Jak Twitter zapragnął zostać Facebookiem
Internet to komunikacja, a komunikacja to w obecnych czasach przede wszystkim serwisy społecznościowe, które umożliwiają podglądanie tego, co robią zarówno nasi znajomi, jak i często osoby nam obce, pozwalają też na natychmiastową komunikację (stąd angielska nazwa "instant messenger"). Jeśli serwisy społecznościowe, to moim zdaniem tylko dwa - ten bardziej rozbudowany, czyli Facebook, i ten mniejszy, przez lata tworzony przez zapaleńców, który dalej nie ma na siebie dobrego pomysłu, czyli Twitter.
Jestem użytkownikiem Twittera od 2008 roku i spędzam na nim zdecydowanie więcej czasu niż na Facebooku. Ten ostatni zawsze wydawał mi się przerostem formy nad treścią. Korzystam z niego, bo muszę, jeśli tylko chcę dotrzeć z moim przekazem do jak największego grona osób. Twitter z drugiej strony zawsze był rodzajem klubu dyskusyjnego, a nie listy dyskusyjnej. Twitter był miejscem w sieci - rodzajem agory, czy IRC-a, w której spotykała się społeczność tu i teraz. Ograniczenie liczby znaków do 140 mogło być z jednej strony pewną niewygodą, z drugiej jednak wymuszało komunikację przypominającą prawdziwą konwersację. Stąd też o wiele lepsze kontakty - nie tylko z czytelnikami, ale i ludźmi, z którymi dzielę podobne pasje - mam właśnie na Twitterze. Pewnie, że zawsze było można się cofnąć i przeczytać zaległe wiadomości wysłane przez obserwowane przez nas osoby, pomagały w tym aplikacje, oferujące synchronizację linii czasu. Zamykając Twittera na iPhonie mogłem kontynuować przeglądanie linii czasu od tego samego miejsca na Macu.
Pamiętam Twittera jeszcze z czasów, kiedy nie było możliwości śledzenia samych konwersacji, nie było wiadomości prywatnych w osobnym widoku, co więcej - logiem serwisu była po prostu litera "T". Wiele z obecnych funkcji, w tym i logo, Twitter zawdzięcza tak naprawdę społeczności i deweloperom - pasjonatom, którzy pierwsi wprowadzili możliwość śledzenia konwersacji, w tym tych prywatnych, w osobnym widoku.
Niestety największego problemu Twittera nie jest w stanie rozwiązać jego społeczność, a chodzi oczywiście o zarabianie. Twitter przynosi straty, jego akcje spadają (zastanawiam się, po co w ogóle Twitter wszedł na giełdę). Firma musi jakoś zarabiać, aby to zrobić, Twitter musi się jednak zmienić - i to dość drastycznie. Wraz z kolejnymi dodawanymi do niego funkcjami zaczyna przypominać Facebooka. Tak naprawdę to tylko Facebook jest jedyną liczącą się konkurencją Twittera. Próby stworzenia alternatywnych wobec niego serwisów okazały się porażką, co tylko pokazuje, że na tego typu usłudze trudno jest zarabiać. Co gorsza, Twitter, aby mieć realną szansę w starciu z Facebookiem, musi się w pewnym stopniu stać czymś podobnym. Idące w tym kierunku zmiany wynikają także z zahamowania wzrostu liczby jego użytkowników, a to przecież my jesteśmy produktem serwisów społecznościowych, które sprzedają nas - odbiorców - nadawcom informacji reklamowych.
Zniesiono więc ograniczenie liczby znaków w wiadomościach prywatnych. Mówi się także o zniesieniu tego ograniczenia w wiadomościach dostępnych publicznie. Zmienia się także sposób ich wyświetlania. Twitter wprowadził właśnie coś, co bardzo przypomina Facebooka - specjalny algorytm, który wybierać będzie najciekawsze dla użytkownika tweety i umieszczać je na samej górze, łamiąc więc stosowany dotąd porządek chronologiczny.
Funkcja ta pojawiać się będzie u użytkowników stopniowo. Można już aktywować ją w aplikacji Twittera dla iOS.
Wspomnieć wypada, że to nie jedyna zmiana na Twitterze, jaka miała miejsce. Kolejna dotyczy bezpieczeństwa i walki z nienawiścią w sieci. Twitter powołał specjalną radę do spraw bezpieczeństwa i zaufania, w skład której weszło kilkadziesiąt różnych organizacji. Jej celem jest dbanie o to, by użytkownicy Twittera nie byli narażeni na nienawiść i przemoc.
Czy zmiany te pomogą? W pewnym stopniu na pewno. Potrzeba będzie ich jednak więcej, jednocześnie Twitter będzie musiał zachować swoją tożsamość.
O zmianach na Twitterze rozmawiamy w dzisiejszym odcinku MyApple Daily.