Po niemal 25 latach od swojej premiery format MP3 przestał być licencjonowany.

Oświadczenie o zamknięciu programu udostępniania licencji dla twórców aplikacji kodujących i dekodujących wspomniany format wydał Instytut Fraunhofera, który zdecydował się na jego koniec. Argumentem za zakończeniem wydawania licencji, co oznacza właściwie koniec tego formatu, jest fakt dostępności na rynku o wiele bardziej wydajnych kodeków AAC oraz trwających pracach nad jeszcze lepszymi rozwiązaniami.

Aktualizacja: Instytut Fraunhofera zamknął swój program licencjonowania kodeków MP3 przede wszystkim ze względu wygaśnięcia posiadanych przez niego patentów obowiązujących do kwietnia w USA. W tym roku wygasają także patenty na kodowanie i dekodowanie tego formatu należące do innych instytucji i osób prywatnych. MP3 przejdzie następnie do domeny publicznej. Mowa więc raczej o symbolicznym końcu tego formatu. Nie zniknie on z dnia na dzień, jest on jednak już od dawna wypierany przez formaty oferujące lepszą jakość dźwięku.

W latach 90 ubiegłego wieku format stratnej kompresji MP3 pozwolił milionom internautów na kompresowanie swoich cyfrowych zbiorów muzycznych, tak by więcej ich zmieściło się w niewielkiej pamięci odtwarzaczy, a przede wszystkim na nielegalne dzielenie się nimi z innymi użytkownikami sieci. Były to czasy, w których większość z nich korzystała jeszcze z bardzo wolnych (np. 56 kb/s) połączeń telefonicznych (w Polsce internet dostępny był po połączeniu się za pomocą modemu telefonicznego z numerem 202122) lub za pomocą różnych łącz stałych o prędkości bardzo rzadko dochodzącej do 0,5 mb/s.

To właśnie dzięki MP3 i dzieleniu się muzyką przez sieć, w sposób podobny, jak kiedyś przegrywało się kasety, zmienił się radykalnie rynek muzyczny. Wytwórnie przez wiele lat walczyły z muzycznym piractwem zamykając serwisy umożliwiające wymianę (Napster) czy ścigając użytkowników, którzy wymieniali się cyfrową muzyką. Ostatecznie jednak, wraz z upowszechnianiem się odtwarzaczy MP3 - w tym iPodów, musiały zmienić swoją strategię. Zaczął powstawać legalny rynek cyfrowej muzyki. Apple otworzyło iTunes, dzięki któremu sprzedaż muzyki znowu stała się dla wytwórni zyskowna. To także w pewnym stopniu dzięki MP3 i niewątpliwie piractwu, upowszechnił się sam internet, który na przełomie wieków uznawany był za swego rodzaju niewyczerpalny róg obfitości, z którego można czerpać bez końca, za darmo i bez żadnych konsekwencji prawnych.

Można i nawet trzeba potępiać piractwo, ale pamiętać należy, że w dużym stopniu wzięło się ono z potrzeby dostępu do dóbr kultury, a jednym z nich jest przecież muzyka. Ta przez dziesiątki lat była bardzo droga. Wytwórnie właściwie dyktowały ceny płyt analogowych, kaset czy płyt CD. Przed internetem piractwo muzyczne nie istniało na aż tak masową skalę, no może z wyjątkiem krajów, w których nie było ono ścigane i można było przemysłowo produkować płyty i kasety, co dobrze pamiętają starsi czytelnicy. Nawet jednak tam (a więc i w Polsce) trzeba było zapłacić za piracki nośnik i to nie mało. Często wiec przegrywano muzykę z kasety na kasetę, z odtwarzacza CD na kasetę (w pierwszej połowie lat 90 był to także biznes, którym trudniły się sklepy muzyczne) lub z płyty CD na płytę CDR, kiedy upowszechniać zaczęły się nagrywarki tego typu. Internet i format MP3 pozwolił ludziom dzielić się zbiorami nielegalnie, ale wtedy, na przełomie wieków, mało kto się tym przejmował. Ludzie chcieli słuchać swojej ulubionej muzyki, na której kupno po prostu nie było ich stać.

Z mojej perspektywy, osoby, która ma na koncie kilka wydawnictw płytowych, które także trafiły do sieci, główną winę za eksplozję piractwa ponoszą mimo wszystko wytwórnie płytowe, które przez lata mogły dyktować ceny nie mając poza sobą właściwie żadnej konkurencji. Nic zatem dziwnego że widziały one w internecie i wymianie muzyki przez sieci P2P czyste zło - piractwo zabierało im wpływy. Podejście artystów do tego problemu nie było już tak jednoznaczne. Oczywiście najbardziej znanym przykładem jest Metallica, która wytoczyła proces Napsterowi, ale i w Polsce byli i są artyści, którzy jednoznacznie potępiali piractwo.

Paradoksalnie to dzięki piractwu, miałem okazję wraz z zespołem Artrosis (w którym grałem w latach 2002 - 2010) odwiedzić w 2003 roku Mexico City, gdzie zagraliśmy na dużym metalowym festiwalu. Gdyby nie piractwo w internecie i pirackie płyty obu zespołów, w których wtedy grałem, dostępne w sklepie muzycznym na głównym placu miasta (Zócalo), pewnie nikt by się tam o nas nie dowiedział, a nasza muzyka nie zyskałaby tam popularności.

Obecnie cena subskrypcji w serwisie udostępniającym muzykę na żądanie jest mniejsza od ceny jednego albumu, czy to wydanego na CD, czy dostępnego w iTunes Store. Dzisiaj legalne słuchanie i gromadzenie muzyki jest w zasięgu właściwie każdego. Piractwo razem z formatem MP3 powinno więc znaleźć się w zamkniętym właśnie rozdziale historii sieci oraz kultury popularnej.

Źródło: Gizmodo