O tym jak wybrałem iPhone'a XR
O zakupie iPhone'a XR zdecydowałem, zanim stał się jednym z bardziej kontrowersyjnych wśród wszystkich modeli smartfonów Apple. Od czasu rozpoczęcia jego sprzedaży wielu analityków opublikowało swoje analizy dotyczące sprzedaży tego urządzenia. Wyniki są różne. Jedni twierdzą, że XR sprzedaje się dobrze, a inni uznają go za porażkę Apple. Jak jest naprawdę, nigdy się nie dowiemy, bo firma z Cupertino nie będzie już raportować liczb dotyczących sprzedanych urządzeń w poszczególnych kwartałach. Ja nie żałuję swojej decyzji, choć przed zakupem byłem świadomy tego, że muszę zgodzić się na kilka kompromisów.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W moim przypadku tym drugim był iPhone 6s - smartfon z 2015 roku, który nadal całkiem dobrze sobie radzi, ale już trochę brakuje mu do nowoczesnych modeli. Co więcej, ucieszyłem się, gdy niedługo przed keynote'em pojawiły się pogłoski o tym, że następca X ma być o 100 dolarów tańszy od swojego pierwowzoru, bo w porównaniu z konkurencją Apple winduje ceny swoich smartfonów. Byłem prawie pewny, że kupię XS-a (wtedy nie była jeszcze znana oficjalna nazwa). Niestety, podczas keynote'u okazało się, że doniesienia nie były trafne i ceny nie obniżono. Nieco się zawiodłem, ale zacząłem zastanawiać się nad XR-em. Szybko przeanalizowałem za i przeciw i pomyślałem, że XR jest całkiem dobrym wyborem. Tym, co ostatecznie skłoniło mnie do jego zakupu, jest procesor A12, taki sam, jaki zastosowano w pozostałych nowych modelach. Dzięki temu XR będzie wspierany tak długo jak XS i XS Max - tak sądzę. Później okazało się, że XR ma trzy, a nie cztery gigabajty pamięci RAM, ale mi to wystarcza i raczej nie wpłynie na okres wsparcia.
Następnie skupiłem się na głównych różnicach między XR-em, a XS-ami. Zwróciłem uwagę na czas pracy na baterii, ekran i aparat. Różnic jest oczywiście więcej, ale te wybrałem jako najbardziej istotne. Pierwsza cecha przemawiała za XR-em, ale w pozostałych aspektach odstaje on od reszty. Wtedy wiedziałem to tylko w teorii, ale teraz mogę napisać kilka zdań na temat każdego z nich. Nie uniknę porównań z 6s-em, ponieważ to głównie z tym smartfonem miałem do czynienia przez ostatnie trzy lata i bardzo się do niego przyzwyczaiłem.
Bateria XR-a pozytywnie mnie zaskoczyła. Telefon podłączam do ładowarki co drugi dzień, a dziennie „spędzam” przed ekranem telefonu około 4 godzin. Wiele osób zwraca uwagę na długi czas ładowania baterii, ale w dobie baterii litowo-jonowych, którym nie przeszkadza doładowywanie, nie jest to dla mnie problemem. Ładuję telefon, kiedy mam taką możliwość. Rzeczywiście potrzeba trochę czasu, żeby naładować baterię do pełna, ale nie wiem, ile to trwa, bo zazwyczaj przerywam ten proces dwa lub trzy razy. Moja bateria ma nadal 100% pojemności.
Równie ważny co czas pracy na baterii jest dla mnie ekran. Najtrudniej mi było pogodzić się z faktem, że decydując się na XR-a, rezygnuję z wyświetlacza OLED. W celu porównania obu typów ekranu odwiedziłem jednego z resellerów. Warunki oświetleniowe, które tam panują, nie pozwalają na wnikliwą obserwację, ale według mnie różnica jest do zaakceptowania. Pewnie znowu wynika to z moich przyzwyczajeń związanych z 6s-em. Większą różnicę widziałem między XR-em, a 6s-em niż między XR-em, a XS-em. To pewnie dzięki technologii True Tone, której brakuje w iPhonie 6s. Sprawia, że odcień i intensywność obrazu dostosowują się do światła w otoczeniu, dzięki czemu jest on przyjaźniejszy dla oka. Wrażenie zrobiła na mnie także wielkość ekranu. Pamiętam, kiedy to przed 2012 rokiem fani Apple przekonywali posiadaczy innych smartfonów, że jedynym słusznym rozmiarem przekątnej ekranu jest 3,5 cala, gdy na rynku oferowane były już 5-calowe ekrany. Był to chyba krzyk rozpaczy, bo 6,1 cala jest OK, ale według mnie XS Max wcale nie jest za duży.
Kupując smartfona, warto zwrócić uwagę na jakość zdjęć. 6s-a od XR-a dzieli przepaść. Daleko mi do wytrawnego fotografa, więc bardzo cieszy mnie fakt, że obecnie w przypadku robienia zdjęć bardzo ważny jest zarówno obiektyw, jak i oprogramowanie oraz procesor dysponujący dużą mocą obliczeniową. Dwa ostatnie sprawiają, że nawet zupełny laik zrobi niezłe zdjęcia. Uświadomiłem to sobie, gdy zobaczyłem zdjęcie zrobione XR-em przez mojego dziadka. Obiektyw wycelowany był wprost w postacie siedzące na tle okna, przez które wpadało dość dużo światła słonecznego, a mimo to ich twarze były wyraźnie widoczne i dobrze doświetlone. Dla porównania podobne zdjęcie zrobiłem iPhone’em 7. Wynik był co najwyżej dostateczny. To jeden przykład, ale zdjęcia iPhone’em robię głównie podczas towarzyskich spotkań albo na wakacjach, więc dla mnie argument jest wystarczający.
Stopień wodoodporności to coś, na czym do tej pory mi nie zależało. iPhone'y długo odstawały pod tym względem od konkurencji, ale zmieniło się to po premierze iPhone'ów 7. XR-a można (teoretycznie) bez konsekwencji zanurzyć na głębokość jednego metra przez 30 minut. „Bardziej” wodoodporny jest XS i XS Max, ale nie o tym. Na ten moment nie planuję pływać ze swoim iPhone’em, ale cecha ta może przydać się w najmniej oczekiwanym momencie. Byłem świadkiem zalania dwóch urządzeń gorzką herbatą. Wodoodporny wyszedł z tego bez szwanku, ten drugi dochodził do siebie trzy dni.
Podsumowując, cechy, którymi charakteryzuje się XR, są dla mnie akceptowalne i jestem z nich zadowolony. Ważne jest, by przy wyborze smartfona brać pod uwagę swoje potrzeby i konieczność ich zaspokojenia. Nieprzypadkowo w tekście znajdziecie odwołania do tego, co jest DLA MNIE niezbędne i wystarczające. Oczywiście można wyjść z założenia, że zakup najlepszego w danym momencie urządzenia rozwiąże sprawę, i tak będzie, ale warto czasem zastanowić się, czy wszystko, na co wydajemy pieniądze, jest nam niezbędne. Warto pamiętać, że aby skosić trawnik w ogródku, niepotrzebny jest kombajn.