Pre-order na swojego Pebble złożyłem 29 stycznia 2013 roku, doszedł do mnie we wrześniu ubiegłego roku. A przez ostatnie pół roku leżał w szafce. Teraz do niego wróciłem i?

Od Pebble tak naprawdę wszystko się zaczęło ziszczać. Przed zapowiedzią tego zegarka, mieliśmy tylko plotki o iWatch. Jak się finalnie okazało były one jak najbardziej prawdziwe. Apple od trzech lat pracowało nad Apple Watch, którego zobaczymy na wiosnę 2015 roku. Pebble wyprzedził Samsunga, Sony, LG, Motorole, Microsoft Google i właśnie Apple.

Pebble jest stosunkowo tani. Zwykła wersja kosztuje 99 dol., stalowa jest o 100 dol. droższa. To i tak niewiele w stosunku do tego ile kosztują pozostałe smart zegarki, a zwłaszcza do zapowiadanych cen Apple Watch. Trzeba jednak wziąć korektę, że Pebble jest po prostu, brzydki i mało atrakcyjny. To zegarek dla uber geeka, a nie klienta masowego. Nie ma tej otoczki jaką robi już dziś Apple w okół swojego zegarka, daleko mu nawet do tego co oferuje Motorola w swojej 360, czy LG.

U mnie po pierwszym oczarowaniu, przyszedł czas na weryfikację. I tak Pebble był przez tydzień, dwa na nadgarstku później po wyładowaniu lądował w kącie. Ostatnio tak pozostał praktycznie od lutego. Zdecydowanie bardziej wolałem klasycznego analogowego Fossila, niż kawałek plastiku, który wcale nie dawał mi radości i tak już byłem niewolnikiem powiadomień.

Teraz znów za sprawą nowych aplikacji ruchowych stwierdziłem, że dam mu kolejną szansę. To znowu są niecałe dwa tygodnie, ale tym razem chyba pozostaniemy razem na dłużej. Dziś Pebble dostał aktualizację z polskimi fontami, ma kilka fajnych aplikacji jak Morpheuz, swim.com, czy Pebblets. Niedawno powróciłem też do gry w Squasha i licznik punktów w zegarku w trakcie rozgrywki jest nieoceniony. Wkrótce zamierzam też wypróbować sterowanie GoPro.

Powrót do Pebbla potwierdza, to co ostatnio pisałem. Smart zegarki potrzebują aplikacji, jak ryba wody. Bez nich pozostają tylko wyświetlaczem powiadomień i zwykłym zegarkiem. Zwykłym zegarkiem, który nie spełnia swoich podstawowych założeń - bo sprawdzenie godziny nie zawsze jest możliwe ze względu na krótką żywotność akumulatora, nie zawsze są też biżuterią a tym jest dla mnie zegarek. Dopiero wraz z aplikacjami nabierają sensu.

Wciąż najlepszym miejscem w którym sprawdza mi się Pebble jest samochód. Stojąc w korku nie muszę sięgać po telefon aby sprawdzić powiadomienia, mogę też szybko przełączyć utwór w iPhonie podłączonym do głośników przez kabel audio. To przydatny dodatek.

Choć dziś aplikacja Pebble dla iOS wygląda już bardzo przyzwoicie, to wciąż nie uważam aby to było rozwiązanie dla zwykłych konsumentów. Aktualizacja softu Pebble z 2.3 do 2.7 wymagała ode mnie przywrócenia zegarka do wersji 1.4 i dopiero ponowną instalację oprogramowania. Także limit zainstalowanych aplikacji na zegarku jest sporym utrudnieniem.

Do czasu Apple Watch pewnie będę romansował jeszcze parokrotnie z Pebble. Nie jestem tym sprzętem zafascynowanym, ale jednocześnie wiem, że jest sporym wkładem w rozwój technologii ubieralnej. To sprzęt stricte dla gadżeciarzy, maniaków, osób które nie mogą żyć bez powiadomień i lubią personalizować swoje urządzenia.

Wierzę, że Apple Watch będzie zupełnie innym sprzętem który polubię nie tylko ja, ale do ceni też na przykład moja mama albo siostra. A Pebble na razie zostaje na nadgarstku.