Przeglądając mój timeline na Twitterze, tuż po premierze OS X 10.10 Yosemite, miałem wrażenie, że to najgorszy system w historii Apple. Przez Twittera przelało się takie wiadro pomyj, że naprawdę można było się przestraszyć i uwierzyć, że Apple naprawdę spaprało sprawę.

Nie wiem po co ten informatyczny wyścig

Zdaję sobie sprawę, że system nie jest bez wad, a sporo tych narzekań jest uzasadnionych. Być może faktycznie tak jest, że Apple wpadło w pułapkę, którą samo na siebie zastawiło, zbyt szybko następujących po sobie tzw. „dużych update’ów” systemów operacyjnych - zarówno OSX-a jak i iOS-a. Sami sobie narzucili bardzo wymagający roczny cykl, który skutkuje tym, że aktualnie wszyscy w okolicach czerwca i kolejnej konferencji WWDC wręcz wymagają od Apple następnych dużych wersji systemów. Tak było od debiutu iPhone’a w 2007 r. aż do dzisiaj. Co roku mamy nowego iOS-a, a w ostatnich trzech latach znacznie skrócono także cykl wydawniczy OSX-a, również do roku czasu. Przyznam szczerze, że jeżeli w czerwcu 2015 nie zobaczymy 10.11 i 9.0, to sam będę lekko rozczarowany, choć podskórnie czuję, że nie powinni tego robić. Byłoby lepiej dla nas wszystkich, gdybyśmy zobaczyli oprogramowanie o numerkach powiedzmy 10.10.6 i 8.5 niż kolejne duże wersje systemów. Ale wiecie jak to jest. Znacznie bardziej korzystne marketingowo jest ogłaszanie nowych ładnie brzmiących nazw kolejnych systemów.

Aby zdać sobie sprawę jak niesamowite jest to tempo, warto dla porównania przypomnieć czasy gdy na rynek wchodziły pierwsze wersje systemu OS X, czyli publiczna beta Kodiak i później 10.0 Cheetach. Steve Jobs zapowiedział OSX-a na Macworld (Ach, ten nieodżałowany Macworld) w styczniu 2000 r. Zwróćcie uwagę na harmonogram wydawniczy. Beta miała trafić do deweloperów na wiosnę, sam system do sprzedaży jesienią, a preinstalowany na nowych komputerach miał być dopiero w styczniu kolejnego roku!

Nic więc dziwnego, że aktualnie nieprawdopodobnie pędzące zmiany powodują, że coraz większej liczbie osób coś tam zawsze nie działa. Z drugiej jednak strony należy zwrócić uwagę na to, że baza użytkowników Maków jest największa w historii. A to zawsze będzie powodowało, że coraz więcej osób będzie zgłaszało problemy. Tak to jakoś jest, że ci którym wszystko działa siedzą cicho i po prostu w spokoju korzystają ze swoich urządzeń. Ci poszkodowani, którym mnóstwo rzeczy nie działa, najgłośniej krzyczą w różnego rodzaju mediach społecznościowych.

Po prostu piękny system

Wygląda na to, że tym razem ja również należę do tych nielicznych (jak mogłaby sugerować lektura mojego timeline’u na Twitterze), którym w cudowny sposób wszystko działa. Mało tego, nie dość, że działa, to dodatkowo jestem zachwycony nowym OSX-em. Tak jak nie zostawiłem rok temu suchej nitki na iOS 7.0 (gradienty!), tak Yosemite podoba mi się i to bardzo.

Zebrałem kilka uwag natury ogólnej odnośnie nowego systemu. Co tu dużo mówić, oprócz paru drobiazgów, to generalnie pochwała nowego systemu.

