Kto daje i odbiera, ten się… czyli złącza i porty
Wrzawa po wypuszczeniu przez Apple MacBooków Pro wyposażonych wyłącznie w gniazda USB-C z Thunderbolt 3 i USB 3.1 pomału przycicha, ale nadal w sieci można spotkać narzekania i memy z tym związane.
To nie pierwszy raz, gdy Apple pozbawia swoich wiernych klientów czegoś, do czego przywykli. Historia odbierania złączy i portów użytkownikom Maców jest długa i bywała bardziej „krwawa” niż to, co spotkało nas pod koniec 2016 roku. Przypomnę kilka przypadków, z którymi miałem styczność.
Zacznijmy od środka.
Pierwsze Maki nie dawały możliwości instalowania żadnych dodatków. Jednak w 1987 roku pojawiły się komputery Apple, którym można było włożyć coś do środka: Mac SE wyposażony w slot procesora (PDS SE) oraz Macintosh II z aż sześcioma złączami NuBus. NuBus jak na tamte czasy był bardzo nowoczesny i zapewniał spore transfery danych bez obciążania procesora. Nie trzeba było czekać na pojawienie się całej rzeszy rozszerzeń z nim zgodnych. Pierwsze były karty graficzne, a z czasem pojawiły się karty sieciowe, szybsze SCSI oraz systemy do montażu dźwięku jak ProTools czy wideo jak np. Radius Telecast, na jakim miałem okazję pracować. Nawet emulatory sprzętowe PeCetów stały się dość popularne. Sloty NuBus były nawet w pierwszych Power Macintoshach 7100, 8100 oraz 6100 po dokupieniu adaptera.
Oczywiście musiało to komuś w Apple przeszkadzać.
Wraz z nowymi PowerMacami x500 Apple porzuciło popularny i lubiany NuBus na rzecz (jednak) wydajniejszego i znanego już z PeCetów PCI. Rozpacz była ogromna! Karty i systemy na nich oparte często były droższe niż i tak nie mało kosztujące komputery, w których były umieszczone. I wszystkie te dodatki za często wiele tysięcy dolarów wraz ze zmianą komputera musiały odejść do lamusa. Straszne!
Na zewnątrz.
Pierwsze Macintoshe używały do podłączania klawiatury i myszki złącza takiego jak telefoniczne RJ. W 1986 wprowadzono we wszystkich Macintoshach, a nawet w Apple IIGS, opracowaną przez Woźniaka magistralę ADB. Służyła ona do podłączania klawiatur, myszek, dżojstików, kluczy sprzętowych, tabletów graficznych i innych urządzeń wejścia niewymagających szybkiego transferu.
Dla urządzeń przesyłających większe ilości danych jak drukarki i modemy przewidziano szybkie porty szeregowe zwane przewrotnie Printer Port i Modem Port. Przewrotnie, bo do portu drukarki można było podpiąć modem i odwrotnie. Obsługiwały one również sieć LocalTalk.
Do jeszcze bardziej wymagających zastosowań mieliśmy złącze SCSI. Można było do niego szeregowo podłączyć do 6 urządzeń jak: pamięci masowe, skanery, karty sieciowe, specjalizowane drukarki czy naświetlarki klisz drukarskich. W komplecie złączy znajdowało się jeszcze wyjście monitorowe DB15 i, z czasem rzadziej, złącze do zewnętrznej stacji dyskietek. Pojawiały się też porty sieciowe najpierw AAUI, potem RJ-45, a nawet port IrDA do transmisji danych w podczerwieni.
I tak było w każdym komputerze Apple aż do 1998 roku, bo oczywiście komuś w Apple (stawiam na Jobsa) musiało to przeszkadzać.
W 1998 roku sprawa złączy w świecie komputerów była stabilna. Apple używało „swoich” (poza SCSI i RJ-45), a użytkownicy PeCetów musieli męczyć się z RS-232 oraz Centronics (SCSI było u nich wyjątkową rzadkością). Inne były również wyjścia monitorowe. Jednak zagrożenie czaiło się tuż za rogiem. Był nim opracowany pod wodzą Intela standard USB. W 1996 roku zaczęły się pojawiać pierwsze płyty główne z tymi złączami, ale były one tak wielką egzotyką, że często w obudowach nie robiono nawet na nie „dziur”. Niestety USB spodobało się komuś w Apple. Spodobało się do tego stopnia, że w najnowszym produkcie nazwanym iMac w szokującej (choć nawiązującej do „korzeni”) formie postanowiono zastosować tylko te porty (poza Ethernetem RJ-45 i RJ-11 do linii telefonicznej). Wyobrażacie to sobie? Nie ma ADB! Nie ma złączy drukarki i modemu, nie ma SCSI! Zgroza! Nie ma stacji dyskietek!!! Za to jest USB 1.1. I jak tu podłączyć dysk twardy? SyQuesta? Skaner? Drogi, bo działający tylko z Apple Joystick ADB? A jak podpiąć naświetlarkę za 100 000 zł? No dobra… naświetlarek jednak większość z nas w domu wtedy nie miała. To był szok! Apple-Userzy dostali obuchem w łeb! Aby było jeszcze gorzej, to standard USB 1.1 zatwierdzono tuż przed prezentacją iMaca i pierwsze wersje komputerów były zgodne ze szkicem tej specyfikacji.
Na rynku praktycznie nie było urządzeń z USB. „Niestety” iMac G3 odniósł sukces. Był on na tyle tani, że trafił „pod strzechy” oraz na tyle wydajny, że pomimo ograniczeń, jak stały niewielki monitor 15”, zaczął trafiać do firm.
Pierwsze na rynku akcesoriów z USB pojawiły się stacje dyskietek, zaraz potem przejściówki z USB na ADB i inne „stare” porty. iOmega bardzo szybko zaadaptowała USB w swoich ZIP Drive, potem były skanery, drukarki i jakoś to poszło, a Apple dodał w następnych generacjach komputerów szybki port FireWire (aby go kilkanaście lat potem zabrać).
Teraz użytkownicy nowych MacBooków Pro mogą jedynie narzekać na wady wieku dziecięcego ich komputerów oraz zbyt niewielki „postęp” w konstrukcji. Akcesoriów i urządzeń ze złączem USB-C jest wiele. Koszt 1-2 przejściówek przy cenie zakupu komputera jest prawie niezauważalny, a potencjał standardu Thunderbolt 3 jest wielki i już często wykorzystany.
Teraz czekam tylko na USB-C w iUrządzeniach, w końcu z zabraniem nam Audio Jacka tak gładko poszło.
Fot. Macminik (tytułowa), Wikipedia (NuBUS), archiwum autora.