Darmowy Office na iOS? Nie do końca
Bardzo mnie ucieszyła wiadomość, że Microsoft Office na urządzenia mobilne jest od kilku dni za darmo. Skoro jest za darmo Google Docs i jest za darmo iWork, to dlaczego użytkownicy mieliby płacić za Office’a?
Za Docsy płacimy utratą prywatności
Tylko teraz tak. Czy Google Docs na pewno jest za darmo? Bo moim zdaniem nie jest. Ceną jest posiadanie konta na Gmailu. Wiem, że to zaskakujący wniosek, ale tak jest. Płacimy za możliwość korzystanie z Google Docsów tym, że jesteśmy zalogowani na naszym Google’owym koncie, oglądamy reklamy na Gmailu, oglądamy reklamy w wynikach wyszukiwania, itd. Google dzięki temu wie o nas wszystko, a przez to może nam serwować możliwie jak najlepiej dopasowane do nas reklamy. Im lepiej są one dopasowane, tym większa szansa, że w nie klikniemy, a to spowoduje, że Google zarobi pieniądze. To z jednej strony mała cena, a z drugiej ogromna. To jest kwestia tego, jakie kto ma podejście do prywatności. Jeżeli ktoś jest uczulony na tym punkcie i nie chce, aby kolejna światowa korporacja wiedziała o nimi wszystko, to nie korzysta z usług Google’a (czy to w ogóle jest możliwe w dzisiejszym zinformatyzowanym do cna świecie?) i w konsekwencji nie ma dostępu do Docsów. A jeżeli chce mieć, to musi zapłacić. Swoimi danymi osobowymi, swoimi zainteresowaniami, swoją prywatnością. Pomijam w tym momencie to jaką użyteczność dają nam Docsy. Bo moim zdaniem dają nam taką sobie. Choć gdybym kiedyś został postawiony przed takim faktem, że mam używać jako pakietu biurowego tylko i wyłącznie Docsów, to poradziłbym sobie. Oczywiście jak nie musiałbym dużej bazy danych w arkuszu kalkulacyjnym przetwarzać. Proste dokumenty, proste arkusze i proste prezentacje może na tym tworzyć. Z kolei do wymiany informacji ze współpracownikami, to jest to najlepsze narzędzie jakie potrafię sobie wyobrazić. Ale skoro rozmawiamy (i porównujemy) o dostępie do Google Docsów za pomocą mobilnych narzędzi, to muszę w tym miejscu ponarzekać na Google’owe aplikacje na iOS - Arkusze, Dokumenty i Prezentacje. W dużym skrócie - są do niczego.
Cena iWorka jest ukryta w cenie urządzeń od Apple
Dla porównania mamy, znowu teoretycznie darmowego, iWorka od Apple. Oczywiście iWork, podobnie jak Google Docs, darmowy nie jest. Tylko cena jest zaszyta gdzie indziej. Płatność za iWorka uiszczamy w momencie kupna nowego Maka lub też iPada, czy też iPhone’a. Nie ma więc mowy o żadnej darmowości iWorka. W tym przypadku, Apple dorzucając kolejne „darmowe” narzędzia do sprzedawanych urządzeń stara się przyciągnąć użytkowników do swoich produktów. Czy dobrze robi? Moim zdaniem rewelacyjnie, tylko trochę za mało reklamuje tę tonę narzędzi, która jest zaszyta w cenie nowego iPada/iPhone’a/Maka. Przypomnijmy, że to nie tylko iWork, ale także iMovie, GarageBand, Kalendarz, Przypomnienia, Notatki, itd. Porównując z kolei funkcjonalność iWorka na urządzeniach mobilnych, czyli na iPadzie i na iPhonie, bo tylko na tych jest dostępny, do wyżej wymienionych Docsów należy stwierdzić, że… w zasadzie porównania nie ma. iWork zjada Docsy na śniadanie. To super potężne narzędzie, które umożliwia prawie pełną (są wyjątki w funkcjonalności, jest wąska grupa czynności, którą możemy zrobić tylko na komputerze, a na iOS-ie niestety nie) edycję plików Keynote’a, Pages i Numbers. iWork na iOS jest jednym z tych narzędzi, które powodują, że gdybym stracił możliwość korzystania z komputera na pewien czas (albo może i na zawsze) i zostałbym zmuszony do korzystania tylko z iPada i iPhone’a, to jakoś bym sobie poradził. Może czasem tworzyłbym dokumenty wolniej, ale na pewnie nie gorzej niż na Maku. A gdyby mnie zostawić tylko z mobilnymi Docsami, to niestety musiałbym zarzucić jakąkolwiek pracę zarobkową, która wymagałaby ode mnie tworzenie dokumentów. Różnica na korzyść iWorka jest w tym przypadku kolosalna.
