Koniec pewnej ery
W jednym z poprzednich numerów MyApple Magazynu pisałem o Timie Cooku, porównując przy tym Apple do popularnego zespołu rockowego, w którym – w wyniku śmierci – zabrakło charyzmatycznego lidera i frontmana. Nowa osoba na tym miejscu, choćby i jeden z wieloletnich członków kapeli, będzie już zawsze porównywana i oceniania przez pryzmat tamtego artysty. Tak jest właśnie z Timem Cookiem, który moim zdaniem niesłusznie zbiera cięgi od niektórych komentatorów i użytkowników za to, że nie jest Steve'em Jobsem. Równie ważną i niemal tak ikoniczną postacią w zespole rockowym zwanym Apple jest Jonathan Ive. Ogłosił on właśnie swoje rychłe odejście. To zdecydowanie koniec pewnej ery w historii tej firmy, zapoczątkowanej właśnie powrotem Steve'a Jobsa w 1996 roku.
Jonathan Ive to ikona sama w sobie. Przepracował w Apple ponad 25 lat. Jego projekty były rewolucyjne, a na pewno przełomowe. Projektował takie kultowe urządzenia jak 20th anniversary Mac czy komputerek eMate, którego elementy wzornictwa przejął później pierwszy iMac. To dzięki niemu Maki znowu stały się sexy. Zaprojektował później różne modele komputerów Mac, iPodów, iPhone'ów, iPadów czy zegarek Apple Watch.
Choć Ive rozpoczął pracę w Apple przed powrotem Steve'a Jobsa, to został w pewnym stopniu na nowo przez niego odkryty. Jobs był nie tylko CEO, ale i sam decydował o projektach poszczególnych produktów. Po jego śmierci Ive stał się właściwie najważniejszą osobą w firmie. To on od tej pory decydował, jak mają wyglądać produkty, a być może także podejmował decyzje o tym, kiedy mogą ujrzeć światło dzienne i trafić na rynek.
Punktem krytycznym, zdaniem Marka Gurmana z Bloomberga, był projekt zegarka Apple Watch, nad którym prace miały być dla Ive'a wyczerpujące, a ostatni rok przed jego premierą najtrudniejszym. Po jego prezentacji w 2015 roku Ive zaczął ograniczać swój czas spędzany w biurze projektowym do kilku dni w tygodniu. Później zaczął pracować w San Francisco, gdzie mieszka, i wreszcie otworzył tam osobne studio projektowe Apple. To właśnie ono ma być podwaliną jego nowej firmy zwanej LoveFrom.
Trzy miesiące po premierze Apple Watcha Ive oficjalnie objął schedę po Jobsie, zajmując stworzoną dla niego pozycję Szefa Wzornictwa. Wcześniej tym szefem był po prostu Steve Jobs, CEO Apple, który nie potrzebował do tego żadnego dodatkowego tytułu. To oznaczało przeniesienie odpowiedzialności za pracę zespołu projektowego na podległe mu osoby.
Koniec pewnej ery
Niezależnie od tego, jak bardzo Apple i sam Jonathan Ive będą zapewniać, że dalej będą ściśle ze sobą współpracować, fakt pozostaje faktem. Odchodzi osoba, która przez ostatnie ćwierć wieku (a nawet dłużej) wywierała największy wpływ na to, jak wyglądały poszczególne produkty, a nawet jak wyglądało Apple jako całość. Oczywiście firma podjęła działania, by na tyle, na ile się da, zminimalizować negatywne skutki wizerunkowe tej decyzji. To dlatego w oświadczeniu Apple pojawiają się zapewnienia, że studio Ive'a - LoveFrom - będzie nadal projektować wybrane produkty dla Apple. Nikt jednak nie da gwarancji, że ta współpraca nie zakończy się po kilku latach z jednej lub drugiej strony.
Przyczyny rozstania mogą oczywiście leżeć głównie po stronie Ive'a, który faktycznie potrzebuje odpoczynku, emerytury, niezależności i możliwości zajęcia się innymi projektami. Nie można jednak wykluczyć, że także i samo Apple zdecydowało się na ten krok. Nie mam wątpliwości, że w relacjach pomiędzy zespołem projektowym Ive'a a kierownictwem firmy, która już dawno stała się globalną korporacją, zaczęło dochodzić do poważnych różnic zdań. Świadczyć o tym mogą odejścia z zespołu projektowego w ostatnich kilku latach.
Ścisłe kierownictwo operacyjne miało podobno wywierać coraz większy wpływ na prace projektowe, co z pewnością mogło rodzić frustracje. Zespół projektowy Jonathana Ive'a zaczął się w ostatnich latach kurczyć, żeby nie powiedzieć, że rozsypywać. Przynajmniej sześciu jego członków odeszło w ostatnich trzech latach.
Kolejnym źródłem frustracji mogły być też naciski ze strony kierownictwa na opracowywanie coraz to nowych rewolucyjnych produktów. Tych obecnie nie da się już prezentować co kilka lat. Smartfony i tablety dojrzały podobnie jak komputery, miejsca na innowacje jest tutaj coraz mniej.
Wreszcie też, o czym pisałem już krótko na MyApple.pl, wady konstrukcyjne choćby klawiatur we wszystkich najnowszych liniach MacBooków, czy inne mniejsze niedoskonałości wynikające z dążenia Ive'a do maksymalnego odchudzania MacBooków, mogły wzbudzić w kierownictwie firmy pewne niezadowolenie. Nieważne, czy za błędy odpowiedzialny był bezpośrednio sam Jonathan Ive, czy jego zespół projektowy, któremu poświęcał niewystarczającą ilość uwagi, wina mogła leżeć i tak po jego stronie.
Brak przywództwa
Sam fakt odejścia Jonathana Ive'a z Apple – bo nawet najcieplejsze słowa i deklaracje przyszłej współpracy nie zmienią tego, że rozstaje się on z tą firmą – nie musi być zły. Uważam, że zmęczenie Ive'a przejawiało się w niedoskonałościach produktów, a nawet wadach konstrukcyjnych - jak ta piekielna klawiatura o konstrukcji motylkowej. Uważam, że Ive ma prawo do emerytury, choćby we własnym studio projektowym. Jestem też zdania, że zmiana ta może wyjść Apple na dobre. Potrzeba nowej krwi, przewietrzenia.
To, co budzi nie tylko moje obawy, to fakt, że zespół projektowy Apple jest obecnie zależny od osób odpowiedzialnych za operatywność całego przedsiębiorstwa. Ten zespół szaleńców i buntowników (którym cześć dwadzieścia lat temu oddawało samo Apple) staje pod coraz większą presją ogromnej przecież korporacji, którą jest Apple. Jeśli firma ta nie znajdzie godnego następcy Ive'a i w pewnym stopniu nie pozwoli mu na równą niezależność, co Jony'emu właśnie, może stracić coś ulotnego, swego rodzaju duszę zaklętą w swoich produktach. A jest to rzecz bezcenna. Coś, czego tak strasznie pragną inni producenci elektroniki, którzy pod względem samej innowacyjności może i wyprzedzili już dawno Apple, ale ostatecznie brakuje im tej iskry.
Odejście Ive'a to dla Apple ogromne wyzwanie, ale i szansa. Czas pokaże, czy nie została zmarnowana.
Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 4/2019
Grafika: Apple