1 listopada bieżącego roku ruszyła zapowiadana od wiosny i oczekiwana przez wielu usługa oferująca wideo na żądanie – Apple TV+. Po ponad miesiącu korzystania z niej mogę pokusić się już o wstępną jej ocenę i podjąć polemikę z negatywnymi opiniami, które na jej temat pojawiają się w sieci.

Rozumiem, że część z tych krytycznych komentarzy wynika z pewnych nadmiernych oczekiwań, istotnie trochę napompowanych przez Apple podczas wiosennej prezentacji. Wielu spodziewało się bowiem, że nowa usługa wystartuje z bogatym portfolio filmów i seriali, że zaoferuje w ramach miesięcznego abonamentu dostęp do całej, a przynajmniej większej części filmoteki iTunes Store. Oczekiwania te były w pewnym stopniu zasadne. Apple nie sprecyzowało bowiem, że na jej starcie dostępne będą tylko stworzone dla tej usługi seriale i filmy. Nadmierne oczekiwania mogły wynikać też z pewnej analogii, a mianowicie otwartej kilka lat wcześniej usługi Apple Music, w której to bibliotece znalazła się lwia część tego, co oferuje sklep iTunes.

Oczekiwania z pewnością także rosły wraz z informacjami o niebotycznych wręcz sumach, jakie firma wydawała na poszczególne odcinki zamówionych seriali. I choć moim zdaniem były to dobrze zainwestowane pieniądze, co udowadniają same produkcje dostępne w Apple TV+, to jednak informacje te tworzyły wrażenie, że Apple inwestuje w tę usługę tyle środków, iż kupi sobie dodatkowe licencje na filmy sprzedawane w iTunes. Apple oczywiście dysponuje środkami, by kupić sobie takie licencje, by po prostu dogadać się z wytwórniami filmowymi i udostępniać blockbustery. Wydaje mi się jednak, że nie takie jest zamierzenie firmy. Apple – co często powtarza Tim Cook – planuje swoje projekty na lata. Nie musi iść na ilość i być pierwsze. Nie inaczej jest w przypadku Apple TV+. Usługa ta oferuje na razie kilka świetnych seriali i filmów (o niektórych z nich piszę w osobnych tekstach w tym numerze), z których jeden został właśnie nominowany w kilku kategoriach do Złotych Globów, kolejne dodawane są w odstępach trzytygodniowych czy miesięcznych. Oczywiście kilka seriali może u niektórych z czytelników wzbudzić uśmiech szyderstwa lub politowania. Gdzież się ma oferta Apple TV+ do Netfliksa. Racja, pod względem ilościowym ma się nijak i jeszcze przez długie lata, a być może już zawsze Netflix będzie pod tym względem liderem. Na pewno jednak Netflix nie będzie nigdy znany z produkcji świetnych i jednych z najlepiej sprzedających się smartfonów, najlepiej sprzedających się tabletów, smart zegarków czy kultowych (wciąż) komputerów. Nie ma tutaj porównania. Netflix od swojego absolutnego początku w 1997 roku był usługą oferującą filmy i seriale, które od 1999 roku oferowane są w ramach miesięcznej subskrypcji. To jest jedyny profil działalności tej firmy – usługa VOD. Apple produkuje autorskie urządzenia elektroniczne, oprogramowanie i oferuje wysokiej jakości (rzecz oczywiście dyskusyjna) usługi. Apple TV+ jest tylko jednym z produktów w portfolio tej firmy, którego rozwój zaplanowano na lata. Usługa ta na razie jest w trwającym przynajmniej rok okresie rozruchu, firma nie ma oczekiwań, że odniesie ona spektakularny sukces już na starcie. Co więcej, daje do niej darmowy dostęp klientom, którzy kupią sobie nowego iPhone'a, iPada, Maca, Apple TV lub HomePoda. Może sobie na to pozwolić, gdyż usługa ta nie musi ani teraz, ani w najbliższych kilku latach być rentowna. Apple TV+ nie można porównywać ani z Netfliksem, ani z HBO Go, ani też z usługą, która także wystartowała w listopadzie, choć obecnie dostępna jest tylko w kilku krajach – Disney+. Ta ostatnia uruchomiona została przez wytwórnię filmową, której głównym przecież profilem jest produkcja filmów i seriali, a nie produkcja smartfonów, tabletów i komputerów.

Odkładając przynamniej na rok lub dwa porównania z innymi serwisami, warto jednak przyjrzeć się samej usłudze. To, co moim zdaniem zwraca szczególną uwagę, to naprawdę świetna jakość streamingu. Miałem okazję oglądać seriale z Apple TV+ w 4K zarówno na telewizorach Samsunga z ekranami QLED, jak i na telewizorach OLED od LG. Piszę tutaj o moich subiektywnych wrażeniach, ale pokrywają się one z testami. I tak Rasmus Larsen z serwisu FlatpanelsHD chwali Apple TV+ za wysoką jakość streamingu zwłaszcza w 4K. Filmy osiągają bitrate nawet około 40 Mbps przy średniej wynoszącej 29 Mbps. Dla porównania streaming filmów w 4K w serwisie Netflix osiąga bitrate na poziome 16 Mbps. Zdaniem Larsena to połowa bitrate'u oferowanego przez płyty Blue-ray UHD.

