W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy fani nowych technologii mogli wielokrotnie doświadczyć swego rodzaju déjà vu. Na targach MWC zaprezentowano Nokię 3310, studio Blizzard zapowiedziało premierę odświeżonej wersji StarCrafta dla Maca, a w kinach sale pękały w szwach od widzów, którzy przyszli zobaczyć Ghost in The Shell.

Wszystkie produkty odwołujące się do świata, jakiego doświadczaliśmy dziesięć, piętnaście, dwadzieścia lat temu, nie pojawiłyby się na rynku, gdyby popyt na nie był zerowy. Niektórzy uważają, że to nie jest nowy trend i cały czas byliśmy łasi na wszystko to, co kojarzy nam się z czasami naszej młodości. Rzućmy jednak okiem na dwie listy – z grami dla PlayStation 3 oraz z grami dla PlayStation 4. W pierwszym przypadku znajdziemy 60 „odświeżonych” produkcji (nazywanych najczęściej edycjami HD), a w drugim 101, z czego 60 to tytuły z PlayStation 2. Należy jednak pamiętać, że nowa konsola Sony jest dopiero 3,5 roku na rynku, podczas gdy jej poprzednik trafił na sklepowe półki na przełomie 2006 i 2007 roku. Różnica jest więc zauważalna.

Trzymając się tematu gier, nie sposób nie zauważyć, że tak zwane „remastery” pojawiają się coraz częściej także na platformy macOS oraz iOS. W App Store znajdziemy tak kultowe pozycje, jak Heroes III, Icewind Dale, Baldur’s Gate, Rome: Total War i wiele, wiele innych. Ciężko mi uwierzyć, że studio Overhaul Games poświęcałoby czas na dostosowywanie tych produkcji do smartfonów i tabletów, gdyby brakowało graczy, którzy chcieliby jeszcze raz zanurzyć się w świecie kultowych gier RPG. Naprawdę wątpię, że młodszych użytkowników nie odrzuciłaby kanciasta oprawa graficzna i długie dialogi, które wyszły z mody dekadę temu. To tytuły przygotowane wyłącznie z myślą o osobach, które już w nie grały.

Zaraz po premierze Heroes III dla iPada kupiłem tę grę, aby spędzić z nią przynajmniej kilkanaście godzin. Jest świetna i nie straciła niczego ze swojej magii, którą oczarowała nas dwie dekady temu. Ponad 250 recenzji w polskim App Store wyraźnie potwierdza, że nie tylko ja z uśmiechem na ustach powróciłem do Erathii.

Nie tylko producenci gier zauważyli, że na niektórych produktach można zarobić dwa razy. Sentyment okazał się potężnym narzędziem marketingowym, któremu sami daliśmy wielką siłę. Ileż to razy słyszeliśmy utarty frazes, że „kiedyś było lepiej”. Nie mam zamiaru bawić się w psychologa i próbować wyjaśniać to zjawisko. Wiem jednak, że… nie zawsze było. Wiele filmów, albumów muzycznych, a nawet urządzeń kojarzy nam się z relatywnie beztroskim czasem w życiu, który podświadomie idealizujemy. Niewiele starsze ode mnie osoby nie raz wspominały gumę „Turbo”. Wróciła niedawno do sklepu, a rozmarzeni konsumenci szybko zostali sprowadzeni na ziemię przez jej tekturowy smak i skład mający szkodliwy wpływ na zdrowie. Czar prysł.

Gry, filmy, książki i albumy muzyczne nie starzeją się, jeżeli od początku były świetne. Oprawa graficzna, nagrania dźwiękowe i archaiczne już dziś słowa zdobiące okładkę tracą znaczenie, jeżeli dana produkcja nie daje o sobie zapomnieć za sprawą tego, co dla odbiorców najważniejsze. Zupełnie inaczej sprawa wygląda jednak w przypadku elektroniki.

Nie miałem oryginalnej Nokii 3310. Dziedziczyłem telefony po rodzicach, co uległo zmianie dopiero wtedy, gdy byłem w liceum. Nie mam więc emocjonalnego stosunku do tego telefonu. Był bardzo wytrzymały, można go było ładować raz w tygodniu albo i rzadziej, a kultowy Snake umilał mi i moim kolegom niejedną przerwę w szkole. Mówimy jednak o początku tysiąclecia – od tego czasu telefony przeszły długą drogę, a premiera iPhone’a nadała tej ewolucji niesamowite wręcz tempo.

Można z uśmiechem na ustach wspominać Nokię 3310, ale każdego użytkownika nowych smartfonów zapewniam, że nie wytrzymałby z tym telefonem nawet jednego dnia. Bez internetu, bez kamery, bez wirtualnej klawiatury itd. Tego typu eksperyment można przeprowadzić nawet bez sięgania po nową wersję wspomnianego wyżej telefonu, który definitywnie potwierdza, że Finowie nie mają pojęcia, co zrobić ze swoją firmą i swoją marką. Oryginalną Nokię kupimy za kilkadziesiąt złotych za pośrednictwem popularnych portali aukcyjnych. Nie jest wiele gorsza od swego „sukcesora”.

Sporo się ostatnio mówi o iPhonie 8, który miałby trafić na rynek wraz z modelami 7s oraz 7s Plus. Apple miałoby rzekomo upamiętnić dekadę swojej obecności na rynku smartfonów i zaprezentować nam model, który okaże się kolejnym kamieniem milowym na drodze rozwoju technologii. Nie chciałbym jednak, aby firma z Cupertino zapomniała, że rok 2017 nie jest rokiem 2007, a oczekiwania klientów oraz ich potrzeby wyglądają zupełnie inaczej niż wtedy, gdy Steve Jobs wkraczał na scenę podczas targów Macworld.

Ostrożnie podchodźmy do produktów, których producenci chcą wykorzystać jedynie nasze wspomnienia. Swego rodzaju powrót do przeszłości może być świetnym doświadczeniem, ale traci sens, gdy wokół nas jest mnóstwo nowoczesnych i przede wszystkim lepszych rozwiązań. Pamiętajmy też, że czasami lepiej zachować w głowie pozytywne obrazy i nie niszczyć ich konfrontacją z rzeczywistością po latach. Powiedzmy sobie szczerze – guma „Turbo” smakuje zdecydowanie lepiej, gdy tylko o niej myślimy, a nie ją żujemy.

Artykuł ukazał się pierwotnie w MyApple Magazynie nr 2/2017

Pobierz MyApple Magazyn 2/2017

Magazyn MyApple w Issuu