Aaron Sorkin to nie byle kto. Ten amerykański scenarzysta ma na swoim koncie scenariusze do takich filmów jak ”Ludzie honoru" z Tomem Cruise'm i Jack'iem Nicolsonem oraz ”Wojna Charliego Wilsona" z Tomem Hanksem i Julią Roberts. Za oba filmy otrzymał nominację do Złotych Globów. Ukoronowaniem jego pracy było zdobycie Oscara za ”The Social Network" w kategorii najlepszy scenariusz adaptowany. Obecnie trwają prace nad ekranizacją biografii założyciela firmy Apple na podstawie książki Waltera Isaacsona ”Jobs", jej adaptacją na potrzeby filmu zajął się właśnie Aaron Sorkin. Czy ma na oku kolejnego Oscara? Czy Steve Jobs byłby zadowolony z wyboru scenarzysty?

Przez ostatnie miesiące media donosiły o kolejnych perturbacjach związanych z powstaniem tego filmu. Aktorzy mający wcielić się w rolę Jobsa kolejno rezygnowali, zmieniano reżysera i wytwórnie, jednak nazwisko Sorkina zawsze pojawiało się w kontekście autora scenariusza. Ostatecznie doszło do rozpoczęcia prac nad ekranizacją, główną rolę zagra w nim Michael Fassbender, reżyserem został Danny Boyle, laureat Oscara za ”Slumdog. Milioner z ulicy", logo wytwórni Universal zobaczymy w czołówce filmu, a scenarzysty już nie trzeba przedstawiać.

Na obraz będą składać się trzy półgodzinne epizody, trzy momenty zaistnienia na rynku przełomowych produktów Apple, wokół których zostanie utkana fabularna historia przedstawiająca życie prywatne i zawodowe Steve’a Jobsa. Całość scenariusza powstanie na podstawie wspomnianej biografii Jobs'a autorstwa Waltera Isaacsona. Książka, której genezą było ponad 40 rozmów, jakie autor przeprowadził z twórcą Apple, jego rodziną, znajomymi, współpracownikami i konkurencją. Jeżeli jeszcze nie czytaliście, to polecam zapoznać się z nią jeszcze przed premierą filmu.

Z książki Isaacsona można dowiedzieć się wielu rzeczy o Steve Jobs'ie. Jedną z nich jest to, iż potrafił bardzo długo nosić urazę do osób, które go zawiodły. Aaron Sorkin również jest wspomniany w tej biografii i to w niezbyt pozytywnym świetle. Życie osobiste założyciela Apple było skrzętnie przez niego skrywane. Jobs swoją walkę z rakiem utrzymywał w tajemnicy i publicznie nie poruszał tematu własnego zdrowia. Uległo to zmianie, gdy zgodził się wygłosić mowę dla studentów na uniwersytecie Stanforda w czerwcu 2005 roku. Jak pisze o tym Isaacson, Jobs o pomoc w napisaniu przemówienia poprosił Aarona Sorkina. Ten zgodził się na to i Jobs wysłał mu kilka swoich pomysłów. Jak sam powiedział ”to było w lutym i od tamtej pory nie miałem od niego żadnych wieści, więc w kwietniu znowu się do niego odezwałem. Powiedział: ‘Ano tak’, a ja wysłałem mu jeszcze kilka pomysłów. Kończyło się na tym, że ja do niego dzwoniłem, a on wciąż mówił: ‘No tak’. Wreszcie zaczął się czerwiec, tymczasem on nadal nic mi nie przysłał." Jak wspomina autor, Jobs pozostawiony w takiej sytuacji, zaczął panikować, gdyż w przeciwieństwie do przygotowywanych do tej pory własnych prezentacji, nigdy nie pisał przemówień na taką okazję jak rozdanie dyplomów. W rezultacie Jobs sam bez niczyjej pomocy napisał bardzo osobisty tekst, w którym studenci Stanforda usłyszeli m.in. ”Pamięć o tym, że wkrótce umrę, stanowi dla mnie największą pomoc przy dokonywaniu poważnych życiowych wyborów. Ponieważ prawie wszystko, oczekiwania otoczenia, cała duma i cały strach przed wstydem lub porażką, wszystkie te rzeczy bledną w obliczu śmierci pozostawiając tylko to, co jest naprawdę ważne. Pamięć o tym, że umrzesz to najlepszy znany mi sposób na uniknięcie pułapki myślenia, że masz cokolwiek do stracenia". Cieszę się, że autorem tych słów jest Steve Jobs, wypłynęły z jego wnętrza. Nawet najlepszy scenarzysta by tego nie dokonał, adaptacja uczuć innych ludzi nigdy nie będzie tak osobista, jak ta stworzona przez nich samych.

Co tu dużo mówić, Aaron Sorkin olał Steve'a Jobsa. To dobrze, bo dzięki temu powstało to przemówienie, a ilu z Was pamięta lub wraca do słów Sorkina z jego filmów, a ilu do słów Jobsa? Teraz historie z książki Waltera Isaacsona zostaną zaadaptowane dla potrzeb filmu przez tego pierwszego i jestem ciekawy, czy treść tej przemowy również, bo o telefonach do scenarzysty można chyba zapomnieć. Napisałem, że Jobs długo chował swoje urazy. Nie wiem, czy gdyby żył, wyraziłby ochotę, aby nad scenariuszem pracowała osoba, która tak go potraktowała. Dlaczego więc Sorkin podjął się tego wyzwania? Czy jest to raczej jego ogromny tupet, czy może chęć naprawienia błędu z przeszłości? Czy ma ochotę na następnego Oscara dla siebie i na kolejne intratne propozycje pracy? Czy w przypadku zdobycia statuetki będzie to nagroda w hołdzie i w ramach przeprosin dla Steve'a? Chciałbym, aby to drugie, bo jak powiedział Jobs: ”Bycie najbogatszym człowiekiem na cmentarzu mnie nie interesuje. Kłaść się do łóżka w nocy z myślą, że stworzyliśmy coś wspaniałego... to się dla mnie liczy". I oby właśnie taki film stworzył Sorkin.