Cóż za przewrotne koleje losu. Najpierw był Mac OS X, potem iPhoneOS, przemianowany na iOS, aż w końcu doczekaliśmy się kolejnej mutacji systemu operacyjnego na urządzenia mobilne Apple zwanej iPadOS. Czy to początek rewolucji w zakresie tego, co potrafi teraz iPad? Raczej nie, ale na pewno jest to pokazanie światu, że Apple przykłada do niego bardzo dużą wagę. W czasach, gdy Google porzuca produkcję tabletów, Apple inwestuje w ten sprzęt tak dużo, jak jeszcze nigdy.

Wszystko zaczęło się od Mac OS X

Kiedy w 2007 roku Steve Jobs pokazał światu pierwszego iPhone’a podczas pamiętnej prezentacji, padło słynne zdanie, które wzbudziło zresztą entuzjazm wśród zgromadzonych, „iPhone runs Mac OS X”. To wówczas zdecydowanie odróżniało ten telefon od wszystkiego, co było na rynku. Ówczesne telefony, które próbowały być smartfonami, pracowały na dramatycznie zubożonych systemach operacyjnych i bardziej przypominały swoimi możliwościami kalkulatory niż to, co dzisiaj nazywamy smartfonami.

Była to zapowiedź tego, że od tego momentu smartfony będą potrafiły znacznie więcej od ówczesnych telefonów komórkowych. I ta droga trwa do dzisiaj. Każdemu, komu wydaje się, że kolejne wersje systemów operacyjnych iOS wnosiły niewiele, proponuję takie ćwiczenie. Spójrzcie, jaka jest różnica między tym, co potrafią kolejne iPhone’y, czy też iPady, ale nie w odstępach rocznych, tylko na przykład pięcioletnich. Skoro teraz mamy iOS 12 i zapowiedziany iOS 13, to rzućcie okiem, jak niewiele potrafił iOS 7 (którego najbardziej widoczną zmianą w stosunku do iOS 6 było spłaszczenie i przekolorowanie interfejsu), a jeszcze wcześniej iPhoneOS 2, który z dzisiejszego punktu widzenia nic nie potrafił.

Przez pierwsze miesiące funkcjonowania iPhone’a przyjmowano, że system nazywał się Mac OS X. Jednak bardzo szybko został przemianowany na iPhoneOS. Wraz z premierą iPada w 2010 roku nazwa systemu uległa zmianie na znany do dzisiaj iOS. I w końcu teraz, po raz pierwszy w historii, systemy na urządzenia mobilne Apple się rozdzielają na iOS i iPadOS.

iPad? Taki większy iPod touch

Całe lata systemy iOS na iPhone’y i iPady niewiele się od siebie różniły. W zasadzie to niczym się nie różniły. Aplikacje, owszem, dostosowane do większych ekranów wyświetlały więcej treści. Ale sam system? Do dzisiaj pamiętam, jak skwitowałem debiut iPada w 2010 roku: że to w zasadzie jest większy iPod touch, nic więcej nie potrafi, a przy tym jakiś taki nieporęczny. Wszystko to było prawdą aż do iOS 9, kiedy to drogi iPhone’a i iPada zaczęły się powoli rozdzielać. iPad otrzymał wówczas widok dzielony (tzw. Split Screen), możliwość uruchamiania aplikacji w widoku Slide Over oraz PiP (Picture in Picture). Był to wówczas jedynie pewien sygnał, że Apple zamierza bardziej zdecydowanie rozdzielać sposób użytkowania iPada i iPhone’a.

Kolejnym sygnałem było pojawienie się iPada Pro, który co prawda wraz z iOS 10 nie dostał żadnych programowych nowości, ale za to zyskał możliwość przyłączenia zewnętrznej klawiatury i obsługę rysika.

W końcu przełomowym wydaniem systemu iOS była wersja 11, przez wielu zwana iPad edition. To wraz z nią otrzymaliśmy całą masę usprawnień systemu przeznaczonych tylko i wyłącznie dla iPada. Były to między innymi ulepszone widoki Split Screen i Slide Over, całkiem nowy Dock, znany wcześniej z systemu Mac OS X, aplikację Pliki, aż w końcu świetnie działający drag&drop.

To wówczas Apple zaczęło reklamować iPada jako „Twój następny komputer”. Na rynku pojawiały się kolejne iPady Pro, które swoimi osiągami zaczęły zbliżać się do tradycyjnych komputerów osobistych.

iPadOS

W końcu mamy rok 2019, w którym to zadebiutuje 13 wersja systemu iOS. Przynosi ona tak dużo zmian w funkcjonowaniu iPada, że Apple zdecydowało się na mutację i zmianę nazwy systemu operacyjnego w wersji na tablety. Od teraz ta wersja iOS będzie nazywała się iPadOS.

