Projektując lokalizator AirTag Apple zadbało o to, by wyposażyć go w zabezpieczenia mające zapobiec śledzeniu za jego pomocą ludzi bez ich wiedzy. Według raportu The Washington Post mogą one jednak być niewystarczające.

Według testów przeprowadzonych przez Geoffreya Fowlera (tego samego, który wcześniej testował wiarygodność etykiet prywatności, pokazując, że mogą wprowadzać użytkownika w błąd), pomimo zabezpieczeń stosowanych przez Apple AirTag może z łatwością być stosowany jako tanie i proste narzędzie do śledzenia ludzi.

Problemem jest przede wszystkim to, że powiadomienia o nieznanym lokalizatorze ostrzegą tylko użytkowników urządzeń z systemem iOS/iPadOS w wersji 14.5 lub nowszej. Jeśli śledzona osoba ma telefon z Androidem lub starszym iOS, jedynym ostrzeżeniem jakie dostanie jest alarm dźwiękowy wydobywający się z samego AirTaga. Nie jest on specjalnie głośny i natarczywy i łatwo go nie zauważyć, szczególnie jeśli śledząca osoba podejmie jakieś kroki by go wytłumić. Co gorsza aktywuje się tylko jeśli lokalizator przez trzy dni nie znajdował się w pobliżu powiązanego z nim iPhone'a. Jeśli więc osoba śledzona np. mieszka pod jednym dachem lub widuje się regularnie z osobą śledzącą, istnieją spore szanse na to, że alarm nigdy się nie uruchomi.

Zarzuty Fowlera skomentowała Kaiann Drance, wiceprezes ds. marketingu iPhone'a. Powiedziała ona, że w AirTag zastosowano najwyższej klasy zabezpieczenia, ale system ten zawsze można poprawić i dopracować w kolejnych aktualizacjach oprogramowania. Na pytanie o to, czy podczas projektowania zabezpieczeń lokalizatorów konsultowano się z organizacjami pomagającymi ofiarom przemocy domowej, odpowiedziała, że nie może udzielić informacji na ten temat, ale Apple jest otwarte na sugestie ze stron wszystkich organizacji tego typu.

Źródło: AppleInsider