Od niecałego miesiąca jestem szczęśliwym posiadaczem iPhone’a 6. Przed przesiadką byłem raczej umiarkowanym entuzjastą tego telefonu. To co mnie zniechęcało to oczywiście wielkość ekranu. I to zarówno w plusie, jak i w podstawowej szóstce. Jestem wielkim zwolennikiem 3,5 calowego ekranu, którego miałem w swoim starym 4S-ie, głównie oczywiście ze względu na wyjątkową mobilność i wygodę używania tego telefonu

Kompromis między dużym ekranem a wygodą

Z iPhonem 4S bez żadnej obawy szedłem ulicą i trzymając go jedną ręką pisałem SMS-a. Z iPhonem 6, a z 6 plus tym bardziej, nie odważyłbym się na taki eksperyment, z uwagi na to, że nie trzymam go pewnie w garści. Szóstkę trzymam trochę inaczej, mniej pewnie, wszystko po to, aby chociaż próbować sięgnąć kciukiem w dalsze części ekranu. Jest to mniej wygodne niż na mniejszych ekranach i koniec.

Nie ulega wątpliwości, że większy ekran jest wygodniejszy, pod warunkiem, że np. siedzimy w fotelu i możemy go swobodnie obsługiwać dwoma rękami. Wówczas wszelkie niewygody są nam wynagradzane większym ekranem, na którym więcej widać, wszystkie aplikacje wyglądają lepiej, dają więcej możliwości. Wyliczając zalety iPhone'a 6, a 6 plus to już w ogóle, wymienia się z reguły większość zalet iPada.

W związku z powyższym wybór większego telefonu jest dla mnie kompromisem miedzy zaletami dużego ekranu, a niewygodą noszenia większego urządzenia. Jednak po niecałym miesiącu używania wiem, że warto było zmienić wysłużoną 4S-kę na 6 tylko z jednego powodu - dłuższy czas pracy na baterii. Wszystko inne pal licho, ale ta bateria to jest to naprawdę rewelacyjna sprawa. I nie chodzi tu o zwiększenie czasu pracy telefonu o kilka godzin, ale o czas liczony w dniach. No dobra przesadziłem, chodzi o jeden dzień więcej.

Bateria w iPhonie 6 wynagradza wszystko

iPhone 4S trzymał mi na baterii jeden dzień i to pod warunkiem, że używałem go niezbyt intensywnie. Jak przez przypadek zdarzyło mi się czy to przeglądnąć na nim strony www, Twittera, Facebooka, czy pograć w jakąś grę, to mogłem być pewny, że po południu będę musiał rozglądać się za ładowarką. Wyjazd na jeden dzień w podróż, bez ładowarki albo powerbanka w torbie był wręcz niemożliwy. Łapałem się wręcz na tym, że będąc w podróży, czasami powstrzymywałem się od np. przejrzenia Twittera, bo wiedziałem, ze od razu grozi to kilkunastoprocentową utratą baterii i nie doczekam z działającym telefonem wieczoru.

iPhone 6 trzyma mi na baterii 2 dni umiarkowanie intensywnego używania. Wiem, że dla każdego termin „umiarkowanie intensywne używanie” oznacza to co innego, ale dla mnie oznacza to tyle, że w końcu nie powstrzymuję się przed wyciągnięciem z kieszeni i sprawdzeniem maila, sprawdzeniem Twittera, czegoś na mapie, itp., bo wiem, że baterii na pewno starczy mi do wieczora.

Telefon znowu mobilny

Mało tego, kilka razy przyłapałem się na myśleniu, że nie pamiętam kiedy ostatni raz ładowałem swój telefon. Dzisiaj? A może wczoraj? Tak to chyba było wczoraj rano. Z iPhonem 4S to było praktycznie niemożliwe. Nienaładowanie telefonu z rana na 100% powodowało to, że do popołudnia nie było żadnej szansy dotrwania z działającym telefonem.

Warto było zatem zmienić na 6 dla samej baterii. To właśnie oznacza dla mnie mobilność, bo noszenie przy sobie powerbanka i nerwowe spoglądanie na wskaźnik naładowania baterii w 4S to było co najwyżej zaprzeczenie mobilności. Mało tego, po raz pierwszy przeszła mi przez głowę szatańska myśl, że może zamieniłbym swój telefon na iPhone’a 6 plus - tylko i wyłącznie dla jeszcze lepszej baterii. Sam się tego boję.