Darmowy Office na urządzenia mobilne? No skądże!
W erze darmowych, choć nie do końca jak starałem się dowieść powyżej, narzędzi od Google i Apple, wymaganie od użytkowników płatności za Office’a zaczyna być dla Microsoftu coraz bardziej kłopotliwe. Domyślam się zatem, że coraz mniej użytkowników decydowało się na taki ruch - kupno pakietu Office. Stąd też doczekaliśmy się pierwszego w historii rozdziewiczenia płatnych usług od Microsoftu. Mamy darmowego Office’a na urządzenia mobilne (urządzenia z iOS i z Androidem). Jak to zobaczyłem, to byłem przez chwilę w szoku, bo oto na naszych oczach pada ostatni, najbardziej trwały bastion płatności za oprogramowanie. Gdyby 10 lat temu Microsoft zdecydował się na taki ruch, czyli darmowego Office’a na jakąkolwiek platformę, to ówczesny Prezes MS zapłaciłby pewnie za to głową, a dzisiaj przyjęto to jako normalną sprawę, wymóg czasu. Kolejnym krokiem wydaje się być darmowy Office, pewnie z jakimiś ograniczeniami, na urządzenia stacjonarne. Przyznam się, że nie wiem dlaczego nie zrobiono tego już teraz. To trochę dziwne, danie tego produktu za darmo na iOS i Androida, a na komputery nie. Ale akurat to wydaje mi się nieuniknione. Tzw. użytkownicy domowi, jak tylko zmienią swoje przyzwyczajenia, to nie muszą już dzisiaj w ogóle korzystać z Office’a, więc po co mieliby dodatkowo za niego płacić? Jeżeli Microsoft chce, aby dalej korzystali z Office’a, to musi dać im go, prędzej czy później, za darmo.
Prawdę powiedziawszy, to w mojej obecnej pracy, gdybym nie musiał wymieniać się dokumentami ze światem zewnętrznym, to już dawno porzuciłbym wszelkie narzędzia od Microsoftu. Teksty, również ten, tworzę we Writerze Pro, dokumenty do druku piszę w Pages, prezentację tworzę w Keynote, arkusze kalkulacyjne w Google Docsach (głównie dlatego, że muszę współdzielić ich treść z innymi osobami). Wszystko mam out of the box w moim komputerze, bez potrzeby wydawania złotówki na dodatkowe narzędzia. No dobra, wydałem pieniądze na Writera Pro, ale powiedzmy, że to jest moja fanaberia. Mógłbym pisać teksty w Pages. Choć tego akurat nie lubię, wolę mieć coś minimalistycznego do tworzenia tekstu. Robię wyjątek dla nieco większych arkuszy kalkulacyjnych - korzystam wówczas z Excela, którego nota bene uważam za rewelacyjne narzędzie. Tylko że charakter mojej pracy coraz rzadziej tego wymaga. Podejrzewam, że takie potrzeby jak ja ma bardzo wielu użytkowników. Przesiadka na powszechnie dostępne darmowe narzędzia wymagają tylko i wyłącznie zmiany przyzwyczajeń, bo potrzeby są z reguły niezbyt wymagające. Ta wąska część biznesu, która np. musi tworzyć zaawansowane arkusze kalkulacyjne, pisać makra w Visual Basicu, itp. dalej będzie korzystać z Excela. I bardzo dobrze, bo to na nich powinien skoncentrować się Microsoft. Office jest póki co standardem w biznesie, wydaje się, że tak jeszcze przez dłuższy czas pozostanie, więc tworzenie zaawansowanych usług dla tej grupy docelowej powinno być kierunkiem rozwoju usług Microsoftu. Płatny system operacyjny? Płatny pakiet biurowy? Teraz zarabia się na usługach i zdaje się, że Microsoft to widzi.
