Wczoraj Apple usunęło z serwisu Apple Music funkcję Connect będącą namiastką serwisu społecznościowego pozwalającego na komunikację artystów i zespołów ze swoimi fanami.

To już druga po Pingu nieudana próba stworzenia przez Apple swojej muzycznej platformy społecznościowej. Tym razem, moim zdaniem, pomysł był naprawdę ciekawy i w przypadku artystów i zespołów, których słucham i których śledzę w Apple Music, po prostu działał.

Przypomnę, że Connect był tak naprawdę tablicą, przypominającą w pewnym stopniu tą na Facebooku (nazywana także ścianą - wall). To na niej pojawiały się ich wpisy, zwykle były to zdjęcia, zajawki piosenek z nowych płyt czy teledysków, czasem całe, niepublikowane nigdzie wcześniej utwory i nagrania wideo. Niektóre zespoły dodawały wpisy z rozpiską swoich tras koncertowych, a artyści polecali muzykę, której sami słuchają. Dzięki Connect i tego typu bezpośrednim poleceniom dowiadywałem się o nadchodzących wydawnictwach czy odkrywałem nowe zespoły, których słuchają moi muzyczni idole.

Wpisy nie pojawiały się codziennie. Jedni wykonawcy byli w Apple Music Connect bardziej, inni mniej aktywni, ale średnio dwa czy trzy razy w tygodniu mogłem znaleść tam coś ciekawego i - tak jak na Facebooku - zostawić swój komentarz.

Domyślam się jednak, że choć w moim przypadku to działało całkiem nieźle, to jednak w szerszej skali Connect nie zainteresował specjalnie większej liczby wykonawców. Dla nich był to prawdopodobnie kolejny serwis społecznościowy, któremu albo sami, albo ktoś w ich imieniu musiał poświęcać czas.

Odnoszę wrażenie, że klęska Connect to w dużej mierze wina lub zasługa (jak kto woli) Facebooka. Dla wielu Internet to właśnie serwis Marka Zuckerberga i tam śledzą swoje ulubione zespoły, solistów czy szerzej artystów wszelakich. Owszem, ja też mogę śledzić ich na Facebooku, tylko nie specjalnie chcę. Facebook jest dla mnie i tak przeładowany informacjami od różnych znajomych, których mimo wszystko chcę śledzić w tym serwisie. Gdyby dodał do tego zespoły, to zaglądanie tam nie miałoby dla mnie w ogóle już sensu (zastanawiam się nad tym, czy w ogóle jeszcze ma to sens).

Connect był dla mnie rozwiązaniem idealnym. Serwis oferujący muzykę na żądanie, w którym znajdowałem jeszcze informacje publikowane przez moje ulubione zespoły i solistów. Nie musiałem ich wpisów odsiewać z masy głupawych quizów (którą potrawą typu fastfood jesteś - i tak wiadomo, w co ostatecznie zamienia się każda potrawa po jej spożyciu), mniej lub bardziej śmiesznych memów, politycznych manifestów (przyznaję, że sam je tam czasem wrzucam) i innych ważnych lub zupełnie pozbawionych znaczenia wiadomości.