specjalną stację dokującą wyposażoną w swego rodzaju własny odkurzacz z 4-litrowym workiem na brudy, który wysysa z niego wszystko, co tamten zebrał podczas sprzątania. Zamiast opróżniać pojemnik w odkurzaczu (którego pojemność zwykle waha się pomiędzy 300 a 450 ml) co jedno lub drugie sprzątanie (jak ma to miejsce w przypadku innych testowanych przeze mnie modeli), teraz co dwa-trzy miesiące wyjmuję worek ze stacji dokującej i zakładam nowy.

Stacja dokująca opróżniająca robotyczny odkurzacz jest właściwie sama odkurzaczem o tej trochę bardziej klasycznej konstrukcji (z torbą) i ma ona oczywiście przez to o wiele większe rozmiary, jest też dość ciężka. Posiada długi podjazd, na który wjeżdża cały robot, tak by ustawić się dokładnie nad otworami zasysającymi brud do torby. Sam pojemnik z torbą na brud ma spore rozmiary i jest wysoki (na około 0,5 m). Taka potężna stacja dokująca zajmuje trochę więcej miejsca niż te, które służą tylko do ładowania odkurzacza. Producent w ogóle zaleca, by ustawić ją w taki sposób, by zapewnić jej pół metra przestrzeni z przodu i z tyłu. W przypadku mojego niewielkiego mieszkania to niestety nierealne. Odkurzacz i tak radzi sobie świetnie, nie zauważyłem problemów ani z dokowaniem, ani z opuszczeniem stacji dokującej i rozpoczęciem sprzątania.

Sam odkurzacz ma dość klasyczną formę dużego krążka z wystającym nieco nad górną powierzchnię, niczym peryskop w wozie pancernym, panelem czujników LiDAR, umieszczonym niemal centralnie (nieznacznie przesunięty w kierunku przodu odkurzacza). Jest on przez to nieco wyższy od testowanych wcześniej przeze mnie robotów sprzątających, ale i tak z powodzeniem wjeżdża pod właściwie wszystkie meble w moim mieszkaniu.

Część górnej powierzchni stanowi odchylana do góry klapa, pod którą znalazł się m.in. pojemnik na brudy (o pojemności 400 ml). który można wyjąć i opróżnić ręcznie czy umyć. Znalazło się tam także narzędzie (wyposażone w nożyk) do czyszczenia szczotek (zarówno tej jednej zamiatającej, jak i wałka, który podmiata brudy pod otwór ssący), przycisk resetowania oraz dioda wskazująca na połączenie z WiFi. Na górnej powierzchni, blisko przedniej krawędzi, znalazły się trzy przyciski: Spot Clean (sprzątanie w danym punkcie), Power oraz Home (aktywowanie powrotu robota do stacji dokującej).

Z przodu robota znalazł się tradycyjny w tego typu konstrukcjach zderzak oraz czujniki stanowiącej część LiDAR-u, który pozwala robotowi szybko i sprawnie zmapować całe mieszkanie oraz wykrywać meble czy różne przedmioty znajdujące się na podłodze. Czujniki działają bardzo dobrze, dzięki czemu urządzenie sprawnie omija przedmioty, z którymi mogłoby mieć problem, np. kable, w które zaplątało się już kilka innych robotów sprzątających (ostatecznie odpowiednio je zabezpieczyłem).

Samo mapowanie mieszkania, dzięki LiDAR-owi, odbyło się w tempie ekspresowym. Robot właściwie od razu widzi wszystkie obiekty nawet w sporej odległości od siebie. Jedno sprzątanie mieszkania - i jego mapa była już widoczna w aplikacji, z możliwością podziału na strefy czy pokoje, do których możemy później wysyłać robota. Jedyne, do czego mam zastrzeżenia, to problem z lustrami. Jedno ze skrzydeł drzwi szafy w naszym salonie jest lustrem na całej swojej wysokości. Robot zmapował także odbicie, zaznaczając na mapie dodatkowe pomieszczenie (tak jakby szafa, niczym w powieści C. Lewisa, była portalem do innego świata). Oczywiście robot nie próbuje tam wjechać na siłę. Po prostu takie przekłamanie pojawiło się na stworzonej przez niego mapie. Inne roboty, które testowałem, wymagały trzech pełnych sprzątań całego domu, by stworzyć dokładną mapę, w przypadku Dreame Bot Z10 Pro wystarczyło jedno. Co więcej, na mapie zaznaczona jest nie tylko aktualna pozycja robota, ale i cała trasa, którą przebył. Widać więc od razu, i to dokładnie, jaki obszar został już odkurzony.

