Na granicy prywatności, część II
Sporą uwagę przykuła moja ostatnia opinia na temat podejścia Apple do polityki prywatności i jej granic. Cieszę się, że zaangażowaliście się w dyskusję, cieszę się również, że skonfrontowaliście się z moim myśleniem i podeszliście do niego krytycznie. Uznałem, że stosownie jest zbiorczo odnieść się do kilku kwestii.
Na wstępie chciałbym powiedzieć, że jest to integralna część poprzedniego artykułu, podlinkowałem go w leadzie. Jeśli nie czytałaś lub nie czytałeś, a chcesz wiedzieć o co chodzi, zapraszam do tamtego wpisu i komentarzy, bo tak jak wspomniałem, to będzie głównie zbiorcza odpowiedź. Postaram się odnieść do zagadnień komentujących poprzedni wpis, natomiast nie będę ich tutaj dokładnie cytować, nikt mnie do tego nie upoważnia, być może ktoś sobie tego nie życzy.
Główną tezę swojego felietonu nadal podtrzymuję. Sytuacja stoi na głowie, to nie prywatna firma powinna mieć pełną decyzyjność o tym czy można się komuś włamać do telefonu czy nie. Podkreślam słowo włamać. W komentarzach padł zarzut, że skoro tak bardzo podobają mi się działania służb wywiadowczych (to do ich działań nawiązywałem w pierwszym tekście) to równie dobrze mogę zostawiać otwarte drzwi w domu, samemu zdjąć blokadę z telefonu, oddać komuś klucze do swojego mieszkania. Traktuję to jako ironizowanie, bo cały czas mówię o intencjonalnym forsowaniu zabezpieczeń, a nie rezygnowaniu z nich. Jest to spora różnica, bo każdy, kto zabezpieczenia łamie, ponosi za to odpowiedzialność. Wychodząc do pracy chyba mamy świadomość, że zamykając drzwi, tak naprawdę bezpieczni nie jesteśmy. Można włamać się przez okno, drzwi można wyważyć, zamek rozwiercić. Akceptujemy jednak ryzyko, bo wiemy, że każdy kto naruszy naszą prywatność może przez nas zostać pociągnięty do odpowiedzialności. Zarówno złodziej jak i ABW. Z telefonem, moim zdaniem powinno być analogicznie. Zabezpieczam go, zabezpieczam swoje dane, wiem, że zabezpieczenia nie są w 100% skuteczne, ale akceptuję to ryzyko, bo wiem, że za bezprawne złamanie zabezpieczeń, mogę domagać się rekompensaty i kary dla sprawcy.
Czemu zatem podtrzymuję tezę, że Apple i każda inna firma technologiczna powinna być uległa wobec służb państw demokratycznych, uznanych za praworządne przez społeczność międzynarodową? Z jednego prostego względu. Żaden producent nie bierze na siebie moralnej i materialnej odpowiedzialności za krzywdy, które intencjonalnie może wyrządzić bojkotując działania instytucji państwowych. Zarówno gdybym był ofiarą czyjegoś działania, bądź sam byłbym podejrzanym, jedyną odpowiedzialną za mój los instytucją jest państwo. To państwo i jego funkcjonariusze są odpowiedzialni za naruszenie moich swobód, a swoich racji mogę dochodzić w sądzie lub w międzynarodowych trybunałach. Jest to fundament funkcjonowania w społeczeństwie. Ja mogę się z działaniami państwa w tym zakresie nie zgadzać, mogę je głośno krytykować, ale nie mogę ich bojkotować. Swoich racji mogę dochodzić post factum.
Chcę także stanowczo odeprzeć zarzuty o nacechowanie ideologiczne poprzedniego tekstu. To portal technologiczny, zajmujemy się tu sprzętem Apple, ale nie robimy tego bezkrytycznie. Uważam, że miejsce, gdzie całkiem sporo osób wymienia się uwagami i zdobywa wiedzę na temat najnowszych technologii, to dobra przestrzeń by dyskutować o problemach, jakie ten postęp zrodził.
Jeszcze jeden wątek z komentarzy szczególnie zwrócił moją uwagę. Wątek świętego prawa do zachowania prywatności. Nie chcę się tu mierzyć z opiniami czy obywatel ma święte prawo do ochrony swojej prywatności czy nie. To oczywiste, że ma. Problemem jest to, że ważne dane, których tak skutecznie chcecie chronić przed swoim państwem, są własnością jednej firmy. Wasz komputer i smartfon, zakładając, że używacie tych urządzeń jak przeciętny człowiek, w każdej chwili może sprawdzić co robicie, gdzie jesteście, jak dziś wyglądacie, o czym mówicie, w jakim jesteście nastroju, jakim zdrowiem się cieszycie, z kim i kiedy się spotykacie. Wie czego szukacie w internecie, wie co oglądacie i jak na to reagujecie. Wie o tym czy dobrze śpicie, czy macie problemy ze snem, czy śpicie sami czy z kimś. Słowiem, wie wszystko.
Uważajmy zatem, bo poczucie bezpieczeństwa naszych danych jest i tak tylko iluzją. Może się okazać, że skupieni na ochronie wrażliwych informacji, zupełnie nie zauważamy, że światowe koncerny mają naszą prywatność wykupioną na wyłączność. Jaka jest zatem granica prywatności? Nie ma jej. Dziś twoje dane są na serwerach Apple, Samsunga, Huawei, Google etc. Gdzie będą jutro? To zależy już tylko od firmy, która tę iluzję bezpieczeństwa wykreowała.