Tidal, nie licząc chyba Polski, gdzie abonenci sieci Play mogą korzystać z niego za darmo przez dwa lata, przegrywał dotąd z konkurencyjnymi usługami oferującymi muzykę na żądanie, jak Spotify czy Apple Music. We wrześniu ubiegłego roku liczba jego użytkowników wyniosła zaledwie 1 milion.

O jego przyszłość walczy nie tylko Jay Z, ale i raper Kanye West, który kilka dni temu wydał swój najnowszy album "The Life of Pablo" dostępny tylko dla użytkowników tej właśnie usługi.

Pomogło to na pewno w dotarciu z informacją o Tidalu do szerokiej grupy osób, zainteresowanych twórczością tego artysty. Wspomniany album, dostępny tylko dla abonentów tej usługi, mógł przyciągnąć do niej masę nowych użytkowników. Wskazywać na to może fakt, że aplikacja Tidal znalazła się na pierwszym miejscu rankingu najbardziej popularnych darmowych programów w amerykańskim App Store i na miejscu 31 wsród tych zarabiających najwięcej, a pamiętać trzeba, że Tidal dostępny jest także dla systemów Android, OS X i Windows. Nowi użytkownicy korzystają co prawda z 30-dniowego darmowego okresu próbnego i choć nie ma żadnej gwarancji, że pozostaną w serwisie, to i tak można mówić o sporym sukcesie zarówno Westa, jak i Tidala.

Raper nie poprzestaje jednak na tym w walce o użytkowników tej usługi muzycznej z konkurencją, w tym z Apple Music. Jak oznajmił na Twitterze, album "Life of Pablo" nie będzie nigdy dostępny w usłudze muzycznej Apple, nigdy też nie będzie dostępny w normalnej sprzedaży, a zatem nie pojawi się też w sklepie iTunes Store.

To zresztą nie jedyne warte uwagi wypowiedzi tego artysty na Twitterze. Wcześniej przyznał m.in. ze zadłużył się na 53 miliony dolarów i poprosił Marka Zuckerberga o zainwestowanie w jego własne pomysły 1 miliarda dolarów. Wyrzucając niemalże prezesom technologicznych i internetowych gigantów, że choć słuchają w domu rapu, to jednak nigdy nie wsparli prawdziwych artystów. Zaznaczając przy tym, że jeśli chcieliby im pomóc, powinni wesprzeć przede wszystkim jego.

Źródło: AppleInsider