Kiedy przypatrzymy się działaniom marketingowym Apple w obrębie mediów społecznościowych, to zauważymy niemały dysonans, który łączy firmę z Cupertino z konkurencją z branży elektroniki użytkowej. Kalifornijski producent ma swoje konto na Facebooku, Twitterze i Instagramie; zaliczył również krótki mariaż ze Snapchatem, jednakże tylko w jednym przypadku jego aktywność ma wymiar inny niż symboliczny. Skąd wynika taka bierność zarabiającej miliardy dolarów korporacji? Z całą pewnością jest to wynik przemyślanej decyzji, którą ciężko zrozumieć, mimo łatwości w dostrzeżeniu jej transformacji na przestrzeni lat.

Profil Apple na Facebooku świeci pustkami – zero postów, jedno zdjęcie profilowe z logo firmy, sześć zdjęć w tle przestawiających iPhone’y i MacBooka Pro, brak opisu, a nawet linku do strony internetowej. Obrazu social mediowego pustostanu nie ratuje nawet mapka z zaznaczonymi salonami firmowymi. Jedenaście milionów polubień to pozornie spora liczba, jednak gdy zestawimy ją z profilem Samsunga (159 milionów, nie uwzględniając odsłon lokalnych), z łatwością dostrzeżemy dysproporcję. Warto jednak zaznaczyć, że mocno aktywny Microsoft może pochwalić się „jedynie” 13 milionami fanów, choć w przypadku Windowsa to 46 milionów, a Xboksa 23 miliony. Należy jednak nadmienić, że Apple nie stroni całkowicie od Facebooka. Kalifornijski producent promował we wspomnianym wyżej serwisie między innymi reklamy wideo zegarka Apple Watch. Według mojej wiedzy spoty te nie były jednak „targetowane” na polskiego użytkownika.

Profil firmy Tima Cooka na Twitterze (blisko dwa miliony obserwujących) to jeszcze większy przejaw ekscentryzmu. Apple płaci bowiem serwisowi za to, aby użytkownicy nie mogli zobaczyć wysłanych przez producenta tweetów. Obserwujący mogą dostrzec przed konferencjami prezentującymi nowe produkty wiadomości informujące o takich wydarzeniach, a nawet ustawić sobie przypomnienie o zbliżających się premierach, jednak na tym aktywność producenta z Cupertino na tym polu się kończy…. z małymi wyjątkami, które nie mają jednak w pełni wymiaru reklamowego i sprzedażowego. Należą bowiem do nich profile Apple Music, Apple Support, iTunes TV, Apple News, Apple TV, iTunes, iBooks i Apple Education. W serwisie można również znaleźć mniej lub bardziej aktywne profile członków rady nadzorczej spółki – w tym Tima Cooka.

Apple zaliczyło również krótką przygodę ze Snapchatem, o której mało kto już pamięta. Odwiedzając trzy lata temu znajdujące się w Los Angeles centrum handlowe The Grove, można było nałożyć na swoje zdjęcia filtr promujący serwis Apple Music. Firma nie posiada jednak oficjalnego profilu w tym serwisie, choć ze względu na dużą aktywność na Instagramie nie zdziwiłbym się, jeżeli miałoby to ulec zmianie.

Jedyny serwis społecznościowy, w którym można zaobserwować od roku regularną aktywność Apple, to Instagram. Ponad 6,5 miliona obserwujących, 220 udostępnionych zdjęć oraz materiałów wideo, a także regularnie aktualizowane „Stories” prezentujące różne wydarzenia, persony, kolekcje czy wystawy. Na żadnej fotografii nie znajdziemy jednak jakiegokolwiek produktu amerykańskiego producenta – profil jest bowiem prowadzony w ramach kampanii #shotoniphone i prezentuje fotografie wykonane iPhone'em.

Na politykę Apple w obszarze mediów społecznościowych, o których pisałem wyżej, wpływ mają z pewnością różne czynniki. Głos w sprawie tego typu platform zabrał również Tim Cook, który nie odniósł się jednak do obecności swojej firmy w internecie, a jedynie skomentował zagrożenia, na jakie natrafiają w tym zakresie użytkownicy. CEO nie chce, aby jego bratankowie, którzy znajdują się w wieku dziecięcym, korzystali z mediów społecznościowych. Jego zdaniem internet dał nam ogromne możliwości, ale nasz wpływ na ludzkość powinniśmy oceniać nie w „lajkach” i popularności, ale w „życiach, których dotknęliśmy” i ludziach, którym pomogliśmy. Cook uważa, że social media dzielą nas, manipulują nami oraz pomagają w szerzeniu nieprawdy.

