Czego iPhone 7 powinien nauczyć się od konkurencji
Już za niecałe pół roku do sprzedaży trafi iPhone 7, na temat którego już teraz pojawiają się liczne plotki. Według przewidywań analityków z KGI Securities, nie będzie on jednak charakteryzował się wieloma istotnymi nowościami, na skutek czego sprzedaż smartfonów Apple spadnie poniżej 200 milionów sztuk.
Jak już wielokrotnie mówiliśmy między innymi w podcaście MyApple Daily, dochodzimy powoli do momentu, w którym innowacyjne rozwiązania przestaną się pojawiać w smartfonach. Są to wszak urządzenia ograniczone w swojej mobilnej formie i o ile z pewnością każdego roku będziemy świadkami usprawnień dotyczących kamery, procesora, ekranu, baterii i przede wszystkim oprogramowania, tak prawdopodobnie nie często nowości w hardwarze wywołają na nas efekt wow.
Fakt, iż iPhone 7 nie rzuci nas prawdopodobnie na kolana pod kątem różnic względem poprzednika nie oznacza, że urządzenie to osiągnęło swój szczyt rozwoju, a konkurencja wypada na każdej płaszczyźnie gorzej od produktu Apple. Czasy, gdy iPhone był crème de la crème świata smartfonów minęły, dlatego inżynierowie z Cupertino powinni bacznym okiem spoglądać między innymi w stronę Półwyspu Koreańskiego, Tajwanu oraz Chin.
Czego iPhone 7 mógłby się nauczyć od konkurencji w kwestii hardware'u? Między innymi lepszego wykorzystania przedniego panelu. W przypadku iPhone'ów 6/6s ekran zajmuje jedynie 65,3% (67,9% dla modeli Plus) jego powierzchni. Zmniejszenie górnego i dolnego obszaru, a także bocznych ramek pozwoliłoby na zmniejszenie urządzenia przy jednoczesnym zachowaniu jego wymiarów. Warto przypomnieć, że w przypadku Sharpa Aquos ekran stanowi 78,5% przedniej powierzchni smartfona. Zdecydowana większość konkurencji osiągnęła lepszy od 70% wynik.
Według testów przeprowadzonych przez Expert Reviews, iPhone 6s nie radzi sobie najlepiej pod kątem czasu pracy na baterii. Wynik pomiarów dla tego urządzenia to 11 godzin i 18 minut pracy. Samsung Galaxy S7 (nieco większy smartfon) pozwala na 17 godzin i 48 minut pracy, a nawet wyposażona w 4,5-calowy ekran Motorola Moto E 2G o wartości 399 zł „wykręciła” czas 13 godzin i 30 minut. Dużo lepiej wypada jednak pod tym kątem iPhone 6s Plus, który osiągnął wynik 14 godzin i 58 minut.
Szybkie ładowanie i ładowanie indukcyjne to rozwiązania, które marzą się chyba każdemu użytkownikowi iPhone'a. O ile brak drugiej funkcji jestem w stanie usprawiedliwić aluminiową obudową (podobno 7s ma powrócić do szkła), tak w pierwszym przypadku ciężko mi znaleźć wytłumaczenie tego wybrakowania. Samsunga Galaxy S7 z baterią o pojemności 3000 mAh naładujemy w ciągu godziny. W przypadku iPhone'a 6s z akumulatorem o pojemności 1715 mAh czas ten wynosi ponad dwie godziny, choć warto zaznaczyć, że możemy go skrócić wykorzystując ładowarkę od iPada.
Mimo iż iPhone 6s został wyposażony w małą uszczelkę, która ma zniwelować szkodliwe działanie kurzu oraz wody na podzespoły smartfona, to nadal nie charakteryzuje się on standardem IP67 czy też IP68. Teoretycznie nic więc nie powinno mu się stać, gdy wylejemy na niego pół szklanki wody... do czego jednak nie zachęcam. Gorzej, gdy urządzenie wpadnie nam do toalety, oczka wodnego czy też po prostu będziemy je chceli wziąć pod prysznic żeby posłuchać muzyki albo podcastu. Brzmi zabawnie, ale uważam, że lepiej mieć wodoodpornego smartfona niż nie mieć - chociażby z powodu gwarancji.
Czy to koniec listy? Nie, bo tak naprawdę każdy może ją ułożyć sam na podstawie swoich indywidualnych potrzeb. Sam mógłbym jeszcze wymieniać długo i wskazywać na lepsze głośniki, jasny ekran OLED, jaśniejszą kamerę iSight, aparat FaceTime z OIS oraz dodatkowe podzespoły, które zapewnią lepszą jakość dźwięku ze słuchawek. Czekam w komentarzach na Wasze „listy marzeń”!
P.S. Więcej na temat „Technologicznej ściany” możecie posłuchać w ostatnim odcinku mojego podcastu Tekstura
Źródło: AppleInsider, SlashGear, ExpertReviews