Beton z Cupertino
Jeśli można darzyć sympatią martwy kawałek elektroniki, to w moim przypadku będzie to Apple TV czwartej generacji. Lubię to urządzenie, do dzisiaj podoba mi się koncepcja uniwersalnej przystawki telewizyjnej, prostej konsoli gier i centrum domowej automatyki. Jednocześnie to właśnie traktowanie przez Apple tego urządzenia jako niemalże niechcianego dziecka irytuje mnie bardziej niż problemy z nowymi MacBookami Pro czy wprowadzone w nich ograniczenia.
Ograniczenia wprowadzone w MacBookach Pro można tłumaczyć tym, że są one ceną za dalsze odchudzenie komputera i jego minimalistyczny design; z kolei zmiana portów na USB-C może być odważnym krokiem w przyszłość, nawet na przekór bieżącym potrzebom użytkowników. W przypadku Apple TV czwartej generacji od początku nie było mowy o niczym takim. Urządzenie miało o wiele większy potencjał niż Apple na to pozwalało. Co gorsza, już na starcie firma skazała je na pewną porażkę, o czym pisałem kilkukrotnie. Sklep z aplikacjami wykastrowany z wygodnych funkcji wyszukiwania, niemożność dzielenia się linkami do znajdujących się w nim programów, wymóg korzystania z dostarczonego w komplecie pilota jako kontrolera i wreszcie ograniczenie do 200 MB programu instalowanego na stałe w pamięci urządzenia. To ostatnie uderzało szczególnie w twórców gier. Owszem, mogły być one znacznie obszerniejsze, ale wszystko ponad te podstawowe 200 MB trafiało do pamięci podręcznej, z której po jakimś czasie było usuwane. Gry musiały być więc doładowywane co jakiś czas z Sieci.
O tym, że ograniczenia te były absurdalne wiedzieli wszyscy, od programistów po użytkowników, z wyjątkiem osób decyzyjnych w samym Apple. Te potrzebowały od kilku do kilkunastu miesięcy by zdać sobie sprawę z rzeczy oczywistych. Najpierw zniesiono wymóg wsparcia znajdującego się w zestawie pilota zdalnego sterowania, który tylko w prostych grach (np. Crossy Road) sprawdza się jako kontroler. Później umożliwiono wreszcie generowanie linków do programów i gier dla tvOS znajdujących się w App Store. Wreszcie w ubiegłym tygodniu Apple uwolniło twórców gier dla Apple TV i zniosło limit 200 MB dla każdego programu instalowanego na tym urządzeniu. Teraz gry i programy mogą liczyć do 4 GB, co pozwoli na tworzenie zdecydowanie lepszych, bardziej rozbudowanych gier. Pytanie tylko, czy którekolwiek duże studio zdecyduje się wydać coś większego na tę platformę?
Z jednej strony cieszy mnie to, że Apple wreszcie poszło po rozum do głowy. Z drugiej moja irytacja rośnie widząc, jak coraz bardziej zabetonowane i skostniałe jest kierownictwo firmy, które w przypadku Apple TV wykazało się albo całkowicie błędną lub w ogóle brakiem przejrzystej strategii rozwoju tego urządzenia.
Można krytykować inne, konkurencyjne firmy, za błędną strategię rozwoju swoich urządzeń czy za nieograniczony i czasami pozbawiony rozsądku pęd ku coraz bardziej mglistej innowacji. To, co Apple robi z Apple TV i kilkoma innymi urządzeniami (np. stacjonarnymi Macami) zasługuje moim zdaniem na równie ostrą krytykę.