Ar.Drone Down! Opowieść ku przestrodze ;-)
Ar.Drone Down! Czyli tajna misja za linią wroga… humoreska dla gadżeciarzy (z morałem) ;-)
– Czy tam mogą być psy? – Zapytał Paweł stojąc na drabinie przy wysokim, chwiejącym się płocie.
– Nie wiem, raczej nie było słychać nigdy szczekania. – Odpowiedział Jaromir.
– Leży do góry podwoziem, świeci. Masz jakiś długi kij?
– Może grabie?
– Nie, nie sięgną…
– Dobra, wezmę kij od „masztu antenowego”. Trzeba dorobić jakiś hak?
– Byłoby dobrze…
Jaromir zniknął w drewutni i po chwili przynosi długi kij na jakim zazwyczaj mocował antenę WiFi gdy chodził do klientów sprawdzać zasięg sieci WLAN.
– Wystarczy? Spytał.
– Sprawdzę – Powiedział Paweł wysuwając kij nad płotem daleko w głąb terenu wroga – Kurcze, dziesięć centymetrów jeszcze!
– OK, idę po taśmę klejącą i drugi drąg – powiedział Jaromir.
Po chwili szamotaniny z taśmą, przyrząd ratowniczy został przedłużony.
– Zobacz teraz. – Powiedział do Pawła.
– Yyyy, jeszcze, ok, jest! Ciągnę… Choć złapiesz… – Paweł wygięty nad płotem, na szczycie drabiny manewruje między drzewkami kijem ratunkowym.
– Jest! – Jaromir złapał Ar.Drone uniesiony nad płot za pomocą drutu stanowiącego hak na końcu kija.
A miało być tak pięknie…
Kolega przyszedł wieczorem do mnie z Ar.Drone (dla niewtajemniczonych - czterowirnikowiec (po angielsku quadrocopter) sterowany za pomocą iPhona lub iPada). Nie radził sobie jeszcze w pełni z pilotażem i chciał sprawdzić jak model działa z iPadem.
Ja jako stary (dosłownie) modelarz, zaprawiony w boju (patrz FaqtDelta model własnego projektu i wykonania), pomimo braku doświadczeń ze śmigłowcami (zdecydowanie wolę samoloty i szybowce ;-)) z ciekawości podjąłem się próby oblotu. Zachęcały do tego reklamy opowiadające o tym, jak to nowoczesna technologia ułatwia pilotaż… jasne…
Jak dla mnie - za bardzo ułatwia, wręcz udziwnia. Po pierwszym w miarę kontrolowanym locie (troszkę sosenki zahaczone), coś z jednym silnikiem się stało (ponoć już wcześniej to się zdarzało). Paweł coś zresetował, szczoteczką do zębów zębatki przeczyścił, poprzestawiał jakieś ustawienia (potem się przyznał, że „zwiększył moc”) no i wszystkie silniki zadziałały. Aż za dobrze - model wyrwał się z ręki Pawła (to miał być test silników) i poleciał nad dom kończąc lot na działce sąsiada. Sąsiada z którym nie utrzymuję stosunków dyplomatycznych…
Na szczęście tajna misja na tyłach wroga zakończyła się pełnym sukcesem, bez strat i bez dekonspiracji (oraz kompromitacji)!
Jednak chyba wolę moją „aparaturkę” z klasycznymi drążkami: 
Moje rady (uczcie się na błędach innych)
- Zawsze przeczytaj instrukcję obsługi (najlepiej ze zrozumieniem).
- Rad niedoświadczonych entuzjastów słuchajcie z pewną dozą nieufności ;-)
- Zawsze zanim weźmiecie się za pilotowanie poćwiczcie „na sucho”. Trzeba wyobrazić sobie jak sterujemy modelem (zasady poznamy z instrukcji i/lub Internetu) i w myślach przelecieć jakąś założoną prostą trasę. To naprawdę skutkuje - tak się „nauczyłem” pilotować modele na uwięzi, szybowce RC, moją FDeltę i tak nauczyłem się latać na lotni (prawdziwej nie szmacianej paralotni). Prawie zawsze udawało mi się „oderwać od ziemi” i jakoś wylądować za pierwszą próbą.
- Pamiętajcie, że gdy model jest swoim przodem zwrócony w Waszą stronę to kierunek działa odwrotnie! Wy w lewo, a on w Wasze prawo! Dlatego radzę aby pierwsze loty robić „od siebie” i dookoła, unikając pilotowania „na siebie”. Można też obracać się zgodnie z kierunkiem w jaki wymierzony jest przód modelu (ale nie tracąc go z oczu).
Następnym razem nie dam się zaskoczyć i sam zastosuję się do własnych rad ;-)
Dwa lata później ten sam Paweł odwiedził mnie z nowym (już półprofesjonalnym) czterowirnikowcem DJI Phantom sterowanym „klasyczną” aparaturą i wspomaganym znacznie lepszym autopilotem i komputerem pokładowym. No i Paweł już umiał pilotować (jest profesjonalnym kamerzystą i montażystą). DJI Phantom przekazuje obraz do przekaźnika przy nadajniku, a ten dalej przez WiFi np. do iPad'a ale o tym przy innej okazji.
Na razie zobaczcie film z zabaw DJI Phantom: Quadrocopter Phantom DJI and the dog ;-)