Czytniki e-booków pojawiają się w rękach Polaków coraz częściej. Nikogo nie dziwi już widok czytających na Kindle, iPadzie czy innym czytniku lub tablecie. Wygoda użytkowania, oszczędność pieniędzy i czasu, szeroki zakres możliwości, a czasem także i moda zachęcają do zmiany sposobu czytania z tradycyjnego na nazwijmy to ogólnie elektroniczny. Sam jestem zadowolonym z produktu użytkownikiem Kindle Paperwhite, a wcześniej używałem Kindle Classic oraz Nook Simpletouch. Zdarzało mi się także czytać na tablecie. Powiem jedno, Kindle bije iPada na głowę.

No dobrze, ale iPad ma system iOS dający wiele możliwości, można na nim oglądać filmy, grać, słuchać muzyki, czytać książki interaktywne itd., a na Kindle można tylko czytać książki, no, ewentualnie sprawdzić definicję słowa w Internecie. To wszystko prawda, jednak chyba nie o tym w czytaniu chodzi.

Zacznijmy od baterii, która na iPadzie pozwala nam w najlepszym wypadku czytać około 10 godzin. Na Kindle to 40-50 godzin czytania. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że wciągnęła mnie książka którą czytam w podróży i w kulminacyjnym momencie bateria odmawia posłuszeństwa. Na Kindle nie muszę.

Kolejna sprawa to nasze zdrowie i podświetlenie. Podświetlenie w Kindle Paperwhite jest skierowane w stronę urządzenia, na iPadzie świeci nam w oczy, a dodatkowo specyfika ekranu sprawia, że nasze oczy przyjmują setki obrazów na minutę. Jest to na dłuższą metę męczące dla oczu, a przede wszystkim niezdrowe. Przy Kindle takiego problemu nie ma, technologia e-papieru sprawia, że nic nie migocze i nie świeci. Czytanie książki 3-4 godziny to nie problem, różnic między e-papierem, a zwykłą książką na tej płaszczyźnie nie ma, no, oprócz tego, że możemy czytać w nocy, bez nocnej lampki.

Budowa to także ważny czynnik. 100 gram różnicy, dla ręki która trzyma urządzenie przez godzinę ma duże znaczenie. Kindle czyta się po prostu wygodniej, jest mniejszy od iPada, przez co lepiej leży w dłoni, a idealnie spełnia wymogi wielkości czytanej strony.

Najważniejszą rzeczą jest jednak dla mnie (i nie tylko), jako czytelnika kontakt z książką. Czytając, w pewnym stopniu zagłębiam się w historię opisaną przez autora, identyfikuje się z bohaterami, żyję daną książką. Te relacja czytelnika jest bardzo ważna, a jest ona największa, gdy urządzenie służy tylko do czytania, a nie do tysiąca innych rzeczy. Wiem, że wielu z Was tego nie zrozumie, ale uwierzcie, że na Kindle, czy też innym czytniku czyta się więcej i szybciej.

No dobrze, z powyższego opisu wynika, że Kindle ma same plusy, a iPad minusy. Wcale jednak tak nie jest, a to za sprawą interaktywności książek na iPada, co ma kolosalne znaczenie szczególnie dla dzieci. Książka naukowa gdzie można zobaczyć ruszające się dinozaury, opowieść o księżniczce gdzie słyszymy piosenki dla dziewczynek, encyklopedia kosmosu, gdzie możemy zobaczyć Marsa z każdej strony. Tak, to jest super. Dzięki temu możemy zachęcić dzieci do czytania, a także więcej je nauczyć. Moja 6 letnia kuzynka była zafascynowana aplikacją Barefoot World Atlas (o której pisał MacKozer). Domyślam się, że opisem świata w formie linijek tekstu nie byłaby już tak zainteresowana, nawet z obrazkami. Jednak czy czytając "Zbrodnię i Karę" Dostojewskiego muszę widzieć animację Raskolnikowa z siekierą? Niekoniecznie, czytanie chyba na tym właśnie polega, aby użyć wyobraźni.

Niestety, tak to w życiu bywa, że najlepiej mieć dwa urządzenia. Każde z nich służy jednak do czego innego. Swoją drogą, ciekawe czy Apple zauważy jak wiele traci na rynku e-czytników, który może mogłoby zrewolucjonizować (kolorowy e-papier, hybryda e-papieru z ekranem Led) i zaprezentuje swój e-czytnik. Musi się jednak pospieszyć, rynek e-czytników, przynajmniej w USA powoli się nasyca.

Obserwuj @jacek_zieba