Indie to jeden z większych, a jednocześnie dynamicznie rozwijających się rynków smartfonów na świecie. Dominują jednak na nim bardzo tanie urządzenia, w cenie niższej niż 150 dolarów USA. Zdecydowanie droższe iPhone'y, których ceny są do tego wyższe od tych w Stanach Zjednoczonych, to zaledwie 2% tego rynku.

Sposobem na obniżenie ceny, bez większego wpływu na marżę, oraz zwiększenie sprzedaży iPhone'ów w tym kraju miało być zaoferowanie klientom używanych, odnowionych starszych urządzeń, skupionych m.in. w USA w ramach programów recyclingu (przyjmowanych np. w rozliczeniu za najnowsze modele). Kluczem do sukcesu tego przedsięwzięcia były jednak władze Indii, które nakładają ogromne, bo nawet 300% cło na używane produkty importowane do tego kraju i które prowadzą kampanię marketingową "Make in India" promującą lokalną wytwórczość. Apple liczyło, że zgodzą się one na tego typu sprzedaż, nie stosując zaporowych ceł i były powody do optymizmu. Niedawno bowiem specjalny wydział Ministerstwa Przemysłu i Handlu Indii, odpowiadający za opracowanie polityki gospodarczej i promocję miejscowego przemysłu, rekomendował władzom udzielenie zgody na otworzenie przez Apple swoich salonów firmowych bez spełnienia wymogu tego, by 30% produktów znajdujących się w ich ofercie było wyprodukowane w Indiach. Decyzja w tej sprawie nie została jeszcze podjęta.

Jak donosi Bloomberg, władze ugięły się jednak pod presją protestów lokalnych producentów, m.in. firm Intex i Micromax, a także Samsunga, i odrzuciły prośbę Apple. Firmy te argumentowały, że sprzedaż używanych iPhone'ów będzie miała zły wpływ na środowisko naturalne oraz na lokalny rynek - mieszkańcy Indii przez swój snobizm wybieraliby tylko produkty Apple ze względu na markę.

To zła wiadomość dla Tima Cooka, który w wywiadzie w programie Mad Money przyznał, że liczył na to, że rozwijające się rynki, m.in. ten w Indiach, które w 2020 roku mają stać się krajem o największym zagęszczeniu ludności na świecie, pomogą zwiekszyć sprzedaż iPhone'ów.

Źródło: Bloomberg