Droga, którą obrało Apple, wydaje się oczywista – przekonać jak największą liczbę użytkowników, których życie nie zależy od pracy na komputerze, że nie potrzebują kupować do domu kolejnego laptopa, od teraz ma im wystarczać iPad, czasami w komplecie z klawiaturą oraz rysikiem.

Wielu użytkowników zaprotestuje, wymieniając jednym tchem całą masę ograniczeń i całą masę czynności, które teraz mogą zrobić bez problemu na komputerze, a nie mogą zrobić na iPadzie. Z każdą kolejną edycją iOS, a teraz iPadOS, te bariery znikają. Dla przykładu jedną z ogromnych zmian, moim zdaniem najważniejszą, w zapowiedzianym iPadOS jest odświeżona aplikacja Files, która daje jeszcze większą kontrolę nad naszymi lokalnymi plikami, obsługę zewnętrznych serwerów, obsługę zewnętrznych urządzeń na nowych iPadach Pro (możliwą dzięki wprowadzeniu złącza USB-C), czy też znaczną poprawę w pracy grupowej, dzięki większym możliwościom iCloud Drive (możliwość współdzielenia folderów). To jest często kluczowe pytanie nowych użytkowników iPada czy też iPhone’a – „gdzie są moje pliki?”. Wielu z nas lubi je mieć uporządkowane, poukładane w dostosowanej do własnych potrzeb strukturze katalogów, odpowiednio otagowane. Jeżeli jest jakiś problem z dostępem i obsługą plików, to dla wielu osób dyskwalifikuje to dane urządzenie. Od teraz ma to być niemalże tak samo proste jak na tradycyjnych systemach operacyjnych.

Te różnice, co można, a czego nie można zrobić dzisiaj na iPadzie, a można na komputerze, są coraz mniejsze, a większość z nich jest w głowie przyzwyczajonych do tradycyjnych rozwiązań użytkowników. Apple natomiast z każdą wersją systemu dostarcza argumentów za tym, że kupno kolejnego komputera dla wielu z nas będzie już tylko niepotrzebną ekstrawagancją. Ma wystarczyć iPad.

Mało tego, Apple wspomaga ten sposób myślenia segmentacją cenową. Dzisiaj, żeby kupić komputer, którego będziemy używali głównie do konsumpcji treści, np. nowego MacBooka Air, musimy wydać kwotę od 6 do 9 tysięcy złotych. Tymczasem iPad Air zaczyna się od 2500 zł. Dla wielu użytkowników te urządzenia będą miały identyczne lub przynajmniej bardzo zbliżone możliwości. Skoro tak, to kilkukrotna różnica w cenie dla bardzo wielu osób okaże się w tym przypadku decydująca.

Co dalej?

Spróbujmy zatem zajrzeć w przyszłość, jak od teraz będzie wyglądał rozwój systemu na iPadOS. Po pierwsze rozdzielenie systemów daje nadzieję na to, że system ten co roku będzie dostawał solidny update i sporo nowości. Skoro Apple przyzwyczaiło nas do tego, że co roku odświeża swoje wszystkie systemy operacyjne, to nie inaczej powinno być z iPadOS. Do tej pory przecież mogliśmy otrzymać solidny update iOS, który mógł z punktu widzenia użytkowników iPada niewiele zmieniać (np. iOS 12). Teraz oprócz wszystkich dobroci, które będzie otrzymywał iPhone, będziemy zawsze dostawali jeszcze jakieś dodatki przeznaczone tylko dla iPada, więc tempo rozwoju iPada będzie wzrastać, w porównaniu z tym, do czego jesteśmy teraz przyzwyczajeni.

A już zupełnie odległa przyszłość? W podróży, w tramwaju, w taksówce na kolanach, iPad będzie zachowywał się bardzo podobnie jak teraz, czyli będzie oferował świetny interfejs dotykowy i przystosowane do tego aplikacje. Natomiast w domu czy w biurze będziemy podłączali iPada jednym kablem do gigantycznego monitora i wyposażeni w klawiaturę i myszkę będziemy mogli używać „dorosłych” aplikacji, takich, jakie teraz znamy z Maca i do których dzisiaj jest potrzebny, jeszcze przez chwilę, macOS. Już za kilka lat w zupełności wystarczy nam do tego kolejna wersja iPadOS.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 4/2019

Pobierz MyApple Magazyn nr 4/2019