Spód robota wygląda także typowo dla tego typu konstrukcji. Pewnym zaskoczeniem jest dla mnie jedna szczotka zamiatająca (w formie śmigiełka), zamiast dwóch – dotąd wszystkie tego typu robotyczne odkurzacze, które miałem okazję testować, były wyposażone w dwa takie elementy. Nie zauważyłem jednak, by miało to jakiś negatywny wpływ na jakość sprzątania, a ta jest bardziej niż zadowalająca (ale o tym za moment). Jest też klasycznie centralnie umieszczony wałek ze szczotką, który nabiera brud do pojemnika, dwa duże amortyzowane koła oraz przednie koło sterujące umieszczone na obrotowej kuli.

Co ciekawe, w przeciwieństwie do wielu innych robotów sprzątających, w jego korpusie nie znalazł się pojemnik na wodę do mopowania. Ten – o pojemności 150 ml – stanowi integralną część nakładki mopującej zakładanej od spodu urządzenia.

Dreame Bot Z10 radzi sobie ze sprzątaniem bardzo dobrze, a to m.in. za sprawą oferowanej dużej mocy ssania w trybie Super, wynoszącej 4000 Pa (to niemal 1,5 raza więcej niż najmocniejszy robot, który dotąd testowałem). Standardowo robot zasysa z mocą 1200 Pa. Są jeszcze tryby Eco (800 Pa) oraz Max (1800 Pa). Odkurzacz jest w stanie sam dostosować moc zasysania do powierzchni, którą odkurza, i po wykryciu dywanu odpowiednio ją zwiększy. Wspomnieć jeszcze wypada, że robot pracuje wyraźnie ciszej od innych znanych mi tego typu konstrukcji. Wyjątkiem jest jednak tutaj uruchamiany na kilka sekund silnik w stacji dokującej, który zasysa zebrany przez odkurzacz brud do worka. Ten jest głośny jak klasyczny odkurzacz, ale i moc pozwalająca na wyssanie wszystkiego z komory odkurzacza jest odpowiednia - 800 W.

Wbudowana w odkurzacz bateria o pojemności 5200 mAh pozwala na około 2,5 godziny pracy, co w przypadku mojego mieszkania przekłada się na trzy pełne odkurzania w trybie standardowym, dwa pełne odkurzania w trybie Max. Energii wystarcza też na pełne odkurzenie w trybie Super.

Za sterowanie i zarządzanie robotem sprzątającym odpowiada aplikacja Xiaomi Home, która jest oczywiście dostępna także dla iOS. Dreame Bot Z10 Pro jest bowiem częścią ekosystemu urządzeń inteligentnego domu tej marki. Proces parowania przebiega szybko i sprawnie, w efekcie czego robot łączy się z domową siecią WiFi. Dzięki temu poprzez aplikację można sterować nim nie tylko z domu, ale właściwie z dowolnego miejsca na świecie. W aplikacji, poza wspomnianą wyżej mapą mieszkania i możliwością zlecenia odkurzania wybranego pomieszczenia lub strefy, możemy także zmieniać konfigurację, np. tryb pracy, włączyć tryb "nie przeszkadzać" czy nawet określić, co ile sprzątań brud z pojemnika we właściwym odkurzaczu ma być odsysany do torby w stacji dokującej. Wspomnieć jeszcze wypada, że robot komunikuje się z użytkownikiem głosowo w języku angielskim, co jest w sumie standardem w tego typu urządzeniach.

Dreame Bot Z10 Pro to jeden z najlepszych tego typu robotycznych odkurzaczy obecnie dostępnych na rynku w tym przedziale cenowym. Na AliExpress można go kupić w cenie 2270,69 zł. Jego niewątpliwymi zaletami jest duża moc ssąca, szybkie mapowanie mieszkania za pomocą LiDAR-u oraz stacja dokująca z pojemnikiem na brudy. Jeśli miałbym wspomnieć o minusach, to chyba tylko o dość ubogim wyposażeniu w elementy zamienne, które ulegają szybkiemu zużyciu, jak dodatkowe materiałowe nakładki mopujące, więcej toreb na brud (w komplecie są dwie, jedna w komorze stacji dokującej i druga dodatkowa) itp. rzeczy. Te można jednak łatwo dokupić.