Nie znam francuskiego, ale wydaje mi sie, ze:
"przywrocenie parametrow aplikacji znajduje sie pod przyciskiem" albo cos podobnego,
Pudło - "budząc, uruchom aplikację przypisaną do przycisku"
podejzewam ze gdybym mial ten program przed oczami raczej nie mialbym klopotu:p
Być może - dlatego z mojego punktu widzenia (osoby znającej ten program) test był stosunkowo prosty - funkcja wynika wprost z przeznaczenia programu.
Ale gdy np. siadłem do niemieckojęzycznego programu ściągającego mapy z googlemaps (tworząc skalibrowane do nawigacji bitmapy), to nie mając pojęcia o możliwych opcjach i ustawieniach, bez wcześniejszego przewodnika "którą opcję zaptaszkować i który guzik kiedy nacisnąć" nie mogłem zrobić dokładnie NIC...
Napisze to jeszcze raz, uwazam ze 50% macowych aplikacji nie wymaga tlumaczenia nie istotne w jakim europejskim jezyku bedzie, w 30% angielski lub lokalizacja, pozostale 20% to juz programy naprawde zaawansowane wymagajace tlumaczenia lub dobrej znajomosci jezyka ang(w wiekszosci przypadkow).
Tyle że Ty to piszesz z perspektywy osoby, która posługuje się językiem angielskim i do tego (jak przypuszczam) siada do komputera codziennie.
Do tego jest "rozpieszczona" Mac OS'em, w którym programiści umieszczają takie same opcje w takich samych menu...
Przypomina mi to podejście mojego ojca do internautów kiedy promowano "wirtualnego kandydata na (bodaj) prezydenta", czyli niejaką "Wiktorię Cukt".
Mój ojciec - przyzwyczajony do tego że internet w tamtych czasach raczej był dostępny albo na uczelniach/przedsiębiorstwach, albo ludziom stosunkowo bogatym - wysnuł wniosek, że takie "rządy internautów" nie powinny być złe, gdyż statystycznie powinna to być "śmietanka" społeczeństwa.
Tyle że w praktyce internet już od dość dawna był bardziej powszechny i postulaty internautów które miała owa "Wiktoria Cukt" spełniać przypominały bardziej napisy na murach, niż jakąkolwiek rozsądną myśl polityczną.
Ta trochę przydługa dygresja ilustruje błąd Twojego podejścia do rzeczy: zakładasz po prostu, że osoba korzystająca z komputera robi to na tyle biegle, oraz jest na tyle inteligentna, że poradzi sobie z barierą języka - choćby dzięki domyślaniu się znaczenia opisów przez analogię z innych programów połączoną z kierunkiem nadawanym przez zastosowanie programu.
Tyle że tak było może i kiedyś, a teraz już nie jest - czy to z braku doświadczenia w pracy z komputerem, czy, że się tak wyrażę, niedostatków intelektualnych.
W tym drugim przypadku lenistwo może być pewnym wytłumaczeniem, ale z drugiej strony... tacy ludzie po prostu chcą skorzystać z komputera, nie chcą się do tego specjalnie uczyć.
Sadze ze jednak ze gdyby cesc z tych osob chociaz sprobowala zrozumiec to co do nich dany program mowi w obcym jezyku (mam na mysli ang) wyszloby im tylko na dobre. Koniec kropka, mam nadzieje ze nie bedziemy dluzej ciagnac tej dyskusji:D
Żyjemy w czasach, kiedy zrozumienie instrukcji obsługi maszynki do golenia przekraczają możliwości 60% społeczeństwa (niekoniecznie piszę tu o Polakach, nie pamiętam jakiego narodu dotyczyły badania). Owszem, nauka wyszłaby im wszystkim na dobre (tym którzy rozumieją instrukcję obsługi golarki również), ale jest jak jest i tego nie zmienisz.
Sam używam Windowsa po polsku (w pracy) i przyznam, że nie narzekam. Kiedy szukam jakichś informacji, również wolę je przyswajać po polsku