Ta historia zaczyna się podobnie jak wiele opowieści o rewolucjach. Wielkie idee o wolności, równości kończą się szubienicami, gilotyną czy polami śmierci. Nie spodziewałem się, że dotyczy to również internetu. Tutaj także zaczęło się od haseł o równym dostępie do wiedzy i nieskrępowanej komunikacji – i w latach 90. ubiegłego wieku faktycznie tak było.

Później pojawiły się serwisy społecznościowe i obietnica szybkiej gratyfikacji, nagrody w postaci „lajka” za to, jacy jesteśmy i co robimy. Z internetem przyszła także jeszcze jedna ważna idea – świata za darmo. Mało kto zastanawiał się i niestety mało kto wciąż zdaje sobie sprawę z tego, że w tym internecie za darmo prawdziwym towarem jesteśmy my sami. Towarem, albo raczej białymi laboratoryjnymi myszkami, na których socjologowie, eksperci od danych i różnej maści samozwańczy inżynierowie społeczni przeprowadzają swoje eksperymenty.

Niby o tym wszystkim już wiedziałem, ale nikt nie uzmysłowił mi skali tego procederu bardziej niż Christopher Wylie w swojej książce „Mindf*ck. Cambridge Analytica, czyli jak popsuć demokrację” wydanej w Polsce przez Insignis Media. Wylie to jeden z założycieli i głównych analityków firmy Cambridge Analytica. To ta firma stoi moim zdaniem za jednym z największych spisków we współczesnej historii mających zniszczyć demokrację i demokratyczne społeczeństwo.

W swojej książce Wylie nie tylko opisuje swoją karierę – od szkoły średniej przez zaanagażowanie w działalność polityczną i współpracę w partiach liberalnych, następnie przeprowadzkę do Londynu i pracę w firmie SCL Group, która w imię ogromnych zysków realizowała różne ciemne zlecenia dla wszelkiej maści despotów z różnych rejonów świata, po samą Cambridge Analytica. Przedstawia w niej także kulisy spisku, który narodził się we wspomnianej SCL Group. To właśnie firma SCL Group była matką Cambridge Analytica, a jej ojcem był nie kto inny, jak Steve Banon, jeden z ideologów skrajnej i alternatywnej prawicy w USA.

Sama historia kariery Wyliego jest zaskakująca. Pokazuje, jak łatwo młodzi ludzie o liberalnych poglądach zostali omamieni i zaangażowani w spisek mający na celu zniszczenie demokracji poprzez umiejętne radykalizowanie społeczeństwa pod hasłami, których często nie powstydziliby się naziści, a w konsekwencji wpływanie nie tylko na ich wybory. Co ciekawe, Wylie zwraca uwagę, że proces ten nie rozpoczął się po prawej stronie sceny politycznej. Prekursorem wykorzystania big data w profilowaniu przekazu do wyborców był zespół stojący za Barakiem Obamą podczas jego pierwszej kampanii prezydenckiej. Historia Wyliego stawia przed czytelnikiem wiele pytań, a jednymi z nich są te, czy cel uświęca środki i czy wykorzystywanie profilowania wyborców jest akceptowalne, jeśli stosuje się to w dobrej wierze.

Perfidia spisku odkrytego przez Wyliego polega na tym, że opierał się on w dużej mierze na podsycaniu nienawiści i gniewu poprzez wykorzystanie istniejących już fałszywych teorii spiskowych: od szczepionek, 5G po uchodźców, mniejszości etniczne i religijne. Skutki są tragiczne i nie chodzi tylko o te czy inne wybory - a Wylie wielokrotnie twierdzi, że zarówno referendum w sprawie Brexitu, jak i wybory prezydenckie w USA odbyły się z rażącymi naruszeniami prawa i zostały zmanipulowane - chodzi także o ludobójstwo m.in. na ludności Rohinga w Birmie.

To, co budzi szczególną odrazę w opisanym przez Wyliego procederze, to bolesne wręcz stosowanie się do starej rzymskiej maksymy – pieniądze nie śmierdzą. Nie śmierdzą one nie tylko firmom takim jak SCL Group, ale przede wszystkim dostawcom usług internetowych, zwłaszcza Facebookowi, za którego zgodą i z pomocą jego algorytmów cały spisek mógł zostać stworzony. To Facebook był i jest środowiskiem ciągłej pracy inżynierów społecznych, którzy starają się kierować grupami społecznymi w taki czy inny sposób. Wylie wspomina, że dla serwisów społecznościowych nie ma, a przynajmniej do niedawna nie miało znaczenia, w co angażują się ich użytkownicy, ważne by się angażowali, klikali, „lajkowali”, komentowali i wylewali swój gniew. Gniew jest bowiem dla serwisów społecznościowych dobry, powoduje, że użytkownik dłużej spędza czas przed ekranem, więcej czyta i częściej klika. Mało kogo obchodzi, że często nie jest to tylko klik klawisza w komputerowej myszy, ale kliknięcie cyngla w karabinie. Przeraża także fakt, że choć cały ten spisek wyszedł na jaw, to mimo to jednak odniósł sukces, a jego autorzy nie ponieśli właściwie żadnych konsekwencji.

Książka Wyliego niesie jednak nadzieję. Autor nie zostawia czytelnika tylko z wiedzą o tym, co się stało i jak bardzo jest źle. Przedstawia on także swoje pomysły na to, jak można uleczyć internet, a w szczególności serwisy społecznościowe. Dzisiaj korzystamy z nich bez jakiejkolwiek gwarancji bezpieczeństwa i prywatności. Jego zdaniem powinny być one traktowane, a zwłaszcza Facebook, który dla wielu jest synonimem internetu, jak budynki, drogi czy mosty, a więc posiadać odpowiednie zabezpieczenia oraz certyfikaty i być poddawane regularnej kontroli.

Polecam tę książkę każdemu, a zwłaszcza tym, którzy mają konto na Facebooku i zaglądają tam przynajmniej raz dziennie.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 9/2020

Pobierz MyApple Magazyn nr 9/2020