Niestety nie do końca podoba mi się to, jak Apple rozwiązało dostęp do tej usługi. I nie mówię tutaj o abonamencie ani jego wysokości. Chodzi mi o aplikację Apple TV, w ramach której dostępna jest usługa Apple TV+. I choć posiada ona w jej ramach osobny widok, to wcale nie łatwo się do niego dostać. Trzeba przewinąć główny widok w dół i kliknąć lub stuknąć w odpowiedni kafelek „Apple TV+”, który można pomylić z innym – „poznaj Apple TV+”. Apple TV+ traktowane jest w aplikacji Apple TV jako kanał, podobnie jak dostępny w naszym kraju kanał Smithsonian. Uważam, że usługa ta powinna mieć osobny widok dostępny z górnej belki, tak jak filmoteka sklepu iTunes. Zauważyliście jeszcze coś, co wyraźnie widać przy tej okazji? Firma ma poważny problem z nazwami. Apple TV to przecież seria urządzeń (obecnie w ofercie są dwa Apple TV HD i Apple TV 4K), Apple TV to także aplikacja dla macOS, iOS, iPadOS, tvOS czy systemu Tizen w telewizorach Samsunga. To wreszcie usługa z plusem w nazwie. Można się pomylić. Nawet pisząc ten tekst, muszę bardzo uważać, by nie zgubić gdzieś tego „+” w nazwie i nie wprowadzić zamieszania.

Sama aplikacja Apple TV, jak i dostępna w niej usługa, cierpi jeszcze na pewne choroby wieku dziecięcego. Czasem zdarza się, że nie zapamiętuje dobrze, który odcinek serialu jest już obejrzany. Niektórzy narzekają także na brak możliwości przeskakiwania czołówek przy odtwarzaniu kolejnych odcinków danego serialu. Faktycznie funkcja ta nie jest dostępna w aplikacji Apple TV dla macOS, iOS, iPadOS czy tvOS. Jest za to dostępna w wersji tego programu dla telewizorów Samsunga z systemem Tizen. Spotkałem się z opiniami, że to dobrze, iż nie ma możliwości przeskakiwania, że ta funkcja to syndrom naszych czasów, w których rządzi natychmiastowa gratyfikacja. Chcę to i to, tu i teraz, i nie zamierzam czekać ani chwili dłużej. Oglądając seriale w Apple TV+ trzeba poczekać lub ręcznie przewinąć czołówkę. Czy to dobrze? Wydaje mi się, że użytkownik jednak powinien mieć wybór. Ten, kto chce wyrwać się ze szponów „instażycia” i tak nie będzie przeskakiwał napisów, bo pewnie nie ogląda seriali „na raz”. Nie sądzę też, by taki był cel Apple. Podejrzewam, że funkcja przeskakiwania czołówki pojawi się w aplikacji Apple TV prędzej czy później.

Niewątpliwie obecnie wadą usługi Apple TV+ jest niemal całkowity brak polskiego lektora czy dubbingu. Dostępne są jedynie polskie napisy. Wyjątkiem jest tylko program dla dzieci „Pomagadła”, stworzony przez twórców „Ulicy Sezamkowej”. Polskiej ścieżki dialogowej brakuje bardzo w serialach dla dzieci i młodzieży, a więc w „Snoopy w kosmosie” i „Autor-widmo”. Myślę jednak, że na polski dubbing czy lektora w serialach dostępnych w Apple TV+ przyjdzie nam długo czekać (oby nie tyle, co na polską Siri).

Czy zatem usługa Apple TV+ godna jest polecenia? Absolutnie tak i nie. Już wyjaśniam tę z pozoru przewrotną odpowiedź. Apple TV+ oferuje naprawdę świetne seriale i filmy, zarówno jeśli chodzi o jakość streamingu, jak i fabułę czy grę aktorską. Oferta ta jest jednak wciąż niewielka, zwłaszcza dla kogoś, kto pochłania seriale i filmy podczas nocnych sesji. Dlatego, gdy ktoś pyta mnie, co wybrać, Apple TV+ czy Netfliksa, polecam oczywiście to drugie - czuję też, że za rok wybór ten wcale nie będzie taki prosty. Jeśli jednak wydatek 25 złotych na kolejną usługę VOD nie jest dla Was problemem lub otrzymaliście roczny darmowy dostęp do Apple TV+, to moim zdaniem nie ma się nad czym zastanawiać. Czeka na Was moc wrażeń podczas oglądania dostępnych w nowej usłudze Apple filmów i seriali.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 10/2019

Pobierz MyApple Magazyn nr 10/2019