Nie czekam na Apple Watch, bo to nie sprzęt adresowany do mnie
Zeszłoroczna prezentacja Apple Watch nie została przeze mnie przyjęta z entuzjazmem. Pojawiające się w ostatnich miesiącach informacje nie zmieniły tego stanu rzeczy i już teraz wiem, że nie kupię zegarka z Cupertino. Firma Tima Cooka nie celuje jednak ze swoim produktem w miłośników technologii.
Prawdziwym problemem wszelkiego rodzaju smartwatchy jest ich ukierunkowanie na złego odbiorcę. Sprzęt tego typu jest odbierany jako gadżet, zabawka dla miłośników najnowszych technologii. Nadal nie jest to urządzenie dla sportowców, osób lubujących się w drogiej biżuterii, czy też typowych użytkowników mobilnych rozwiązań. To właśnie z tego powodu od czerwcowej konferencji Google I/O do końca ubiegłego roku sprzedano zaledwie 720 tysięcy urządzeń z systemem Android Wear.
Apple Watch ma szansę to zmienić. Nie dokona jednak tego za pomocą parametrów technicznych oraz wyglądu urządzenia. Pod tym kątem oceniam najnowszy produkt z Cupertino dużo gorzej, niż konkurencję w postaci urządzeń LG oraz Motoroli. Największą siłą firmy Tima Cooka jest jednak marketing i to on wywinduje zegarek Apple na wyżyny popularności. Sprawi, że będą go pożądali nie tylko faceci w kraciastych koszulach, ale także modelki, biznesmeni, półprofesjonalni sportowcy i młodzież w szkołach.
Gdy patrzę na Apple Watch, to nie widzę w tym sprzęcie niczego ciekawego. Choć opieram się na informacjach potwierdzonych przez Apple i plotkach, które krążą po Sieci, pozwoliło mi to już teraz wypracować sobie opinię na temat tego produktu. Nie mam ochoty nosić na ręce urządzenia, które wygląda jak tabletka do zmywarki. Nie chcę codziennie poświęcać kilku godzin na naładowanie zegarka. Zaimponować może mi tylko i wyłącznie mnogość oprogramowania niezależnych deweloperów, ale czy zmieni moje nastawienie? Nie sądzę, tym bardziej, że spokojnie mogę poczekać na kolejną generację Apple Watch. Produkt z Cupertino zawodzi mnie na każdej płaszczyźnie w zestawieniu z Pebble Time Steel, nad którego zakupem poważnie się zastanawiam. Nie mogę jednak zapominać o jednym - to nie ja jestem potencjalnym odbiorcą z punktu widzenia firmy Tima Cooka.
Kampania reklamowa Apple Watch trwa w najlepsze, a już jutro wieczorem nabierze największego tempa. Czy zegarek z Cupertino jest promowany przez The Verge, Tech Crunch, Ars Technica? Nie, zdobi rękę najpopularniejszej chińskiej modelki na okładce Vogue’a. Podobnie w spotach reklamowych, nie widzimy miłośników gadżetów, a sportowców, którzy wykorzystują sprzęt Apple w codziennych treningach. Zegarek z Cupertino przełamał definicję gadżetu. Przybrał formę biżuterii i sportowego akcesorium.
Tym razem marketing Apple miał naprawdę trudny orzech do zgryzienia. Wypromowanie iPoda i iPada nie było tak trudne - wszyscy bowiem słuchamy muzyki oraz telefonujemy. iPad? Konsumpcja treści w dobie Internetu to powszechne zajęcie. Jak jednak przekonać ludzi do urządzenia… które nie jest im potrzebne? Akcja promocyjna Apple pokazuje, że nie jest to niemożliwe. Droga Motorolo, nie szkodzi, że twój zegarek jest najlepszy. Nie jest najbardziej pożądany. To właśnie dlatego 720 tysięcy Apple Watch sprzeda się w oka mgnieniu. Nie będą go promować blogerzy technologiczni, a blogerki modowe. Wersja zegarka wykonana z 18-karatowego złota stanie się najbardziej pożądaną biżuterią w kręgach biznesowych, a uprawiając jogging na Saskiej Kępie wstydem będzie nosić co innego na nadgarstku.
Wierzę w sukces Apple Watch, choć mógłbym godzinami wymieniać jego wady. Jak już jednak wcześniej napisałem - to nie jest sprzęt dla mnie. Mam jednak nadzieję, że kolejne generacja tego sprzętu zbilansują potencjalnych odbiorców za sprawą zmiany specyfikacji technicznej. Zegarek Apple ma wszak ogromne szanse spodobać się również ludziom mojego pokroju.