Wczoraj wieczorem agencja Reuters podała informację o tym, że Google wstrzymuje wszelką współpracę biznesową z chińskim koncernem Huawei, w tym wymianę sprzętu, oprogramowania i usług. Wyjątkiem jest tylko to oprogramowanie, które dostępne jest na licencji Open Source, a więc z którego Huawei może korzystać bez pytania się Google o zgodę.

Jest to efekt wpisania Huawei w miniony czwartek przez administrację prezydenta Trumpa na czarną listę firm, które nie mogą prowadzić handlu ze Stanami Zjednoczonymi.

To nie pierwszy raz, kiedy nazwa Huawei pojawia się w doniesieniach prasowych. Kilka miesięcy temu w Kanadzie aresztowano wiceprezes tej firmy, zatrzymania miały miejsce też w Polsce. Dotąd jednak mówiło się, że problemy tego dotowanego przez chiński rząd koncernu będą widoczne tylko na rynku infrastruktury telekomunikacyjnej i że użytkownicy smartfonów tej marki mogą spać spokojnie. Wygląda jednak na to, że problemy tej firmy odbiją się także na produkowanych przez nią smartfonach, a więc dotkną też ich użytkowników, a przynajmniej tych, którzy w przyszłości będą chcieli kupić te chińskie urządzenia.

Wstrzymanie współpracy oznacza jednocześnie odcięcie Huawei od możliwości instalowania aplikacji Google na swoich smartfonach i otrzymywanie od Google aktualizacji systemu Android. Owszem, Huawei będzie mogło dalej instalować Androida, ale tylko jego publiczną, gołą (pozbawioną aplikacji Google), wersję dostępną na licencji Open Source. Możliwe więc, że nawet najnowsze i najdroższe modele smartfonów tej marki nie otrzymają aktualizacji do systemu Android Q. Co więcej, na przyszłych smartfonach Huawei nie znajdą się popularne aplikacje Google (Gmail, YouTube, Mapy, Asystent itp.), a co gorsza nie będą one miały dostępu do sklepu Google Play, a więc oficjalnego repozytorium z aplikacjami dla systemu Android. Google zapewniło jedynie, że dostęp do wspomnianych usług zostanie utrzymany dla wszystkich obecnych smartfonów tej marki.

Jeśli wspomniane sankcje zostaną utrzymane, to koncern Huawei chcąc być obecnym na rynkach poza Chinami będzie musiał opracować swoją wersję Androida z własnym sklepem z aplikacjami, z własnymi lub konkurencyjnymi mapami czy własnymi aplikacjami do obsługi poczty, dokumentów w chmurze, a właściwie to własnym zestawem usług, zastępujących te, które użytkownicy otrzymują w pakiecie od Google. Pytanie tylko, czy będą oni chcieli zdecydować się na tę alternatywę i czy programiści będą w ogóle zainteresowani zgłaszaniem swoich aplikacji do kolejnego sklepu.

Podobną taktykę stosuje Amazon dla swoich tabletów Fire. Firma przygotowała swoją wersję systemu Android, na bazie tej publicznie dostępnej, z własnym sklepem z aplikacjami oraz własnym zestawem usług. Trudno jednak mówić o jakiejś specjalnej popularności tych urządzeń.

Huawei może także w teorii zdecydować się na wypuszczenie smartfonów z własnym systemem operacyjnym. Tylko idę o zakład, że chętnych na nie byłoby niewielu. Smartfon z egzotycznym systemem, dla którego nie ma wielu popularnych programów, albo trzeba nagimnastykować się, by zainstalować na nim jakąś aplikację dla Androida i to pochodzącą z niepewnego źródła, skusi pewnie tylko niewielką grupę technologicznych geeków.

Oczywiście to wszystko dotyczy tylko rynku poza Chińską Republiką Ludową. Tam usługi Google nie są dostępne w ogóle, więc w tym kraju nic się nie zmieni. Z innych rynków Huawei może po prostu zniknąć. Smartfony tej marki, choćby miały sto kamer o rozdzielczości idących w setki megapikseli, pozwalających robić zdjęcia nie tylko powierzchni Księżyca, ale i Marsa, i choćby reklamowało je stu Lewandowskich, bez najnowszych wersji Androida, pakietu aplikacji i usług Google oraz sklepu Google Play będą po prostu nie do zaakceptowania dla większości użytkowników na świecie.

Obecna sytuacja pokazuje też moim zdaniem pewną niepewność związaną ze smartfonami czy szerzej produktami chińskich marek. Może okazać się, że podobne sankcje, będące częścią wojny handlowej USA z Chinami, nałożone zostaną w przyszłości także na inne znane koncerny, produkujące smartfony.

Zwycięzcami w tej sytuacji będą z pewnością producenci spoza Chin, a więc Samsung, LG czy Sony. Oni takich sankcji obawiać się raczej nie muszą. Największym wygranym jest jednak Apple. Firma raczej nie wstrzyma współpracy samej ze sobą i nie zakaże samej sobie instalowania iOS na iPhone'ach. Kolejny więc raz przekonuję się, że iPhone to bardzo dobry wybór.

PS. Od razu odpowiadam na ewentualny kontrargument, że przecież iPhone'y składane są w Chinach. Tak, są składane, ale według bardzo restrykcyjnych wytycznych Apple. Foxonn nie dołoży do nich nic od siebie bez wiedzy Apple. Owszem, w wyniku wojny handlowej pomiędzy USA i Chinami, także i produkowane w Państwie Środka smartfony innych firm mogą zostać objęte jakimiś sankcjami, ale na ten wypadek podwykonawcy także się przygotowują i w przyszłości mogą przenieść produkcję np. do Indii czy Wietnamu.