Wracajcie do domów - kolejki przed salonami to dla Apple rosnący problem
Fani Apple to wdzięczny temat dla wszelkiej maści hejterów czy generalnie osób, które potrzebują dowartościowania się kosztem innych, a także konkurencji - np. Samsunga - która tak naprawdę chciałaby mieć tak oddanych klientów.
Bycie fanem produktów jakiejś marki to nic nowego i wcale nie ogranicza się do Apple. Są fani Macintoshy czy generalnie produktów tej firmy zorganizowani czy to w różnego rodzaju formalne grupy - Mac User Group - czy też gromadzący się mniej formalnie przy okazji różnego rodzaju wydarzeń, jak np. prezentacji czy premier nowych produktów. Swoje kluby czy grupy mają fani motocykli Harley-Davidson (ale i generalnie fani motocykli), fani samochodów różnych marek - przede wszystkim chyba BMW i Volkswagen.
Czy swoje grupy mają fani produktów Samsunga, Sony, czy może bardziej generalnie - systemów Windows, Android? Ja o takich nie słyszałem. Oczywiście, nie oznacza to, że ich nie ma, ale na pewno nie są to tak prężne środowiska użytkowników, jak te wspomniane wyżej.
Nie dziwi mnie więc trwająca od kilku lat nagonka Samsunga właśnie na nas w kolejnych reklamach smartfonów Galaxy S. Wiele firm chciałoby i próbuje stworzyć silną grupę swoich fanów. Od dłuższego czasu mam jednak wrażenie, że dla Apple ta grupa "starych wyjadaczy" i pewne zwyczaje, które stały się swego rodzaju tradycją - jak na przykład wspomniane kolejki - są już raczej obciążeniem.
Produkty Apple sprzedają się w tak dużych ilościach, jak nigdy dotąd. Od dawna są one na tle powszechne, że chcą je mieć i kupują je nie tylko fani, ale zwykli ludzie. Z tej perspektywy koczujący pod salonami są pewną barierą, problemem czy wręcz utrudnieniem dostępu do miejsca, gdzie mogą zrobić zakupy i zostawić często więcej pieniędzy niż siedzący przed wejściem na składanym krzesełku fan.
Co gorsza, kolejki przed salonami nie są już tylko miejscem spotkań fanów Apple, jest w nich coraz więcej zwykłych handlarzy, którzy jeśliby mogli, wykupili by wszystkie nowe urządzenia, po to tylko by je później sprzedać z ogromną przebitką. Grupy handlarzy są coraz lepiej zorganizowane, niemal jak organizacje przestępcze. Z pewnością fani Apple, którzy wybrali się na premierę iPhone'ów 6 i 6 Plus do Drezna pamiętają dość liczną grupę Turków, Arabów i Czeczenów, którzy brutalnie traktowali ludzi, którzy przyszli tam przede wszystkim spędzić miło czas w grupie osób o podobnych zainteresowaniach. Były przepychanki, bójki i dość przerażające skandowanie "Allah Akbar".
To co działo się w Dreźnie, ale i napierające na siebie tłumy przed salonami w innych miastach z pewnością nie wpływają pozytywnie na wizerunek firmy. Oczywiście, fani i handlarze to nie Apple, ale z drugiej strony to właśnie oni wpisują się w obraz premier nowych produktów.
Nie dziwi mnie więc nota, jaką do pracowników salonów Apple Store wysłała Angela Ahrendts, w której prosi ich o to, by przekonywali oni odwiedzających te sklepy klientów do zakupów online.
Get in line online
The days of waiting in line and crossing fingers for a product are over for our customers. The Apple Store app and our online store make it much easier to purchase Apple Watch and the new MacBook. Customers will know exactly when and where their product arrives.
This is a significant change in mindset, and we need your help to make it happen. Tell your customers we have more availability online, and show them how easy it is to order. You’ll make their day.
Przekaz jest jasny: jeśli możecie, to idźcie do domu i zamówcie to co chcecie przez internet zamiast stać w kolejce.
Problem w tym, że nie przekona to handlarzy, którzy zwykle przyjeżdżają z krajów, w których premiera danego produktu ma miejsce zwykle kilka miesięcy później niż w USA, w Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii.
Źródło: TechCrunch