Media społecznościowe mają z pewnością swoje dobre i złe strony, ale nie sposób nie zauważyć, że stanowią przestrzeń do działań marketingowych na szeroką skalę. Ogromne przychody Facebooka to w zdecydowanej mierze pokłosie wydatków reklamodawców, którzy promują swoje produkty oraz usługi między innymi na platformie stworzonej przez Marka Zuckerberga. Jedna z hipotez dotyczących takiej a nie innej polityki Apple w tym zakresie dotyczy unikania efektu „overhyped”, czyli doprowadzenia do sytuacji, gdy rozwiązania firmy z Cupertino staną się przereklamowane, będzie o nich zbyt głośno i spowszechnieją także w internecie, gdzie potencjalni klienci spędzają sporą część swojego wolnego czasu. Obdarcie z takich określeń, jak „alternatywne”, „unikatowe”, „niecodzienne” oraz „nietypowe” mogłoby wtedy nastąpić bardzo szybko, co nieuchronnie zachwiałoby tworzonym od dwóch dekad wizerunkiem firmy. Oczywiście nie można zakładać, że znalazłoby to bezpośrednie przełożenie na spadek sprzedaży (a ta, jak pokazują najnowsze wyniki finansowe, ma się zdecydowanie lepiej niż dobrze), jednak modyfikacja tego podejścia przyniosłaby nieodwracalne zmiany.

apple Microsoft google

Warto zaznaczyć, że w mediach społecznościowych za marketing Apple odpowiadają po części sami użytkownicy. Mam wrażenie, że rosnąca popularność produktów kalifornijskiego producenta zmniejszyła jego kultowy charakter, a sami klienci nie stanowią już tak oddanej i zapatrzonej w stronę Cupertino grupy jak kiedyś, jednakże o Apple pisze się i mówi bardzo, ale to bardzo dużo. Aby nie być gołosłownym, odwołam się do wyników Google Trends, które pokazują, jak często szukamy informacji o firmie i jej produktach w porównaniu z konkurencją. Nie sposób nie zauważyć, że Apple deklasuje na tym polu Microsoft, choć poza okresem towarzyszącym premierze nowych iPhone’ów nieznacznie ustępuje Samsungowi. Należy jednak nadmienić, że koreański producent jest obecny na zdecydowanie szerszym segmencie rynkowym, do którego należy również AGD, RTV i tym podobne. Ciekawsze wyniki można zobaczyć, sprawdzając szczegóły dotyczące wybranych produktów – iPhone cieszy się 25-krotnie większą popularnością w Google niż Galaxy S9. O linii Note czy innych smartfonach nie ma nawet co wspominać.

Można więc powiedzieć, że media społecznościowe nie pasują do marketingu Apple – słowa te, choć trywialne, są prawdziwe. Uważam jednak, że z czasem się to zmieni. Rosnąca popularność osłabia kult firmy (i bardzo dobrze) oraz jej alternatywny charakter. Jak tu być alternatywnym, będąc najpopularniejszym producentem smartfonów na świecie? Obecnie za szum w mediach społecznościowych odpowiadają przede wszystkim sami użytkownicy i idzie im to świetnie – kalifornijski producent skupia się tymczasem na innych formach reklamy. Rozpoczęcie działalności na Instagramie jest jednak pewną oznaką zmiany podejścia i nie zdziwię się, jeżeli z biegiem lat coraz częściej będziemy widzieć logo Apple w mediach społecznościowych. Moim zdaniem firma nie skupi się jednak na bezpośrednim promowaniu swoich produktów – nie ma tego w swoim zwyczaju. Zaserwuje nam porady, pokaże, do czego można wykorzystać oprogramowanie, zaprezentuje piękne zdjęcia #shotoniphone oraz podrzuci playlisty z Apple Music. Pewna bariera między firmą a użytkownikami zostanie jednak nadal zachowana – przynajmniej przez jakiś czas.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 2/2018

Pobierz MyApple Magazyn 2/2018

Magazyn MyApple w Issuu