Wybaczcie, ale nic nie napiszę o wersji Office’a na Androida. Przyjrzałem się natomiast wersji na iOS. To co dostajemy za darmo jest wersją, pozwalającą nam tworzyć dokumenty, ale z pewnymi ograniczeniami. Pierwsze wrażenie z używania Office’a na iPadzie jest dosyć pozytywne. Nie ma co prawda wygody iWorka, widać, że to Apple jest specjalistą od tworzenia interfejsów dotyków, a nie Microsoft, ale i tak jest naprawdę nieźle. Jeżeli chcemy tworzyć podstawowe dokumenty, proszę bardzo, możemy używać pakietu Office na iPada. Gdy jednak chcemy zająć się ich formatowaniem, w różnych miejscach w aplikacjach, czyha na nas zachęta pod uroczym komunikatem „Odblokuj funkcje premium”. Microsoft próbuje przekonać nas do subskrypcji usługi Office 365 za skromne 6,99 euro miesięcznie wycinając z darmowej wersji mnóstwo fajnych funkcjonalności.
Płatna wersja, oprócz odblokowania pełnej funkcjonalności w wersji mobilnej, pozwala zainstalować także najnowszą wersję Office’a za jednym komputerze PC lub Mac. Jest dostępna także opcja „rodzinna”, która za 9,99 euro miesięcznie pozwala zrobić to samo, ale już na pięciu maszynach. Są jeszcze dostępne opcje biznesowe, ale te są niedostępne z poziomu in-app-purchase w aplikacji. Trzeba je kupić przez stronę Microsoftu i zalogować się do aplikacji.
Czego brakuje w darmowej wersji? Brakuje sporo. Płatna wersja Worda dodatkowo umożliwia:
- Wstawianie podziałów sekcji
- Włączanie kolumn w układzie strony
- Dostosowywanie nagłówków i stopek różnych stron - Zmienianie orientacji strony
- Śledzenie i przeglądanie zmian
- Dodawanie kolorów niestandardowych do kształtów
- Wstawianie i edytowanie obiektów WordArt
- Dodawanie cieni i stylów odbicia do obrazów
- Dodawanie i modyfikowanie elementów wykresów
- Wyróżnianie komórek tabel przy użyciu niestandardowego cieniowania kolorów
Z kolei w płatnym Excelu jest możliwe:
- Dostosowywanie stylów i układów tabel przestawnych
- Dodawanie kolorów niestandardowych do kształtów
- Wstawianie i edytowanie obiektów WordArt
- Dodawanie cieni i stylów odbicia do obrazów
- Dodawanie i modyfikowanie elementów wykresów
I wreszcie PowerPoint (komu to jest potrzebne jak jest Keynote?!):
- Sprawdzanie notatek prelegenta podczas przeprowadzania prezentacji w widoku prezentera
- Dodawanie kolorów niestandardowych do kształtów
- Wstawianie i edytowanie obiektów WordArt
- Dodawanie cieni i stylów odbicia do obrazów
- Dodawanie i modyfikowanie elementów wykresów
- Wyróżnianie komórek tabel przy użyciu niestandardowego cieniowania kolorów
Podsumowując, Office darmowy nie jest, ale to krok w dobrym kierunku Microsoftu. Za darmo daje podstawową funkcjonalność. A jeżeli ktoś (w domyśle świat biznesu) potrzebuje pełnej funkcjonalności, to zapłaci. I tak to powinno być robione. Nie ma sensu zmuszać użytkowników do płacenia za coś, co gdzie indziej mają za darmo.