Usługa Apple TV+ nie miała lekkiego startu. Projekt ten rodził się długo i w bólach, a gdy Apple uznało, że czas wreszcie pokazać go publiczności, większość osób oglądających prezentację ziewnęła i spytała „to wszystko?”. Oferta nowego serwisu streamingowego prezentowała się tak słabo na tle konkurencji, że Apple było zmuszone rozdawać dostęp do Apple TV+ jako darmowy dodatek do innych produktów. Teraz, gdy od startu wspomnianej usługi minął już rok, warto ponownie przyjrzeć się jej bliżej, by sprawdzić, czy sytuacja uległa choć minimalnej poprawie.

Apple od samego początku miało bardzo ambitną, ale zarazem dość problematyczną wizję tego, jak powinna wyglądać ich usługa VOD. Zakładała ona przede wszystkim oparcie całego serwisu wyłącznie na nowych oryginalnych produkcjach oraz bardzo restrykcyjny dobór prezentowanych w nich treści. Takie podejście od samego początku działało na niekorzyść Apple TV+, jeszcze bardziej utrudniając tej usłudze start na tłocznym i bardzo konkurencyjnym rynku serwisów streamingowych. To właśnie przez nie startowy katalog filmów i seriali wyglądał, mówiąc delikatnie, niezbyt imponująco, co przełożyło się na chłodne przyjęcie ze strony odbiorców (według analityków w ciągu czterech miesięcy od startu usługi darmowy roczny okres testowy aktywowało mniej niż 10% uprawnionych do tego osób). Mimo to Apple przez dwanaście miesięcy konsekwentnie realizowało dalej swój pierwotny plan, nie wprowadzając w nim żadnych radykalnych zmian mających poprawić sytuację. Jak nietrudno odgadnąć, doprowadziło to do tego, że rok po starcie Apple TV+ usługę tę nadal nękają z grubsza te same problemy co w dniu jej premiery. Upór Apple (w połączeniu z ładowanymi w ten projekt pieniędzmi) ma też jednak pewne pozytywne efekty.

Problemy techniczne

Zacznijmy od kwestii, która po premierze Apple TV+ była dla mnie największym rozczarowaniem, a która rok później nadal kładzie się cieniem na całym projekcie. Mowa tu o technicznych aspektach działania tej usługi. Można by się spodziewać, że gigant technologiczny pokroju Apple, wprowadzając na rynek nowy serwis streamingowy, zadba o to, by przewyższał on konkurencję chociaż pod tym względem. Tymczasem zaraz po starcie okazało się, że Apple TV+ nie tylko nie deklasuje rywali, ale wręcz jest za nimi daleko w tyle. Co gorsza po pierwszym roku działania sytuacja ta nie uległa zbytniej poprawie.

Apple TV+ jest chyba jedynym serwisem VOD nie oferującym oficjalnej aplikacji na wszystkich dużych platformach. Apple przez dwanaście miesięcy nie zdecydowało się przygotować oficjalnych aplikacji dla dwóch najpopularniejszych na świecie systemów operacyjnych, Android i Windows (wbrew pozorom używanych często także przez klientów tej firmy), ani dla popularnych konsol, Xbox i PlayStation, które w wielu domach stanowią główne centra multimedialnej rozrywki. Dla porównania serwis Disney+, który wystartował ledwie kilkanaście dni po Apple TV+, miał swoją oficjalną aplikację na wszystkich tych platformach niemal od razu po starcie. Taka sytuacja to nie tylko wpadka wizerunkowa Apple, ale też kolejny przejaw lekceważącego podejścia do klientów.

Jakby tego było mało, oficjalna aplikacja, dostępna obecnie na iOS, macOS, tvOS i wybranych smart TV, również nie należy do najbardziej udanych. Apple uparło się, żeby Apple TV+ było elementem większej aplikacji telewizyjnej Apple TV, w której oprócz filmów i seriali z katalogu opisywanej tu usługi znajdziemy również dostęp do płatnych treści z innych źródeł. Jest to niezbyt intuicyjne i może łatwo wprowadzać w błąd. Nowi użytkownicy, nieznający dobrze oferty Apple TV+, mogą brać pokazywane tam filmy i seriale za element usługi, za którą zapłacili, a potem być nieprzyjemnie rozczarowani tym, że jednak muszą kupić je oddzielnie.