  • Po pierwsze instalacja - Pokażcie mi inny system operacyjny, w którym można dokonać bardzo dużego update’u w trakcie wykonywania ważnego zadania. A tu tak właśnie jest. System oczywiście trochę się ściągał, ale jak już mieliśmy go na dysku, to wystarczyło kliknąć update, podać hasło administratora i można było iść do kuchni nastawić zupę.
  • Zmiana wyglądu, ale nie zmiana przyzwyczajeń - Po powrocie z kuchni, kiedy zupa już radośnie bulgocze w garnku, możemy wrócić do zadań, które wykonywaliśmy przed dłuższą chwilą na 10.9, tylko że na nowym systemie. Tak jakby się nic nie stało. Ten system trochę inaczej wygląda, ale nie ma mowy o czymś takim, że użytkownik traci umiejętność jego obsługi. Wszystko jest tam gdzie zdążyliśmy się przez lata przyzwyczaić. Żadnych udziwnień, żadnych nowych rozwiązań, które wymagałyby od nas nauki. Nie ma ani chwili zastanowienia w stylu „dobra, to co teraz mam kliknąć?”. Teraz i tak przesiadka na 10.10 była niezwykle spektakularna, gdyż otrzymaliśmy sporo zmian wizualnych, nowy font systemowy, nowe ikonki wielu programów, przezroczystości, płaski interfejs. Koniec z interfejsem Aqua! Ale przy poprzedniej zmianie z Mountain Liona na Mavericksa niedoświadczony użytkownik w ogóle mógł żadnych zmian i różnic między kolejnymi systemami nie zauważyć. Przy takich rozważaniach zawsze przypomina się to co Microsoft zrobił z Windowsem przy zmianie z systemu z 7 do 8. Tam dopiero użytkownicy mieli wesoło.
  • Sporo aplikacji wymaga uaktualnień - Tak jak przy zmianie z iOS 6 do iOS 7 wszystkie aplikacje wymagały update’ów, aby dostosować się do nowego wyglądu, tak jest to konieczne również i teraz w przypadku OSX-a. Żelaznym przykładem jest Tweetbot, który zagnieżdża się w górnym pasku menu i w trybie „dark mode” wygląda tam ohydnie.

Yosemite przynosi kilka nowości. Z racji tego, że nie mam zbyt nowego sprzętu (MBP mid 2009) z wielu funkcjonalności nie mogę skorzystać. Nie ukrywam, że to co podoba mi się najbardziej nie jest związane z żadną nową funkcjonalnością. Po prostu podoba mi się wygląd. Po prostu. Nowy system jest piękny. Lubię do niego siadać codziennie, cieszę się jak dziecko każdą chwilą jaką z nim spędzam. Mogłoby się wydawać, że wygląd nie ma znaczenia, ale dla mnie ma. Spędzam przed komputerem wiele godzin dziennie. Chcę mieć przed sobą ładnie wyglądające oprogramowanie. Jestem pod tym względem wyczulony. Mając do wyboru dwa programy o podobnej funkcjonalności, gdzie brzydszy jest tańszy, a ładniejszy jest droższy, zawsze wybieram ten ładniejszy. Mało tego potrafię przestać używać danego programu, mimo że jest użyteczny, bo jest brzydki.

Nie sięgam już po telefon

Z rzeczy już nieco bardziej namacalnych, to moje ulubione funkcjonalności z Yosemite to w zasadzie tylko te dwie:

  • Rozmowy prowadzone z komputera - To zabija wszystko. iPhone ładuje się w kuchni, ja słyszę, że dzwoni, nie biegnę tak jak poprzednio do kuchni, czekam cierpliwie 3-4 sekundy, mój Mac w tym czasie komunikuje się z iPhonem i zaczyna dzwonić. Nie mam żadnych uwag do jakości dźwięku. Wszystko pięknie działa, na moim pięcioletnim komputerze, przez sieć WiFi. Dla tej jednej funkcjonalności warto było wgrać 10.10. Nawet jak komuś wszystko w tym systemie przeszkadza, to to jedno wynagradza wszystko.
  • Odbieranie i wysyłanie sms-ów z komputera - koniec podziału ludzi na „niebieskich” i „zielonych”. Od teraz wszystko piszę z komputera. Super wygodna sprawa. Ileż to razy rezygnowałem z napisania sms-a, bo nie chciało mi się go klepać na niewygodnej klawiaturze ekranowej telefonu. A teraz piszę nawet kilometrowe sms-y normalnie na komputerze. Oczywiście można z tego swobodnie korzystać, pod warunkiem, posiadania planu taryfowego z nielimitowanymi sms-ami. W innym wypadku takie pisanie może nas później drogo kosztować.

Żeby nie wszystko było tak różowo, to właśnie po raz kolejny wysypał mi się Dropbox… To tak a propos konieczności update’ów niektórych aplikacji. O! Dock przestał mi się powiększać po najechaniu na niego myszką. Ale dobra, to są drobiazgi. Ten system jest tak piękny, że chwilowo wybaczam Apple wszystkie drobne wpadki.