Jak nie EarPodsy to co?
Po ponad dwóch latach używania dzisiaj zepsuły mi się moje ulubione EarPodsy. Mówcie co chcecie, ale ja bardzo wysoko cenię te słuchawki. Miały dla mnie przynajmniej kilka zalet:
- genialne pudełko, które znakomicie ułatwia ich przenoszenie (o ile oczywiście nie jestem w danym momencie leniwy i w ogóle chce mi się je wkładać do pudełka),
- przy słuchawkach nie ma żadnych gumeczek, żadnych nakładek, które spadają, gubią się, niszczą - bardzo to ułatwia czyszczenie słuchawek,
- dosyć głośno grają - było tak przynajmniej na początku. Teraz dopiero widzę, że psuły się bardzo powoli, ale systematycznie. To że się zepsuły objawiało się tak, że słuchawki z czasem zaczęły grać coraz ciszej, aż w końcu dzisiaj coś kompletnie się w nich popsuło i na maksymalnej ustawionej głośności ledwo co grają. W domowej ciszy to jeszcze idzie ich jakoś słuchać, ale idąc ulicą nie słychać kompletnie nic, o jakiejś sensownej rozmowie telefonicznej w ogóle nie ma mowy. Mam zapasowe EarPodsy od iPoda nano. Nie da się ich normalnie używać, bo nie mają pilota, więc jakakolwiek zmiana głośności, czy też zmiana utworu powoduje konieczność wyciągnięcie telefonu, co jest tragicznie niewygodne. Ale jak je włożyłem do telefonu i włączyłem jakiś utwór na maksymalnej głośności, to mało mi uszy nie eksplodowały tak było głośno. Oho! Przypomniałem sobie, tak grały moje słuchawki kiedyś… jak były nowe! Przy okazji kompletnie nie rozumiem dlaczego Apple zaoszczędziło ćwierć dolara na tym pilocie. Ile to mogło dodatkowo kosztować, że zdecydowali się na ich usunięcie?! W efekcie użytkownik dostaje takie wykastrowane słuchawki, których w ruchu kompletnie nie da się używać. Zupełnie bez sensu, nie rozumiem tego. Przecież mnóstwo ludzi np. biega z iPodami i zmienia w biegu utwory. Jak to zrobić, jak nie ma pilota?!
- są wygodne - to oczywiście kwestia gustu, ale dla mnie EarPodsy są idealne. Ja nie mogę mieć słuchawek dokanałowych, gdyż mam wrażenie, że wkładam je bezpośrednio do mózgu i zawsze, gdy takich używałem, po krótszej lub dłuższej chwili bolała mnie głowa. A EarPodsy to takie pośrednie słuchawki między kanałówkami, a pchełkami. Grają wystarczająco głośno, a nie mam zatkanych uszu. Między innymi to pozwala prowadzić mi w nich samochód. W kanałówkach, z kompletnie zatkanymi uszami, nie odważyłbym się.
Mają jedną poważną wadę - dramatycznie plączący się kabel - wystarczy je położyć na stole, nie dotykać, nawet na nie patrzyć, a i tak będą splątane jak się je ponownie weźmie do ręki. Zmieniłbym słuchawki na dowolne inne, gdyby tylko były wolne od tej wady. Nie wiem, czy to w ogóle jest możliwe.
Oczywiście powinienem napisać jeszcze słowo o dźwięku. Czy dobrze grają? Hmmmm… Dla mnie wystarczająco dobrze, lecz zdaję sobie sprawę, że to są raczej budżetowe słuchawki i każdy meloman zakochany w jakości dźwięku nawet na nie nie spojrzy. Ok, zapewne tak jest. Ale ja po pierwsze bardzo dużo słucham w słuchawkach podcastów, a do tego super jakość dźwięku nie jest mi potrzebna. A po drugie mi chyba słoń na ucho nadepnął i ja tak do końca nie słyszę różnicy. Nie no, dobra. Słyszę różnicę, gdy założę swoje AKG K271 MK II (świetna marketingowa nazwa, prawda?). Ale ja EarPodsów używam w samochodzie, w sklepie na zakupach, na spacerze, w pracy dużo przez nie prowadzę rozmów telefonicznych, itp. W związku z tym naprawdę nie muszę mieć krystalicznego, głębokiego dźwięku. Chciałbym po prostu, żeby muzyka w tle mi leciała.
Dobra, co teraz? Nowe EarPodsy? I tak je dostanę wraz z nowym iPhonem, do którego się przymierzam. A może coś innego? Może jakieś Beatsy? Cena nie zachęca, a po drugie to chyba kanałówki, więc raczej nie. Na bank nie mogę mieć dużych nausznych słuchawek, bo jeżdżę w nich samochodem i tak jak wspominałem, nie mogę się w nich odciąć zupełnie, muszę słyszeć otoczenie. To co? Doradzicie coś?