Bałagan w ofercie jest jednak czymś, do czego użytkownik, chcąc nie chcąc, może się po jakimś czasie przyzwyczaić. Znacznie trudniejsze do przełknięcia są natomiast problemy techniczne nękające Apple TV+. Nawet kilka miesięcy po oficjalnym starcie serwisu, oglądając seriale regularnie, trafiałem na mniejsze i większe błędy i niedoróbki, które sprawiały, że czułem się, jakbym testował jakąś wczesną wersję beta. A to odtwarzany odcinek niespodziewanie wyłączył się w połowie, a to brakowało dźwięku, a to aplikacja zapominała, gdzie skończyłem oglądać. Raz miałem nawet sytuację, w której jeden odcinek serialu „W obronie syna” przez dwa dni po prostu nie chciał mi się uruchomić. Zarówno oficjalne aplikacje Apple TV, jak i przeglądarkowa wersja serwisu omijały go i przeskakiwały natychmiast do następnego. Przeglądając fora internetowe, odkryłem, że nie ja jeden mam tego rodzaju problemy z Apple TV+. Aż dziw bierze, że firma znana w dużej mierze z produkcji świetnego oprogramowania ma tyle kłopotów z rzeczami, z którymi inne serwisy VOD radzą sobie z łatwością.

Jakość, nie ilość

Jak już wcześniej wspominałem, największym problemem Apple TV+ w dniu premiery był bardzo ubogi katalog, składający się z zaledwie dziewięciu tytułów, w tym tylko czterech „pełnokrwistych” seriali, trzech produkcji dla dzieci, filmu przyrodniczego oraz programu Oprah Winfrey. W porównaniu z ofertą konkurentów wypadało to więc, delikatnie mówiąc, mizernie. Chciałbym móc napisać, że na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy sytuacja uległa zauważalnej poprawie, jednak byłaby to gruba przesada. W chwili, gdy piszę te słowa, katalog Apple TV+ oferuje około 40 tytułów. To znacznie więcej, niż na początku, jednak nadal niewiele w porównaniu z praktycznie dowolnym innym serwisem VOD. Co gorsza obecne tempo dodawania nowych filmów i seriali nie daje Apple TV+ żadnych szans na chociażby zbliżenie się do konkurencji. Netflix każdego miesiąca wprowadza do swojej oferty prawie tyle samo nowych autorskich produkcji, ile Apple udało się opublikować przez rok, a przecież ten serwis dodatkowo licencjonuje także treści od firm trzecich.

Oczywiście ilość to jedno, a jakość to drugie. Pod tym względem muszę przyznać, że pierwszy rok z Apple TV+ był dla mnie całkiem pozytywnym zaskoczeniem (choć może to wynikać z tego, iż szykowałem się na najgorsze). Już nawet tę pierwszą skromną garstkę seriali dostępnych na starcie oglądało mi się całkiem przyjemnie, zaś kolejne publikowane tytuły tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że jakość oryginalnych produkcji jest (i pewnie jeszcze długo będzie) najmocniejszą stroną tej usługi. Przesadziłbym wprawdzie pisząc, że wszystkie seriale z jej katalogu mnie zachwyciły, ale przynajmniej wszystkie trzymały pewien poziom (czego o konkurentach, a zwłaszcza Netfliksie, powiedzieć już nie mogę). Tym, czego na chwilę obecną najbardziej brakuje w ofercie Apple TV+, jest chociażby jeden hit z prawdziwego zdarzenia. Film lub serial tak dobry (albo przynajmniej tak głośny i popularny), by warto było tylko dla niego wykupić abonament. Nie zdziwiłbym się jednak, gdyby pierwsza taka produkcja pojawiła się tam już w ciągu następnego roku, najwyżej dwóch.

Mój optymizm w tej kwestii wynika głównie z tego, iż Apple zrobiło ostatnio naprawdę niesamowite postępy w kontaktach z filmowcami i wytwórniami. Jeszcze całkiem niedawno większość wieści „zza kulis” dotyczyła problemów z produkcją i konfliktów między Apple a ludźmi odpowiedzialnymi za tworzenie treści dla Apple TV+ (związane z tym roszady personalne i wynikające z nich opóźnienia były jedną z głównych przyczyn niewielkiej liczby gotowych produkcji w startowym katalogu). Teraz jednak o kłopotach słychać coraz rzadziej, za to widać wyraźnie, że do współpracy z Apple coraz chętniej garną się znane hollywoodzkie gwiazdy, reżyserzy, producenci i scenarzyści. Martin Scorsese, Robert De Niro, Leonardo DiCaprio, Robert Downey Jr., Alfonso Cuarón, Tom Hanks, bracia Russo oraz Ridley Scott to tylko niektóre z osób, które pracują obecnie nad nowymi produkcjami dla Apple TV+. Trudno ocenić, czy to zasługa pieniędzy szczodrze pompowanych przez Apple w ten projekt, czy też może po prostu przedstawiciele firmy zaczęli lepiej odnajdywać się w świecie showbiznesu. Tak czy inaczej, sytuacja ta daje nadzieję na to, iż przyszłe seriale i filmy powstające na potrzeby Apple TV+ podniosą poprzeczkę jeszcze wyżej, niż miało to miejsce w przypadku tego, co widzieliśmy do tej pory.

Streaming w czasach zarazy

Sporym wyzwaniem dla Apple TV+ okazała się być pandemia koronawirusa COVID-19, która przyczyniła się do licznych opóźnień w pracach nad filmami i serialami dla tej usługi. Z problemem tym zmaga się cała branża filmowa i telewizyjna, jednak serwis streamingowy Apple ucierpiał na tym wyjątkowo mocno. Jest to dość nieoczekiwany efekt uboczny pomysłu opierania całego katalogu wyłącznie na nowych oryginalnych produkcjach. Podczas gdy konkurenci mogą w oczekiwaniu na opóźnione seriale nadal powiększać swoją ofertę, licencjonując starsze tytuły od firm trzecich, w przypadku Apple TV+ każde opóźnienie oznacza dotkliwe spowolnienie rozwoju katalogu. W efekcie usługa ta, zamiast małymi krokami nadrabiać dystans do konkurencji, z biegiem czasu zostaje jeszcze bardziej w tyle.

Trudno odgadnąć, jak zachowa się Apple, jeśli podobna sytuacja utrzyma się przez dłuższy czas, albo gdy wręcz ulegnie ona pogorszeniu. Czy gdy znajdziemy się w sytuacji, w której tempo publikacji nowych seriali i filmów zwolni do tego stopnia, że nawet najbardziej zagorzali fani stracą zainteresowanie tą usługą, osoby zarządzające Apple TV+ będą twardo trzymać się planu i udawać, że wszystko jest w porządku, czy też postanowią odejść od pierwotnych założeń i zacząć licencjonować seriale i filmy od firm trzecich? Oczywiście mam nadzieję, że nie będziemy musieli poznawać odpowiedzi na to pytanie, jednak ostatnie miesiące pokazały, że trzeba się poważnie liczyć z taką możliwością.

Apple One

Rok temu, gdy usługa Apple TV+ dopiero startowała, Apple zdecydowało się dodawać rok dostępu gratis do większości produktów ze swojej oferty. Taki ruch nie tylko pomógł nagłośnić start nowej usługi, ale też uratował firmę przed wizerunkową wpadką, jaką prawdopodobnie byłaby niezbyt imponująca liczba użytkowników chcących płacić pełen abonament za serwis oferujący jedynie garstkę seriali (przypomnę jeszcze raz - według analityków ponad 90% uprawnionych klientów nie aktywowała nawet darmowego rocznego okresu testowego). Jako iż niemal rok po premierze oferta Apple TV+ nadal nie wyglądała specjalnie zachęcająco, wiele osób spodziewało się, że Apple powtórzy tę samą promocję przy okazji premiery kolejnej generacji iPhone'ów. Tak się jednak nie stało. Użytkownicy wciąż jeszcze korzystający z darmowego okresu próbnego będą już więc niedługo musieli zdecydować, czy usługa ta jest dla nich warta opłacania comiesięcznego abonamentu. Ogromny wpływ na ich decyzję będzie mieć zapewne Apple One - nowy pakiet usług wprowadzony niedawno do oferty Apple.

Apple One oferuje dostęp do Apple TV+, Apple Arcade i Apple Music za jeden śmiesznie niski (i to nie tylko jak na standardy Apple) abonament, dorzucając jeszcze do tego dodatkowe miejsce w chmurze iCloud. Oferta ta jest na tyle atrakcyjna, że większość osób chcących korzystać chociaż z jednej z tych usług zapewne zdecyduje się wziąć wszystkie w pakiecie, bo różnica w cenie jest naprawdę niewielka. Taki układ sprawia, że łatwiej przymknąć oko na wszystkie braki i niedostatki Apple TV+ i traktować ją jako swego rodzaju dodatek do innych serwisów. Mówiąc wprost: jeśli Apple w przyszłym roku będzie chwalić się wysoką liczbą subskrybentów Apple TV+, to najprawdopodobniej będzie to głównie dzięki osobom, które wykupiły Apple One, bo było tylko o kilka złotych droższe od samego Apple Music.

Podsumowanie

Apple TV+ rok po oficjalnym starcie wciąż boryka się z tymi samymi problemami, które zniechęcały do korzystania z tej usługi w dniu jej premiery. Najbardziej dotkliwym z nich jest niewielki wybór filmów i seriali oraz bardzo wolne tempo przybywania nowych pozycji, które w przyszłości może zostać jeszcze bardziej spowolnione przez szalejącą na całym świecie pandemię. Wprawdzie większość oryginalnych produkcji Apple trzyma naprawdę całkiem wysoki poziom, a nawiązana w ostatnich miesiącach współpraca z kolejnymi znanymi nazwiskami ze świata showbiznesu dobrze wróży na przyszłość, jednak to wciąż za mało, by móc konkurować z innymi dostępnymi na rynku serwisami VOD. Sytuację ratuje jednak wprowadzony niedawno pakiet usług Apple One, który jest tak atrakcyjny cenowo, że pozwala przymknąć oko na wszelkie niedostatki Apple TV+.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 9/2020

Pobierz MyApple Magazyn nr 10/2020